- No, taka już jestem. Trochę jak znarowiona klacz – mówiła jeszcze kilka dni temu, stojąc za metą u dołu stoku Kandahar w Garmisch-Partenkirchen, gdy padło pytanie o jej czasem szaleńczą odwagę na trasach i kaskaderskie popisy. – Tak wyrażam siebie – mówiła Sofia Goggia, która tej zimy z pięciu zjazdów wygrała cztery, a w tym piątym była druga. Przez lata "wyrażania siebie" na stokach zrywała wiązadła obu kolan, w tym lewego dwa razy, przez kraksy straciła igrzyska w Soczi 2014, a wcześniej juniorskie mistrzostwa świata, przed sezonem 2018-2019 złamała kostkę (a i tak zdobyła w tamtym sezonie medal MŚ w supergigancie), a rok temu w Garmisch-Partenkirchen złamała rękę w zawodach kończących sezon. Ale to właśnie teraz, po usłyszeniu diagnozy najnowszej kontuzji, napisała, że już chyba wypłakała wszystkie łzy.
Goggia we mgle nie zauważyła zaspy
To jeden z bardziej kuriozalnych wypadków, jakie się ostatnio zdarzyły w narciarstwie alpejskim: włoska mistrzyni olimpijska nie będzie mogła walczyć o złoto w zaczynających się w przyszłym tygodniu mistrzostwach świata we Włoszech (zjazd w Cortina d’Ampezzo ma być 13 lutego), bo uszkodziła się na zwykłym stoku, zjeżdżając do hotelu z resztą zawodniczek. Mistrzyni olimpijska z Pjongczangu, która na najtrudniejszych trasach potrafiła w sobie tylko znany sposób ratować się przed wywrotką, czy dojeżdżać do mety z jednym kijem, straci imprezę sezonu, bo – jak wynika z informacji, które podała "La Repubblica" – podczas tego zjazdu do hotelu, we mgle, nie zauważyła zaspy. Po uderzeniu w odgarnięty na bok śnieg przekoziołkowała z takim impetem, że spadł jej kask i pękła nasada kości piszczelowej w prawym kolanie.
"Minęło 30 godzin i już nie mam łez"
Wszystko działo się w Garmisch-Partenkirchen. Niespełna rok po złamaniu tam ręki i niedługo po tym wywiadzie, w którym opowiadała o wyrażaniu siebie i o znarowionej klaczy. W sobotę była na Kandaharze czwarta w supergigancie, w niedzielę czekała jak wszyscy, aż mgła w dolnej części trasy ustąpi i pozwoli rozegrać zawody. A gdy organizatorzy zdecydowali o przeniesieniu tego supergiganta na poniedziałek, zaczęła zjeżdżać bocznym stokiem, dla turystów, jak wszystkie zawodniczki. Tuż po upadku czuła, że sezon właśnie się dla niej skończył. Po diagnozie napisała: "Minęło 30 godzin i już nie mam łez. Ale ból i smutek zostają". Ma olimpijskie złoto, ma Kryształową Kulę za zjazd, ale złotego medalu mistrzostw świata jeszcze nie ma, zdobywała do tej pory tylko srebro i brąz.