Nowa wylęgarnia koronawirusa w Europie? Jeden Brytyjczyk zaraził 27 osób. Władze przepraszają

Kacper Sosnowski
Zamknęli już większość sklepów, przedłużyli lockdown restauracji, centrów kulturalnych i sportowych. Stoki narciarskie i branża hotelarska mogą tam jednak działać normalnie. Szwajcaria, która za ostatnie miesiące walki z koronawirusem przeprasza, zaostrza rygor i walczy o to, by jeden z jej kurortów narciarskich - gdzie właśnie wykryto ognisko infekcji - nie dostał łatki jak austriackie Ischgl.

Byliśmy zbyt pobłażliwi. Po pierwszej fali infekcji myśleliśmy, że wszystko, co najgorsze minęło. To było zbyt optymistyczne, by jesienią pozwalać choćby na imprezy masowe - mówił dla telewizji SRF, Alain Berset, szwajcarski minister zdrowia. Nawiązywał w ten sposób, m.in. do oglądanych przez kibiców z trybun meczów hokejowych i piłkarskich. Luźna walka z koronawirusem kosztowała Szwajcarię sporo nerwów i nagły wzrost liczby pacjentów pod respiratorami. W listopadzie kraj był na czele europejskiego zestawienia nowych infekcji w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców, co mogło prowadzić do zadyszki tamtejszej służby zdrowia.

Zobacz wideo Niemcy prawie 20 lat czekają na wygraną w TCS. "Trudny okres przed Horngacherem"

- Jeśli robisz błędy, to musisz naprawić je tak szybko, jak to możliwe - dodawał Berset, tłumacząc planowane przez władze restrykcje. Szwajcaria właśnie ogłosiła, że do końca lutego w całym kraju będą zamknięte restauracje, placówki kulturalne i obiekty sportowe (to rozporządzenie przedłużono). Do zakazu włączono jednak wszystkie sklepy, nieprowadzące sprzedaży artykułów pierwszej potrzeby. Nakazano pracę w domu, chyba że nie pozwala na to jej charakter. Jeśli jednak obywatel Szwajcarii, po ślęczeniu w domu, będzie chciał wyjechać na narty, nie będzie z tym żadnych komplikacji.

- Jazda na nartach to aktywność, która odbywa się na świeżym powietrzu, w przeciwieństwie do zakupów - skomentował minister zdrowia, jakby uspakajając, że narciarzom w Szwajcarii nic nie grozi. Zapewne wywołał tym sporą zazdrość miłośników białego szaleństwa w całej Europie. Może też i pewną konsternację, bo koronawirusowe problemy związane właśnie z narciarzami ma jedno z niewielkich szwajcarskich miast, choć robi wszystko, by nie powtórzyć niedawnych błędów Austriaków.

"Zakażenia na bardzo wysokim poziomie", ale narciarze z Europy mogą im pozazdrościć

Spośród wszystkich krajów alpejskich tylko Szwajcaria pozwala na rekreacyjne szusowanie. Reszta Europy swoje stoki zamknęła. Włochy do 17 stycznia, Austria do 24, Francja do końca tego miesiąca. Na nartach nie pojeździmy też m.in. w Czechach (do 22 stycznia), na Słowacji (do końca miesiąca) i w Polsce (do 17 stycznia). Nikt nie daje gwarancji, że te terminy się nie zmienią. Szwajcaria czerpie jednak ze wzorca szwedzkiego, gdzie też są i cały czas były czynne stoki. Miłośników zimowych sportów ze swych gór nie pościągała nawet na chwilę i jak widać przy najnowszych restrykcjach, dalej nie zamierza tego robić.

Sytuacja w 9-milionowej Szwajcarii jest co prawda nieco lepsza niż w listopadzie, kiedy dochodziło do 10 tys. nowych infekcji dziennie, ale czerwona lampka z czteroma lub pięcioma tysiącami nowych przypadków, wciąż pulsuje. Szwajcaria znajduje się na 8. miejscu w Europie w zestawieniu infekcji na 100 tys. mieszkańców.

"Wskaźniki zakażeń utrzymują się na bardzo wysokim poziomie. Spowodowane są nowymi, znacznie bardziej zaraźliwymi wariantami wirusa. Istnieje ryzyko ich dalszego wzrostu, do poziomów, które byłyby trudne do kontrolowania" - można wyczytać w oficjalnym komunikacie rządu.

Oczy mediów w związku ze wspomnianymi, zmutowanymi wariantami wirusa z Wielkiej Brytanii, skierowane są ostatnio właśnie w stronę szwajcarskiego sportu i rekreacji. Mają o czym informować.

Jeden gość z brytyjskim koronawirusem, a zrażonych 27 osób

Szef administracji kantonu Vaud poinformował właśnie, że trzeciej fali koronawirusa spodziewa się za 2,3 tygodnie. W uzasadnieniu potwierdził 39 nowych przypadków infekcji zmutowanym wirusem. Przyznał, że klaster odkryto w hokejowym klubie Lausanne HC. Dodał, że gracze zostali zainfekowani w Genewie i zakazili sporo zawodników CP Berno, z którymi grali w późniejszym terminie. Oszacował, że obecnie od 5 do 8 proc. infekcji w całym kantonie to transmisje nowej odmiany COVID-u. To sprawia, że Vaud ma oprócz Zurychu, Genewy, Wallis i Berna największy problem z infekcjami nowym szczepem. Z kolei ten ostatni kanton nabił sobie statystyki przez narciarzy.

Właśnie okazało się, że w ośrodku narciarskim w Wengen, nową mutację koronawirusa miał jeden z brytyjskich gości. Między 27 grudnia a 10 stycznia w małej, turystycznej miejscowości bawił się znakomicie. Tyle że przy wszystkich restrykcjach, które w Szwajcarii też obowiązują (maseczki trzeba nosić, jeśli nie można zachować zalecanego dystansu), zainfekował co najmniej 27 hotelowych gości. To spowodowało, że władze miasteczka liczącego 1200 osób, zdecydowały się na masowy test jego mieszkańców, a do badań zachęcają też przybyłych gości. Na razie liczba zainfekowanych brytyjską odmianą w całym kantonie Berna wzrosła do 70.

Otwarte pozostaje też pytanie, w jakim stanie zdrowia opuszczało Wengen wielu szwajcarskich i zagranicznych gości, którzy mogą rozprzestrzenić wirusa po kraju i Europie. Już są sygnały, że co najmniej sześciu Brytyjczyków wyjeżdżało stąd zainfekowanych, a może zakażeni byli już przybywając w Alpy? Szwajcaria nie prowadziła kwarantanny dla przybyszów z większości krajów Unii Europejskiej. Lokalne władze Wengen poinformowały, że sytuacja w ośrodku turystycznym pozostaje "napięta i nieprzewidywalna". Sanepid po trwających właśnie testach, zaleca powtórne badania, ale za 5 dni.

Ischgl, austriacka wylęgarnia koronawirusa

Wydarzenia z Wengen przypominają nieco te sprzed roku z austriackiego Ischgl. Wtedy to "Alpejska Ibiza" okazała się znakomitym inkubatorem koronawirusa i przyczyniła do rozsiania COVID-u po starym kontynencie. Mogła pomóc w tym też pewna bierność władz Tyrolu, czy nawet ignorowanie i zatajanie problemu przez miejscowych restauratorów. Być może dlatego teraz Szwajcarzy zachowują się dość rozważnie.

Ischgl działało oczywiście w innych realiach. Tętniące życiem restauracje, puby i imprezy apres-ski, setki turystów w barach chętnie korzystających z tańców, karaoke i bawiących się w piwnego ping-ponga (wrzucaniu ustami piłeczki do kolejnych szklanek z piwem) było rajem dla koronawirusa.

Kilka państw, szybko określiło to miejsce "strefą wysokiego ryzyka", stawiając je na równi z Wuhan czy Włochami. Skalę możliwego problemu określał wówczas komunikat norweskiej służby zdrowia z 8 marca 2020 roku. Informowano w nim, że 491 ze 1198 zainfekowanych wówczas Norwegów było w regionie Tyrolu. Potem okazało się, że pozytywny wynik testu uzyskał jeden z barmanów knajpy w Ischgl. Ta działała jeszcze przez kilka dni. Nikt nie wiedział, że koronawirusem zaraziło się 15 z 22 osób bliskiego otoczenia barmana. W mediach zaczęło się badanie sprawy, trwała krytyka tamtejszych władz. Zarzucano, że tyrolscy urzędnicy długo unikali zdecydowanych działań, obawiając się negatywnego wpływu epidemii na lokalne firmy. "Chciwość wzięła górę nad odpowiedzialnością za zdrowie mieszkańców i gości" - komentował "Der Standard". Wszczęto nawet prokuratorskie śledztwo. Wykazało ono szereg nieprawidłowości. Okazało się m.in, że miejscowe władze z kilkudniowym opóźnieniem wprowadziły w życie rozporządzenie nakazujące natychmiastowe zatrzymanie wyciągów. Zagraniczni turyści złożyli nawet pozew zbiorowy przeciwko władzom Ischgl i Tyrolu.

Wengen robi wiele, by szwajcarskim Ischgl nie zostać. Przetestuje każdego

Jak jednak wydarzenia z Ischgl mogą się mieć do tego co obecnie dzieje się w Szwajcarii? O działaniu dyskotek, barów i restauracji goszczących klientów od pewnego czasu nie ma tam mowy. Turystom pozostaje stołowanie się w otwartych tarasach gastronomicznych, lub punkty serwujące jedzenie na wynos. Co do kolejek górskich, wyciągów, poczekalni i innych funkcjonalności dla narciarzy, trzeba w nich zakładać maski. Różne kantony mają swoje rozporządzenia, ale przeważnie sprowadzają się one do określenia wypełnienia kolei gondolowych (zwykle maksymalnie 2/3 miejsc i otwarte okna) oraz kilku ogólnych uwag dotyczących higieny.

Zamknięcie sklepów bez artykułów pierwszej potrzeby sprawi nawet, że choć w Szwajcarii można jeździć na nartach, to nie można ich tam w prosty sposób kupić, tak samo jak innych zimowych akcesoriów. Placówki, które do tej pory handlowały takimi towarami, będą mogły prowadzić tylko sprzedaż wysyłkową. "Pozostawienie otwartych stoków i zamknięcie sklepów narciarskich jest nielogiczne" - zauważa cytowana przez "20miuntes" dyrekcja sklepu Gollut-Sport w Ovronnaz. Cieszy się, że w prosty sposób od powierzchni handlowych może odgrodzić te służące do serwisowania sportowego sprzętu, co nie będzie zabronione. Inne podobne placówki mogą mieć z tym większy problem i właśnie się reorganizują.

Choć zainfekowanie dużej liczby osób przez jednego turystę daje do myślenia i budzi niepokój, to jednak Wengen robi wiele, by szwajcarskim Ischgl nie zostać. Sklepy już są tam zamknięte, raczej puste hotele działają dość rygorystycznie, a każdego przybyłego turystę z głośników wita miły głos, wyliczając mu zasady sanitarne. W centrum miasteczka ustawiony jest duży biały namiot, w który każdy może przetestować się na COVID.

Koronawirus w SzwajcariiKoronawirus w Szwajcarii Screen/SRF

"Jeśli uda nam się zbadać wszystkich raz lub dwa w ciągu dziesięciu dni, to zrobimy bardzo ważną rzecz" - mówił telewizji SRF Mischa Schori, kierownik ds. zarządzania kryzysowego Berna. - Uzyskamy obraz jak szybko rozprzestrzenił się wirus - dodawał. Na razie na półmetku drogi, po około 500 szybkich testach mieszkańców Wengen, tylko 3 były pozytywne, 47 osób wciąż czeka na wynik testów PCR.

Na wszelki wypadek władze Berna odwołały słynne zawody Lauberhorn zaplanowane na ten weekend w Wengen. To spora strata dla regionu, ale jego mieszkańcy nie narzekają. Chwalą wszystkie działanie podjęte przez władze. Sytuacją w małym miasteczku interesuje się całą Szwajcaria. - Być może wyniki tej kampanii testowej i podjęte kroki przydadzą się w procedurach dotyczących przyszłych, ważnych wydarzeń - komentuje Schori i nerwowo czeka na kolejne dane. One też zapewne wpłyną na to czy Wengen będzie kojarzone jak Ischgl, czy raczej jako fajna i dobrze zorganizowana szwajcarska baza narciarska. Sezon jeszcze się tu przecież nie skończył.

Więcej o:
Copyright © Agora SA