Stoki narciarskie są zamknięte, nie można na ich uprawiać sportu, ale ludzie i tak korzystają z zimowej aury. Miejscowości w Beskidach przeżywają prawdziwe oblężenie. Tłumy turystów szturmują wyciągi, kolejki sięgają nawet kilkuset metrów, a jazda na sankach i "jabłuszku" stała się chwilowo nowym sportem narodowym Polaków.
Stok na Dębowcu w Bielsku-Białej właściwie w jeden weekend stał się miejską ślizgawką. Nie obyło się bez groźnych wypadków i interwencji Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. "W sobotę na stoku Dębowca GOPR-owcy pomogli 12-letniemu chłopcu z urazem stawu skokowego, którego nabawił się podczas zjazdu na "jabłuszku". W niedzielę pomocy potrzebowała kobieta, która zjeżdżając na sankach na Dębowcu, wjechała w siatkę zabezpieczająca stok i straciła przytomność" - czytamy na portalu bielsko.biala.pl.
W innym wypadku na Dębowcu ratownicy GOPR pomogli w opatrzeniu urazu kości udowej oraz miednicy u młodej dziewczyny. W drodze powrotnej do stacji ratownicy pomogli też ciężarnej kobiecie w zejściu z oblodzonego szlaku. - Popularne aktywności: jazda na sankach, ślizganie się na jabłuszkach, oponach, itp. w górach bywają tragiczne w skutkach. Szczególnie na baczności należy mieć się w przypadku wystąpienia niekorzystnych warunków pogodowych. Należy pamiętać również o tym, że przyspieszenie sobie zejścia poprzez zjazd szlakiem (na butach, jabłuszkach, kurtce, itp.) i jego wyślizganie może być dla kogoś idącego za nami przyczyną wypadku - ostrzega Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe.
Przypomnijmy, że stoki w Polsce zamknięte są od 28 grudnia, ale cześć wyciągów i kolei linowych wciąż funkcjonuje, ponieważ służą one wyłącznie do celów transportowych, a nie narciarskich. Nadużycia mają być sprawdzane przez policję i zgłaszane do stacji sanitarno-epidemiologicznych.