- W dobrych, rzeczowych rozmowach z branżą narciarską wypracowaliśmy protokół sanitarny, który jeszcze dziś skonsultujemy z GIS. Wygląda na to, że wkrótce będziemy mogli ogłosić dobre wieści dla narciarzy - napisał na Twitterze wicepremier i minister rozwoju, Jarosław Gowin. Mimo że i on i premier Mateusz Morawiecki jeszcze kilka dni temu mówili, że pojawienie się narciarzy na polskich trasach tej zimy będzie niemalże niemożliwe.
Teraz okazuje się, że optymizm wicepremiera Gowina nie oznacza, że sytuacja została opanowana. Poznaliśmy obostrzenia, które miałyby obowiązywać narciarzy na stokach:
- Niektóre z tych obostrzeń będą niemożliwe do realizacji - mówiły osoby związane z branżą narciarską na antenie radia RMF FM. Dodatkowym problemem ma być brak pojawiania się turystów na stokach do co najmniej 17 stycznia. Do tego momentu nie zostaną bowiem otwarte hotele i usługi noclegowe w całej Polsce, a to oznacza, że turyści mogliby jeździć nie dłużej niż przez jeden dzień w jednym miejscu.
- To gwóźdź do trumny dla takich miejscowości jak nasze. Dojdzie do bardzo wielu bankructw, do bardzo wielu ludzkich nieszczęść - mówił na wtorkowej konferencji prasowej burmistrz Karpacza, Radosław Jęcek cytowany przez portal 24jgora.pl. - Apel do Pana Premiera - bierzcie przykład z najlepszych - Austriacy od 6 grudnia otwierają wszystkie swoje hotele i wyciągi narciarskie. Swoich młodych ekspertów w garniturkach i krawatkach oddajcie do szkoły. Dajcie nam żyć i pracować - dodawał właściciel tamtejszego stoku Relaks, Tomasz Stanek.
- Reżim w stacjach narciarskich jest znacznie większy niż gdziekolwiek indziej. Te obostrzenia dla nas są bardziej wyśrubowane niż te przeznaczone dla galerii handlowych - oceniła dla PAP Sylwia Groszek, rzeczniczka Polskich Stacji Narciarskich i Turystycznych.