- Jak można skazać kobietę na urodzenie dziecka, które umrze niedługo po narodzinach? Jak można skazywać rodzinę na utrzymywanie przy życiu istoty, dla której medycyna nie daje żadnej nadziei prócz wegetacji? - mówi Justyna Kowalczyk-Tekieli, najwybitniejsza polska narciarka, mistrzyni olimpijska z Vancouver i Soczi.
- Przecież nasze państwo zostawia rodziców w takiej sytuacji praktycznie samym sobie. Skąd mają wziąć czas i pieniądze na lekarstwa, na całodobową opiekę? Skąd mają wziąć na to wszystko siłę? Nikt nie chce nakazu aborcji w takich sytuacjach, my kobiety walczymy tylko o prawo wyboru.
W czwartek 22 października zapadł wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. TK uznał, że przerywanie ciąży ze względu na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodne z ustawą zasadniczą.
- To kwestia sumienia. W kraju, w którym 90 procent mieszkańców deklaruje, że są katolikami, nie musimy chyba takich zakazów stosować? Dzisiejsza medycyna pozwala w bardzo wczesnych etapach ciąży przebadać płód. Dlaczego nie korzystać z wiedzy, z której korzysta cały cywilizowany świat? Straszne to, że się cofamy w czasie. Że ktoś uzurpował sobie prawo do podejmowania za nas najważniejszych decyzji, nie dając w zamian żadnego wsparcia. Absolutnie nie dziwię się protestom i brakowi zgody. Absolutnie też nie dziwię się, że teraz, gdy kraj nie potrafi sobie poradzić z pandemią, w taki okrutny sposób próbuje się odciągnąć uwagę opinii publicznej od wielomiesięcznych zaniedbań - kończy Kowalczyk-Tekieli.