Zabrał ją do pokoju i zgwałcił. "Wmówił, że są zakochani". Kolejne porażające świadectwo

Afera związana z wykorzystywaniem seksualnym młodych zawodniczek przez ich trenerów z dnia na dzień szokuje Francję coraz bardziej. Oskarżane zostają kolejne osoby. W klubach, gdzie pracowali szkoleniowcy-pedofile, matki zaczęły towarzyszyć swoim córkom podczas treningów łyżwiarskich. Do dymisji podał się "nieusuwalny" do tej pory prezes federacji sportów zimowych.

Ponad dwa tygodnie po przerwaniu zmowy milczenia i dużym reportażu “L’Equipe” dotyczącym wykorzystywania seksualnego w latach 70. i 80. nastoletnich łyżwiarek ruszyła lawina zdarzeń. Świadectwa sportsmenek, mówiące o zmuszaniu dzieci do seksu w wieku 13, 14 lat, historie o trenerach dających zawodniczkom dach nad głową w zamian za nie zamykanie drzwi podczas wieczornego prysznica, czy wmawianie nastolatkom, że podczas wyjazdu na zawody muszą spać w jednym pokoju, bo klub ściął budżet - poruszyły całą Francję. Na porządku dziennym były różne kłamstwa, czy wszelkie formy szantażu. Kobiety nie opowiedziały o tym wszystkim anonimowo. Swoją traumę i wspomnienia szczegółowo opisały m.in. Helene Godard, Anne Bruneteaux, Beatrice Dumur, Cindy Pereira, a książkę na temat tego co działo się wokół lodowych tafli napisała też Sara Abitbol. Nazwisk oskarżanych trenerów było kilka. Wśród nich mistrzowie i wicemistrzowie Francji w jeździe figurowej Gilles Beyer, Jean Rolande Racle czy Michel Lotz. Opisywane wydarzenia dotyczyły co prawda odległej przeszłości, ale wymienieni szkoleniowcy cały czas z łyżwami byli związani. Niegdyś dostali nawet kierownicze posady w drużynie narodowej, a niedawno byli pracownikami Francuskiego Związku Sportów Lodowych. Działali i niedawno jeszcze pojawiali się w sportowych klubach.

Rodzice na treningach dzieci

- Nie chce mi się wierzyć, żeby działacze, władze tego klubu nie wiedziały, czy nie zwracały uwagi na zachowanie Gilles’a Beyera - mówi stacji France Inter jedna z matek siedząca na trybunach lodowiska należącego do Francais Volants, popularnego paryskiego klubu prowadzącego sekcję hokejową i figurową. Beyer był jedną z legend klubu, uczył, działał jako urzędnik, a czasem po prostu przesiadywał w gabinetach. Chętnie ze wszystkimi rozmawiał. Po serii artykułów we francuskich mediach wolnych miejsc w hali klubu podczas treningów jest teraz mniej. Rodzice chętniej przychodzą obserwować zajęcia swoich dzieci. Ci, którzy są związani z klubem dłużej szybciej przyznają, że to dość hermetyczne środowisko. Jedna z matek pokazuje nawet dziennikarzowi niedawną korespondencję SMS-ową z Beyerem. Zwraca uwagę na dwuznaczne słowa, których używał, tak jakby były normalne. Rodzice życzą sobie, żeby śledztwo które niedawno wszczęła prokuratura w sprawie możliwych nadużyć trenerów poszło sprawnie. Żeby zaczęło się oczyszczanie środowiska. Córek od ukochanego sportu odciągać nie chcą, klubu im nie zmienią. Najwyżej same będą jeździły z dziećmi na staże, zawody i inne wyjazdy.

Kobieta za nieusuwalnego prezesa?

Po wybuchu afery w łyżwiarstwie pod lupę wzięto francuski Związek Sportów Lodowych. Minister sportu Roxana Maracineanu wezwała do dymisji prezesa. Didier Gailhaguet zasiadał w jego władzach od 1998 roku. Miał trzyletnią przerwę spowodowaną dyskwalifikacją za namawianie do oszustwa podczas sędziowania na igrzyskach w 2002 roku. Gailhaguet po wybuchu skandalu zorganizował natomiast konferencję prasową. Zakomunikował, że nie jest w tej sprawie bez winy, ale o 90 procentach tych spraw nie wiedział i jest czysty, więc do dymisji się nie poda. Nie bez przyczyny miał dotychczas pseudonim “nieusuwalny”. Ale presja środowiska i polityków była duża. Kilka dni później Gailhaguet zmienił zdanie i ogłosił, że ze związku odchodzi. Wybory nowego prezesa odbędą się 14 marca. Być może zostanie nim kobieta, co dla środowiska wydaje się obecnie dobrym pomysłem. Chęć objęcia tej funkcji wraziła już Nathalie Pechalat. To dwukrotna mistrzyni Europy w tańcu na lodzie, która swą karierę zakończyła w 2014 roku. Obecnie ma 36 lat, co ciekawe podczas swej przygody z łyżwami trenowała w klubie... Francais Volants.

Kolejne traumy

Łyżwiarki, które niedawno pierwszy raz zdecydowały się głośno opowiedzieć o smutnych dla nich wydarzeniach sprzed lat, tłumaczyły, że chcą przerwać zmowę milczenia. Że liczą na to, iż ich śladem pójdą inne kobiety. Rzeczywiście tak się dzieje.

“L’Equipe” opublikowało właśnie zwierzenia Nancy Sohie, mistrzyni Francji z 1973 roku, która obecnie ma 52 lata. Łyżwiarka wyznała, że też była ofiarą swojego trenera. Jacques Mrozek rok po jej pierwszym treningu, kiedy wyjechali razem na staż, zabrał ją do swego pokoju i zgwałcił. Nauczyciel miał wtedy 32 lata, ona 15. Wmówił jej jednak, że są w sobie zakochani i dla siebie przeznaczeni, że będzie to ich tajemnicą. Potem podejrzewała, że on raczej mógł się tym chwalić w swoim towarzystwie. Tym bardziej, że był kolegą Beyera, który opowieści o swoich uczennicach też miał sporo.

- Zachowywaliśmy się jak para, ale publicznie nigdy nie daliśmy tego po sobie poznać. Nigdy się przy innych nie pocałowaliśmy, czy nic o tym nie mówiliśmy - relacjonuje dawne wydarzenia Sohie. Znajomość z trenerem zakończyła się, gdy zawodniczka miała 17 lat, a rodzice nakryli ją jak w jego towarzystwie piła alkohol.

Mrozek wszystkiemu zaprzecza. - Pracowałem w USA, Belgii, Holandii i Szwajcarii i nigdy nie miałem problemów z moimi zawodniczkami - zakomunikował 69-latek pytany obecnie o sprawę przez “L’Equipe”. Problemu nie widzą też inni oskarżani o przemoc seksualną. Retorykę mają podobną, szybko ucinają temat.

Sohie przez 20 lat uczęszczała na terapię, by poradzić sobie z wydarzeniami z młodości. Teraz zdecydowała się o nich opowiedzieć, nie tylko dlatego, że zaczęli mówić inni.

- Chciałam o tym opowiedzieć, aby moje dzieci zrozumiały, dlaczego jestem, jaka jestem i by sprawą nie obciążali się moi rodzice, którzy cały czas robili wszystko, by mi pomóc - mówi krótko.

Samobójstwo trenera

Francuski sport w ostatnim czasie słucha przejmujących zeznań i dowiaduje się o wydarzeniach, które miały miejsce nie tylko w łyżwiarstwie. Media publikują również historie dwóch zawodniczek uprawiających jazdę konną, które przyznały, że w młodości wykorzystywał je jeden ze znanych trenerów. Procesu w tej sprawie jednak prawdopodobnie nie będzie. Trener z Tuluzy popełnił samobójstwo pod koniec 2019 roku, gdy został o pedofilię oskarżony.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.