Short track. Natalia Maliszewska wygrywa i prowadzi w Pucharze Świata. Aida Bella: W najbliższy weekend może nawet pobić rekord świata

- W półfinale miała tak wielką prędkość, że wyprzedzając Chinkę Kexin Fan, do niedawna rekordzistkę świata, osiągnęła najszybszą rundę w historii całego kobiecego short tracku. Pojechała jedno okrążenie w 8,36 s. Takie czasy wykręcają mężczyźni - mówi Aida Bella o Natalii Maliszewskiej.

Jedenasta zawodniczka igrzysk w Pjongczangu sezon 2018/2019 zaczęła od zwycięstwa w Pucharze Świata. W Calgary otarła się o rekord świata na 500 m, a za kilka dni w Salt Lake City wystartuje jako liderka cyklu.

Łukasz Jachimiak: Pięć lat temu z Paulą Bzurą i siostrami Patrycją oraz Natalią Maliszewskimi zdobyła Pani brązowy medal mistrzostw Europy w sztafecie. Natalia miała wtedy 17 lat. Czy teraz dojrzała już do tego, by iść po wielkie rzeczy?

Aida Bella: Siostry Maliszewskie mają coś wyjątkowego w nogach. Patrycja przez pewien czas była uważana za najlepszą sprinterkę na świecie. Niedługo później dołączyła do niej Natalia, która także pokazała, że ma ogromny potencjał.

Muszę dopytać - mówiąc o Patrycji jako najlepszej sprinterce, myśli Pani nie o całym dystansie 500 m, tylko o starcie i pierwszych metrach?

- Ona jako pierwsza z Polek wchodziła do finałów mistrzostw Europy, ćwierćfinałów i półfinałów Pucharu Świata, w finale też była, ale nie wywalczyła medalu. Dwa i pół roku temu nabawiła się bardzo poważnej kontuzji - złamała z przemieszczeniem dwie kości, miała dwie operacje w ciągu dwóch miesięcy, straciła mnóstwo czasu na proces rekonwalescencji. Zawzięła się, że wróci do sportu, a miała tym trudniej, że w tamtym czasie dziewczynom zmarła mama. To że wróciła do wielkiego ścigania, bo teraz też startuje w Pucharze Świata, i w Calgary była w ćwierćfinale, pokazuje, że ją również stać na bardzo dobre wyniki. 

One z Natalią się nawzajem motywują. Jak się rozmawia z nimi obiema naraz, to widać siostrzaną miłość, fajny, wielki power, który powinien pchać do góry raz jedną, raz drugą. Kilka lat temu w tej relacji korzystała głównie Natalia. Młodsza siostra zawsze się przyglądała starszej i się od niej uczyła. Wtedy mówiono, że Patrycja ma świetny start, że rokuje na medale wielkich imprez. Natomiast Natalia od zawsze pokazywała i świetny start, i że jak gdzieś nie dawała rady, to w końcu i tak znajdowała sposób. Jej zawsze wszędzie było pełno. Kiedy weszła do kadry, to miała niespełna 16 lat. Między nami była różnica pokolenia, ja już byłam zawodniczką doświadczoną, która wiedziała dokładnie czego chce, jak się zachować, natomiast Natalia była młodą-gniewną, która nie przejmowała się niczym. Wychodziła na lód, robiła swoje. Była zadziorą, pokazywała spryt, dobrą szybkość, wolę walki. To wszystko zapowiadało jej sukcesy, ale było wiadomo, że potrzebuje się objeździć, nabrać doświadczenia w zawodach międzynarodowych. Bez tego nie da zwyciężać w dużych imprezach.

Gotowość do wygrywania w poważnych zawodach pokazała w 2015 roku, gdy jako pierwsza Polka stanęła na podium Pucharu Świata, zajmując drugie miejsce w Montrealu. Wtedy niektórzy mogli uznać, że to rzecz jednorazowa, przypadek. Ale udowodniła w kolejnych latach, że to początek. Przed igrzyskami olimpijskimi w Pjongczangu mówiła, że jedzie po medal. I to nie były słowa rzucane na wiatr, ona mogła sprawić miłą niespodziankę. Była w formie, ale short track jest taką dyscypliną, że biegi już w fazach eliminacyjnych muszą się ułożyć szczęśliwie, a na 500 m bardzo ważne są też tory, z których się startuje. Natalia doszła do ćwierćfinału, ostatecznie zajęła 11. miejsce i czuła niedosyt. Kiedy dwa tygodnie później na mistrzostwach świata zdobyła srebrny medal, to uwierzyła, że naprawdę ma power w nogach. Przygotowania do nowego sezonu zaczęła ze świetnym nastawieniem, ze świadomością, że ma już medal wielkiej imprezy i teraz nie może rozczarować swoich kibiców. Lepszego otwarcia zimy 2018/2019 nie mogła sobie wyobrazić. W Calgary w sobotę wygrała 500 m, w niedzielę była czwarta, ale dalej jest liderką Pucharu Świata. A Kanada jest dla niej szczęśliwa po raz kolejny, bo tam zdobyła też swój pierwszy medal Pucharu Świata i tytuł wicemistrzyni świata właśnie na najkrótszym dystansie.

Wspominając występ Maliszewskiej w Pjongczangu mówi Pani o szczęściu i tu warto przypomnieć kibicom, że faktycznie trochę go Natalii zabrakło. Ona w ćwierćfinal trafiła na Ariannę Fontanę i Yarę van Kerkhof, przyjechała za nimi, a później okazało się, że Włoszka i Holenderka były tego dnia najmocniejsze i zdobyły złoto oraz srebro.

- Dokładnie, akurat te rywalki wyjątkowo trudno było wtedy objechać.

Wygrywając w Calgary Maliszewska wyprzedziła van Kerkhof. Fontana w Kanadzie nie startowała, brązowa medalistka z Pjongczangu, Kim Boutin, też ma się ścigać dopiero od grudnia, ale chyba przyjdzie czas na wygrywanie i z nimi?

- Natalia na pewno ma teraz jeszcze większą wiarę w swoje możliwości. W sobotę w półfinale ona miała tak wielką prędkość, że wyprzedzając Chinkę Kexin Fan, do niedawna rekordzistkę świata, osiągnęła najszybszą rundę w historii całego kobiecego short tracku. Pojechała jedno okrążenie w 8,36 s. Takie czasy wykręcają mężczyźni. A ona wyprzedzała świetną Chinkę, zabierała jej prowadzenie. To pokazuje, jaką ma w głowie pewność siebie. Już nikt nie jest jej w stanie przeszkodzić. Ona ma określony cel i nie boi się go realizować, a na rywalki z którymi jedzie, nie zwraca uwagi. Ma wolną głowę, a nogi zrobią to, co każe im głowa. 

Ile Natalii zabrakło do rekordu świata?

- 0,2 sekundy [Polka uzyskała wynik 42,587, a najlepszy wynik w historii to 42,335 Brytyjki Elise Christie]. 

To jest niedużo nawet w short tracku, gdzie decydują ułamki sekund?

- To jest wyciągnięcie płozy na finiszu albo inne ułożenie ciała na zejściu z łuku. To bardzo niewiele. Jeden szybszy ruch nogą i ten rekord świata Natalia by pobiła. Jej wynik jest rewelacyjny. To jest kwestia czasu, kiedy Natalka tego dokona! Dla kobiet wynik poniżej 43 sekund to już wyczyn, a ona pojechała 42,5 z luzem, bo to był półfinał, a przecież w short tracku nie liczą się czasy, tylko miejsca, więc z nastawieniem na rekord nie jechała. Jest w świetnej formie, bardzo się koncentruje przed każdym biegiem, widzę, że jest świetnie skupiona. Dlatego uważam, że to jest początek jej sukcesów. Oczywiście teraz będzie się od niej więcej wymagać. Rywalki będą wiedziały, że jadą z Natalią Maliszewską, liderką Pucharu Świata, zawodniczką mającą ogromny potencjał.

Calgary jest położone wysoko i ma szybki lód, ale Salt Lake City też. Czy to znaczy, że w najbliższy weekend w USA Maliszewska może się pokusić o rekord świata?

 - Wszystko się może wydarzyć. To są dwa najszybsze tory na świecie, na nich zawsze łamało się wszystkie możliwe bariery. Wydaje mi się, że Calgary ma troszeczkę lepszy lód niż Salt Lake City, ale już dawno na nich nie jeździłam, może teraz akurat lepiej będzie przygotowany tor w USA. W każdym razie psychika ma ogromne znaczenie. Natalia wchodząc z takim impetem, pokazując, że przez dwa dni z rzędu może jechać w finałach, będzie teraz miała jeden cel. To jest utrzymanie pozycji liderki, zdobywanie jak największej liczby punktów do klasyfikacji generalnej 500 metrów. Obstawiam, że finały są na pewno w zasięgu Natalii. Oczywiście nie powiem, że na sto procent stanie na podium, bo to jest short track, tu każdy bieg jest inny. Ale forma i wiara we własne możliwości jej samej mówią, że o to będzie walczyć. I cały czas się poprawiać, doszkalać umiejętności takie jak wyprzedzanie, radzenie sobie w sytuacjach, gdy wychodzi dopiero trzecia ze startu. To się rzadko zdarza, ale w niedzielnym finale rywalki ją zamknęły, ona ruszając z trzeciego toru miała problem. Potem musiała wyprzedzać, miała zderzenie z Chinką, wypadła z rytmu. Gdyby nie to, to podejrzewam, że którąś z przeciwniczek by wyprzedziła i dojechałaby na pozycji medalowej.

Trudno w short tracku wygrać zawody Pucharu Świata dzień po dniu?

- Zmęczenie jest bardzo duże. Żeby dojść do finału trzeba najpierw przejechać dwa biegi na maksimum swoich możliwości. Po Natalii było widać, że w niedzielnym finale była troszeczkę zmęczona. Szczególnie półfinałem, w którym musiała wyprzedzać, bo znalazła się między dwiema Chinkami i to było duże wyzwanie. Oczywiście ona jest młodą zawodniczką i szybko się regeneruje. Nie analizuje też tego czy ją nogi bolą. One bolą zawsze, bo trening i zawody są tak wyczerpujące, że inaczej być nie może. Ale ona jest w gazie, wychodzi na lód i jedzie swoje.

Były trener kadry, John Monroe, porównuje Natalię z Jorien ter Mors. Czy Maliszewska to aż tak duży talent? Przypomnijmy, że Holenderka w Pjongczangu zdobywała medale i w łyżwiarstwie szybkim, i w short tracku.

- Według mnie tak. A najważniejsze, że ten niesamowity talent jest poparty ciężką pracą. Natalia jest bardzo świadomą zawodniczką, więc pracuje bardzo ciężko, nie bazuje na talencie. Trening short trackowy jest bardzo wymagający, tu trzeba do znudzenia ćwiczyć elementy techniki, bardzo dużo czasu trzeba też poświęcić na treningi siłowe, równie dużo na szybkościowe. Trening jest tak bardzo rozbudowany, że sam talent nikomu tu nie zagwarantuje sukcesu. Proszę pamiętać, że przed sobotą i niedzielą zawsze jest piątek, czyli cały dzień biegów, których media nie pokazują. Wtedy toczą się eliminacje na sobotę i niedzielę. W piątek w Calgary Natalia biegła eliminacje 500 m na sobotę i na niedzielę, sztafetę i jeszcze bieg sztafety mieszanej. Na lodowisku była przez 12 godzin. Spędziła tam tyle czasu i startowała w tylu biegach,  że gdyby nie miała dobrej podwaliny wytrzymałościowej, siłowej, szybkościowej i umiejętności regeneracji, to nawet największym talentem nie miałaby szans osiągnąć dobrych wyników w sobotę i niedzielę. Ona ma finezję w swojej jeździe, jak się wykłada na lodzie, to aż się na to przyjemnie patrzy, wydaje się, że jej wszystko tak lekko przychodzi. Ale ona cały czas się doszkala, doskonali, próbuje nowych rozwiązań. Teraz widzę, że na przykład zmieniła start. Ona tak już ma, że nie spocznie na laurach, tylko ciągle będzie od siebie wymagać coraz więcej.

Powiedziała Pani, że piątków media nie pokazują, a gdzie ogląda Pani soboty i niedziele? Kibice pewnie chętnie też się włączą na kolejne zawody.

- Od piątku do niedzieli starty można zobaczyć na oficjalnym kanale ISU (www.isu.org). Natalia zaznaczyła w ostatnim czasie swoją obecność. Już miała medale, a teraz wchodząc w sezon z takim impetem, pokazała, że warto jej występy śledzić. To także piękna promocja całej dyscypliny, co mnie, byłą zawodniczkę short tracku bardzo cieszy. Zachęcam do oglądania zawodów, zwłaszcza, że dystans 500 metrów jest jak lekkoatletyczna „setka”. W short tracku sprinterzy też mają najtrudniej, rywalizacja jest największa. A Natalia ma w tym gronie i power, i trochę szczęścia, i chłodną głowę. Wychodzi i pokazuje, że jest najlepsza. Spodziewam się, że będzie osiągała sukcesy w kolejnych startach. I wiem, że to są cele pośrednie, a głównym jest olimpijskie złoto w Pekinie w 2022 roku. Natalia do tego dąży. I bardzo ważne, że ma wszystko poukładane, że jest otoczona zaufanymi ludźmi. W Pjongczangu nie było z nią Urszuli Kamińskiej, czyli trenerki, z którą się przygotowywała do igrzysk, a na MŚ w Montrealu już była i tam był medal. Teraz Kamińska jest trenerem kadry, a z Natalią cały czas pracuje jeszcze trener przygotowania siłowego Jakub Jaworski. Pomaga im też drugi trener, Gregory Durand.

Dlaczego w środowisku mówicie o Natalii „Kurczak”?

- Natalia ma bardzo długie nogi, a kiedy była nastolatką, to one wydawały się jeszcze dłuższe. Zwłaszcza gdy wystawały z żółtej, puchowej kurtki. Dziewczyny opowiadały, że właśnie wtedy wyglądała jak kurczak, stąd wzięła się ksywka. Fajna, pasująca do niej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.