Pjongczang 2018. Justyna Kowalczyk dla Sport.pl: Trafiliśmy tutaj teraz najgorzej jak się dało z tymi igrzyskami. Chcę zrobić swoje i odjechać

- Wierze, że mam na 30 km klasykiem szansę na najlepszy wynik na tych igrzyskach. Tylko co to za sztuka? Zajmowałam tu takie miejsca, że jak poprawię, to nie będzie jakiś rekord świata - mówi Sport.pl Justyna Kowalczyk

Paweł Wilkowicz: W niedzielę ostatni bieg igrzysk, 30 kilometrów klasykiem. Szansa, żeby poprawić nastrój na pożegnanie?

Justyna Kowalczyk: Na razie pracujemy nad tym, żeby poprawić stan piszczeli, bo się trochę zbiły po sztafecie sprinterskiej. I bardzo utrudniają zjazdy, a że moje zjazdy i bez tego są słabe, to robi się podwójny problem. Ale spokojnie, jeszcze jest dość czasu. Zregenerują się. Został jeszcze jeden oficjalny trening, po męskim biegu w sobotę. Ale to już będzie tylko takie wyjście, żeby się trochę spocić i tyle. Żadnego wielkiego biegania czy testowania nart. Jestem zdrowa, trenuję, robię wszystko normalnie.

Nadal z nastawieniem, że tu będzie walka o jak najdłuższe utrzymanie się za rywalkami, a nie jakieś własne ataki?

Nie nastawiam się na jakąś szczególną taktykę. Zobaczę, co dziewczyny będą robić.

Kto może szarpać najmocniej?

Charlotte Kalla jak jest w dobrej formie to jest waleczna i gdybym miała obstawiać, to pewnie ona. To jest trasa która sprzyja ucieczkom, jeśli ktoś będzie miał dobry dzień, to może się zerwać wszystkim jak kiedyś Therese Johaug na Holmenkollen. Pogoda ma być zmienna. Zresztą już teraz jest, a ma być jeszcze bardziej. Nie wiemy nawet czy będzie śnieg, czy deszcz, czy jeszcze coś innego zejdzie z góry. Kogo my tam mamy wśród tych kandydatów do ucieczek…

Krista Parmakoski?

Wystrzału to ona nie szykuje, ale jest w stanie utrzymać się za każdym i przygotować finisz. Widzieliśmy już tutaj dwa razy, ile sił jej zostaje na ostatnim kilometrze.  A może trzeba się obawiać wytrzymałości Heidi Weng, która będzie miała bardzo dużo do udowodnienia? Jeszcze nie ma tutaj medalu, nie dostała się do sztafety. Ale Norweżki zaatakują tylko, jeśli będą miały pewność, że mają dobre narty.

A pani do tej pory miała dobre?

Było różnie. W sztafecie narty były bardzo słabe. A w pozostałych biegach w miarę w porządku.

Entuzjazmu w głosie nie słychać.

Moim zdaniem i nie tylko moim, trafiliśmy tutaj teraz najgorzej jak się dało z tymi igrzyskami. Jest tu wietrznie, twardo na trasach, nieigrzyskowo. Ale nie chcę mówić za wszystkich. Ja tak mam. I ci z którymi rozmawiam. Zamknęli nas tu na trzy tygodnie i wcale nie jesteśmy tu szczęśliwi. Chcę zrobić swoje i stąd jechać.

Zrobić swoje, czyli?

Chcę mieć na 30 km najlepszy wynik na tych igrzyskach. I czuję, że mogę mieć. Tylko co to za sztuka? Indywidualnie najwyżej byłam tu siedemnasta. W drużynowym sprincie siódma. Jak to poprawię, to nie będzie jakiś rekord świata.

Rok temu po próbie olimpijskiej była pani zachwycona. „Wyszłam na trasy i od razu poczułam się jak w domu”. Co się zmieniło?

To co powiedziałam: akurat w tym momencie to jest kiepskie miejsce do biegania nartach. Rok temu były tu miękkie trasy, przygotowywane rano. A teraz szykują nam trasy wieczorem dzień wcześniej i przez to są bardzo twarde. Ja na twardych trasach zawsze słabiej biegałam. Wioska olimpijska – temat rzeka. Trochę trudno tam wypocząć. A z Polaków i z Polek startuję w ostatni weekend igrzysk tylko ja. Z całej polskiej reprezentacji biegowej. Tylko ja. Trochę dołujące.

Więcej o:
Copyright © Agora SA