Udało się dotrwać do mety – i to właściwie tyle o sobotnim biegu. Justyna Kowalczyk skończyła go ze stratą 2:06,7 do zwycięskiej Charlotte Kalli, stratą 35,7 s do czołowej 30., minuty i 4,5 s do czołowej 15. To duża strata, ale niezbyt zaskakująca jeśli wziąć pod uwagę styl, dystans i moment w przygotowaniach, tuż po zgrupowaniu w Austrii, moment w karierze, i przeziębienie, które przywiozła z Austrii.
W Lillehammer był przerwany bieg, w Toblach większa motywacja, by dokończyć
Dwa tygodnie temu Polka nie dokończyła biegu łyżwowego, zeszła z trasy skiathlonu w Lillehammer, bo na części łyżwowej problem z piszczelami uniemożliwiał kontrolę na zjazdach, a narciarze rozpędzali się wtedy nawet do 80 km na godzinę. Szkoda było ryzykować. W Toblach motywacja by się nie poddać była większa: bo sobota była ceną, którą trzeba zapłacić, żeby móc pobiec w niedzielę.
Na 10 km klasykiem wystartują w niedzielę w takiej kolejności i takich odstępach, jakie wyznaczył bieg łyżwowy. To przedsmak zmian w Pucharze Świata: być może już od następnego sezonu bieg łączony będzie rozgrywany właśnie w takiej formule, dzień po dniu. Tyle że w innej kolejności stylów i zapewne na krótszym dystansie.
Już tylko jeden pucharowy weekend przed igrzyskami
W niedzielę Kowalczyk będzie miała okazję potrenować styl klasyczny ramię w ramię z mocnymi rywalkami, walcząc o to, by się przesunąć z 50. miejsca jak najdalej do przodu. I tak się skończy czas jej regularnych startów w Pucharze Świata. Wystartowała do świąt w trzech z czterech weekendów PŚ, we wszystkich gdzie był styl klasyczny. Przed Pjongczang został jej już tylko jeden taki pucharowy weekend: 20 i 21 stycznia w Planicy. Odpuszcza Tour de Ski, a po TdS już tylko w Planicy będą biegi klasyczne (sprint i 10 km). A po nich zostanie 20 dni do otwierającego rywalizację w igrzyskach biegu łączonego. Przed i po Planicy Polka będzie jeszcze startować w pucharach niższej rangi w tych konkurencjach, które ją najlepiej przygotują do sprintu i biegu na 30 km w igrzyskach. Największą zagadką jest dziś dla Kowalczyk olimpijski sprint drużynowy, bo w nim szanse są tylko pod warunkiem że do dawnej formy wróci Sylwia Jaśkowiec. Ona w Toblach wróciła po długiej przerwie do Pucharu Świata, była 66. (strata 2.44,1). Martyna Galewicz – 74. (3,34,7).
Nadspodziewanie mocna Kalla, przygaszona Bjoergen
Kończy się najintensywniejszy czas startów przed igrzyskami nie tylko dla Kowalczyk, ale też dla najmocniejszych zawodniczek, które teraz będą już rezygnować z niektórych biegów na rzecz przygotowań. O wnioski na razie trudno, w Pucharze Świata wszystko się przez tych kilka pierwszych tygodni ucierało na nowo i niewiele było rzeczy pewnych, poza sprinterskimi zwycięstwami Stiny Nilsson. Charlotte Kalla jest nadspodziewanie mocna jak na początek sezonu, Marit Bjoergen nietypowo jak na początek zimy przygaszona (była piąta w sobotę, stawała na podium tylko dwa razy na siedem startów), Krista Parmakoski choruje, Ranghild Haga (druga w sobotę, trzecia w klasyfikacji PŚ) chce zająć to miejsce w hierarchii norweskiej kadry, które przez ostatnie lata wróżono Ingvild Flugstad Oestberg, czyli Tej Trzeciej (Tej Czwartej, gdyby nie zdyskwalifikowano Therese Johaug). Jest ciekawie, ale czy to naprawdę nowe rozdanie, okaże się dopiero w Pjongczang.