Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Ewa Białkowska: Żal jest bardzo duży, ale trudno kogokolwiek winić. Sport taki jest, że raz się wygrywa, a raz się przegrywa.. Nie udało im się zakwalifikować, źle pojechali, teraz trener musi przeanalizować co się stało, czy były dobre założenia taktyczne, czy dobrze był zestawiony skład. We wtorek ekipa wraca z Salt Lake City, w środę będziemy wszystko omawiać. Na razie można tylko stwierdzić, że wielka szkoda chłopaków. To bardzo utytułowana drużyna, panowie świetnie współpracowali, dużo dobrego zrobili.
- Na pewno było widać dużą różnicę między nimi, a najszybszymi drużynami. Ale muszę przypomnieć, że przed Soczi ta drużyna też nie była silna, wtedy nikt nie liczył na jej medal. Była radość, że są w ósemce, że wystartują. A później igrzyska wyszły im świetnie. Tak to jest, że olimpijskie starty mają swoją specyfikę.
- No tak, było widać, że odpadł. Nie wiem co się stało – czy słabiej się czuł, czy odezwała mu się kontuzja. W każdym razie w najważniejszym starcie w sezonie mu nie wyszło.
- Niewątpliwie. Ale też trzeba jasno powiedzieć, że chociaż my bardzo szeroko szkolimy młodzież, chociaż na nią idą duże nakłady, to jednak jeszcze nikt nie doskoczył do poziomu Bródki, Niedźwiedzkiego i Jana Szymańskiego. Nie było tak, że np. Bródka jeździł za zasługi. Szybszego po prostu nie ma. Sport to jest ciężka praca, to jest wyrobnictwo, to są wyrzeczenia, to jest podporządkowanie się. Nie każdy to potrafi. Oni to potrafili. Bródka, Niedźwiedzki i Szymański to taka trójka, która to zrobiła razem. Postawili sobie cel, czyli sukces i do niego dążyli. Ciężka praca, talent, wspaniałe charaktery – to im dało wyniki. Skończyło się, trzeba szukać nowych zawodników, ale tej trójce jest za co dziękować.
- Niedźwiedzki idzie w górę, ostatnio był 10. na 1500 metrów [jego najlepszy wynik w sezonie], widać, że ze startu na start jest coraz lepszy, a do igrzysk są jeszcze dwa miesiące, więc jeszcze może się mocno poprawić.
- Moim zdaniem Niedźwiedzki może sprawić niespodziankę. Szymańskiego też nie skreślam. W biegu drużynowym w Salt Lake City pokazał, że jest w świetnej dyspozycji, a też jeszcze będzie dochodził do swojej najwyższej formy. Czasami łatwo się kogoś przekreśla, a ja przed tym przestrzegam. Stało się jak się stało w drużynie, ale żaden z tej trójki nie przestanie walczyć, oni indywidualnie dalej mają szanse na wysokie pozycje.
- W sprincie to jest tak, że jeden błąd zrzuca zawodnika o 20. miejsc. Jeżeli Waś perfekcyjnie przejedzie całe 500 metrów w Pjongczangu, to na pewno będzie bardzo wysoko. Ale oczywiście uniknięcie błędów w sprincie jest bardzo trudne, bo tam są ogromne prędkości i siła odśrodkowa tak mocno działa na zawodnika, że trudno jest się jej przeciwstawić. Ale Artur już pokazywał, że stać go na perfekcję. Do igrzysk są jeszcze dwa miesiące, jest więc czas, żeby to wypracować.
- Na pewno jest to niepokojące, ale moim zdaniem spokojnie można wszystko naprawić. Ostatni bieg faktycznie był bardzo nieudany – Artur ze trzy razy się potknął, wyrzuciło go zdecydowanie pod wiraż i nie potrafił utrzymać prędkości. W sumie wyszło tak, jakby przejechał 550, a nie 500 metrów. Występ był fatalny, ale tu naprawdę wszystko się może zdarzyć. To co dobre też.
- Hala dopiero od teraz zaczęła normalnie funkcjonować. W październiku mistrzostwa Polski rozegraliśmy w niej na wariackich papierach, a później kadra tam nie trenowała, bo zaraz wyjechała na Puchary Świata. Ale teraz obozy są planowane już praktycznie tylko w Tomaszowie. Wierzymy, że każdy lepiej zniesie trening, mając trochę więcej czasu dla rodzin, że zawodnicy psychicznie lepiej wytrzymają pracę, podczas której będą mogli mieć kontakt z rodzinami, bo te rodzinny będą miały blisko, będą mogły przyjechać w odwiedziny. To zupełnie inna, o wiele lepsza sytuacja niż w ubiegłych latach.
- Kasia to nasz łyżwiarski ewenement. Ona jak nikt potrafi jeździć na łyżwach, chyba się do nich urodziła. Kiedy wybierała sport jaki chce trenować, to wybrała go naprawdę najlepiej jak mogła. Ona wspaniale czuje łyżwy. Poza tym odnowa organizmu spowodowana macierzyństwem jest u niej wyraźnie widoczna.
- I jej forma wyraźnie zwyżkuje. Myślę, że w Pjongczangu Kasia będzie jeszcze mocniejsza. Natomiast jeśli chodzi o Czerwonkę, to ona jest pracusiem. To jest tytan pracy, który musi zrozumieć, że odpoczynek to też jest trening. Widać, że jest bardzo dobrze przygotowana, że jest bardzo silna, ale jeszcze raz mówię: odpoczynek to też pewna forma treningu.
- Łyżwiarz musi jeździć na lodzie, więc nie powiem, że to niedobrze, że wcześnie zaczęła jeździć. Ale ona powinna dać sobie troszkę luzu, jeśli chodzi o inną pracę, trochę powinna schodzić z pewnych obciążeń. Z drugiej strony jeśli celuje w igrzyska, to może siłą rzeczy Puchary Świata nie będą w jej wykonaniu rewelacyjne, a igrzyska będą bardzo dobre. Miejmy nadzieję, że taki plan założył jej trener.
- Na pewno każdy jest nerwowy, kiedy widzi, że czołówka naprawdę bardzo przesunęła się do przodu. Oczywiście tego w sezonie olimpijskim należało się spodziewać. Natalia pewnie rzeczywiście liczyła, że będzie bliżej. Nie jest, ale ma jeszcze dwa miesiące na poprawę, jest okazja, żeby zrobić korektę, zmienić to, co źle działało.
- Na początku stycznia będą jeszcze mistrzostwa Europy, później zrobimy wewnętrzne zawody, a i w Pjongczangu na torze olimpijskim będą kontrolne starty w międzynarodowym gronie. Będzie jak i gdzie dojść do dobrej dyspozycji.
- Faktycznie Japonki są fantastyczne. Widać, że perfekcyjnie przygotowały drużynę, że trenowały jazdę w niej bardzo długo. Są teraz wzorem do nauki. Ale trzeba pamiętać, że nasze dziewczyny są bardzo doświadczone i są w lepszej sytuacji niż nasi panowie, bo u nich o miejsce w składzie walczy pięć zawodniczek, tu nie ma pewnej swego trójki. Do wymienionej trójki i Katarzyny Woźniak dołączyła Karolina Bosiek. Ta młodziutka zawodniczka też fantastycznie jeździ w drużynie, u dziewczyn jest więc spora rywalizacja. Wierzę, że one będą w stanie zrobić w Pjongczangu bardzo dobry wynik.
- Nawet bardzo dużą nadzieją. Dziewczyna nie ma jeszcze 18 lat, a już na 3000 m jeździ na dobrym, światowym poziomie. Jej wyniki robią bardzo duże wrażenie w kategorii wiekowej, do której ona przynależy. To w ogóle jest wspaniała dziewczyna – kocha łyżwiarstwo, uwielbia pracować, ma świetne cechy wolicjonalne. Rośnie nam rasowa zawodniczka.
- Zgadza się, trener Kmiecik zajmuje się naszymi juniorami. Mają więc zapewnioną najlepszą opiekę trenerską.
- Oczywiście, że finansowanie jest zależne od medali i zdecydowanie mielibyśmy problem, gdybyśmy nic nie zdobyli w Pjongczangu. Jesteśmy pod dużą presją.
- No, niestety, tego się nie da powtórzyć. W Soczi wszystko nam wyszło, wszyscy zawodnicy wypalili z formą w idealnym momencie. Oczywiście teraz liczę na doświadczenie naszych trenerów, wierzę, że oni wiedzą, co robią i skoro coś się nie udawało, to pewne rzeczy skorygują i powinno być dobrze. Jeżeli ja bym nie była optymistką, to byłoby bardzo źle, jako szefowa wyszkolenia nie mogę dołować trenerów i całej grupy.
- O tym faktycznie warto pamiętać. Atmosfera po startach indywidualnych była bardzo zła, nikt nie wierzył w medal, nikt nawet o nim nie myślał, świętej pamięci prezes PKOl Piotr Nurowski skreślił naszą ekipę, uznał, że panczeniści wypadli najgorzej z całej olimpijskiej kadry. A ja zdawałam sobie sprawę z sytuacji, wiedziałam, że te moje dziewczyny są jeszcze słabe indywidualnie, bo za nimi za krótki proces treningowy, a wiedząc, że indywidualnie one nic nie znaczą, od początku stawiałam wyłącznie na drużynę. Nie mówię, że się spodziewałam medalu, ale liczyłam, że one do „szóstki” spokojnie wejdą, że ładnie powalczą. Teraz jesteśmy w innym miejscu – dziewczyny są o osiem lat bardziej doświadczone, ich stopień przygotowania jest o wiele lepszy, mają realne szanse na podium, niech spokojnie trenują.
- U mnie dokładnie tak było – wtedy dziewczyny były zbyt młode, żeby się mogły liczyć indywidualnie. Teraz stać je na bardzo dobre wyniki. Ale oczywiście trener Krzysztof Niedźwiedzki doskonale zdaje sobie sprawę z szansy, jaką dziewczyny mają w drużynie i tę drużynę mocno z nimi ćwiczy. Czas, który został, na pewno zostanie wykorzystany, żeby dążyć do perfekcji, żeby wszystko zgrać, technicznie dopasować.
- Bardzo, bardzo dużo. Gdyby tor powstał osiem lat temu, zaraz po Vancouver, to mielibyśmy bardzo szeroką kadrę zdolnej młodzieży, z której sporo osób mogłoby dojść do poziomu światowej czołówki. Niestety, nie każdy potrafił znieść mnóstwo dni poza domem, na zagranicznych zgrupowaniach.
- Po Soczi to dosłownie nie mogliśmy się opędzić od młodzieży. Ale jak rodzic zobaczył warunki do treningu, czyli tor na mrozie, a częściej w deszczu, bo wiadomo, jakie u nas są zimy, to zaraz sobie wyobraził zapalenie płuc, i dziecko nie pojeździło. Tor w Tomaszowie powinien znacznie zmienić naszą sytuację, choć jeszcze nie wiemy, na jakich warunkach będziemy z niego mogli korzystać.
- Na pewno będziemy musieli płacić, tylko jeszcze nie wiemy jak dużo.
- Niestety, tak. Jak po Soczi był napływ młodzieży, to dla chętnych do treningu dzieci brakowało łyżew. My jako związek nie jesteśmy w stanie wyposażyć kluby w sprzęt.
- Jest sześć ośrodków – Tomaszów Mazowiecki, Zakopane, Sanok, Elbląg, Lubin i Warszawa ze Stegnami, gdzie powstaje chyba najwięcej nowych klubów, bo i na Wilanowie, i w Grodzisku Mazowieckim, i w Milanówku, wszędzie tam się dużo dzieci zgłasza - a klubów, licząc z short trackiem, jest w sumie aż 56.
- Dokładnie tak to wygląda. Tylko że u nas współcześnie, a w skokach dawno temu.