PŚ w skokach. Dietetyk polskich skoczków: Nie mogę powiedzieć "dwa liście sałaty więcej"

Do czego polskim skoczkom przydaje się sprzęt medyczny używany w szpitalach na oddziałach onkologicznych? Czy jest możliwe, że będą jeść i ważyć mniej, nie tracąc przy tym sił i motywacji jak kiedyś Sven Hannawald? O tym rozmawiamy z Magdaleną Wieczorek, dietetykiem zatrudnionym przez Polski Związek Narciarski

Łukasz Jachimiak: Niedawno od jednego z prezesów Polskiego Związku Narciarskiego usłyszałem, że federacja wydała 40 tys. euro na maszynę do pomiaru tkanki tłuszczowej i wielu innych parametrów. Pani korzystając z tego urządzenia pomaga naszym skoczkom. Co, jak i po co Pani sprawdza?

Magdalena Wieczorek: To urządzenie kosztowało kilkadziesiąt tysięcy, ale złotych. Obserwując jak bardzo w sporcie wyczynowym liczy się najmniejszy szczegół, udało nam się wspólnie z trenerami grup szkoleniowych przekonać władze związku do konieczności zakupu tego urządzenia. Pomiary wykonywane na tym urządzeniu są bardzo precyzyjne co na pewno potwierdza również fakt wykorzystywania jego możliwości w krakowskich szpitalach. My dzięki niemu mamy przede wszystkim możliwość zmapowania skoczków narciarskich i zawodników innych grup szkoleniowych podczas okresu przygotowawczego, startowego i przejściowego.

Co to jest mapowanie skoczka?

- Obserwacja jak poszczególne parametry składu masy ciała prezentują się na przestrzeni całego okresu przygotowawczego, startowego i później przejściowego. Każda tkanka jest inaczej uwodniona - urządzenie dzięki multiczęstotliwości jest w stanie zmierzyć wodę wewnątrzkomórkową, zewnątrzkomórkową i całkowitą. Dodatkowo wykonujemy segmentalną analizę szczupłości w pięciu segmentach - kończyny górne: prawa, lewa, tułów oraz kończyny dolne: prawa, lewa. Pomiar wykonany na tym aparacie jest pomiarem rzeczywistym nie empirycznym i przy zachowaniu tych samych warunków podczas badania stanowi bardzo dobre narzędzie pracy dla dietetyka.

Co to konkretnie znaczy? Weźmy nogi skoczka – co w trakcie przygotowań do sezonu sprawdzaliście, co dokładnie mierzyliście i jakie wyniki otrzymywaliście?

- Skupiamy się przede wszystkim na tym, by określić parametry, które ewidentnie korelują z wynikiem sportowym. Na tą chwilę jesteśmy na etapie zbierania danych. Dietetyk, który dokonuje pomiaru, powinien wiedzieć jak poszczególne parametry ze sobą korelują. Dla mnie bardzo istotny jest kąt fazowy komórki, segmentalna analiza wody, aby jak najwcześniej móc wychwycić np. zmęczenie u zawodnika. Dzięki temu po konsultacji z trenerem, który zna najlepiej swoich zawodników i oczywiście po analizie jeszcze pozostałych zmiennych podejmowana jest decyzja co do np. czasu regeneracji zawodnika. Sport na tym poziomie to „wyścig zbrojeń”: wiedzy, technologii - liczy się każdy szczegół.

Na stronie PZN-u jest Pani przedstawiona jako dietetyk. Rozumiem, że współczesny dietetyk już nie tylko mówi zawodnikom co i kiedy mają jeść, żeby byli zdrowi i w formie?

- Zawodnicy i trenerzy nadali kierunek mojej pracy. Każdy z nas w sztabie szkoleniowym stara się wykonać swoje zadania w stu procentach dobrze, aby przybliżyć zawodnikowi najlepszy wynik. Kiedy skoczek nie jest w formie to trener, jak Maciej Maciusiak, prosi każdego z nas, aby sprawdził czy nie zmieniło się coś, co jest istotne i czy być może przez to zawodnik nie jest w gorszej dyspozycji. Wychodzimy z tego założenia, że mając zdolnych, utalentowanych młodych sportowców należy umożliwić im korzystanie z najlepszych dostępnych rozwiązań na świecie. Dlatego ani Bartkowi Czyżowi i Pawłowi Wąskowi – zawodnikom bardzo młodym - ani pozostałym, bardzo doświadczonym, nie mogę powiedzieć „dzisiaj dwa liście sałaty więcej”. Zawodnicy po dwóch latach edukacji żywieniowej przychodzą do dietetyka z konkretnym problemem , a ja muszę go rozwiązać. Aktualnie uczę się we Francji pogłębiając swoją wiedzę, dzięki czemu możemy wspólnie z zawodnikami i sztabem szkoleniowym korzystać z najnowszych narzędzi, badań oraz doniesień naukowych.

Czyż albo Wąsek przychodzą do Pani i mówią „Magda, sprawdź co z moim kątem fazowym”? Trudno uwierzyć, że mają aż taką samoświadomość.

- Aż tak to nie wygląda, ale współpracuję z tymi zawodnikami, dużo o nich wiem, jestem z nimi na zgrupowaniach, co pomogło mi ich lepiej poznać i dzięki temu jesteśmy w stanie bardzo szybko zareagować. Są na świecie możliwości badania poszczególnych markerów na poziomie komórkowym, które pozwalają bardzo indywidualnie dobrać sposób odżywiania zawodnika oraz podjąć decyzje o ewentualnej suplementacji. U skoczków bardzo istotny jest m.in. poziom neurotransmiterów. Jesteśmy w stanie bardzo dokładnie je sprawdzać, korzystamy z odpowiednich laboratoriów i fachowców.

Jak się sprawdza poziom neuotransmiterów i czym one są?

- Sprawdzamy je np. z dobowej zbiórki moczu i śliny. Badana jest m.in. noradrenalina, adrenalina, serotonina, dopamina. Sprawdzamy również regulatory układu nerwowego i wiele innych – czyli całe tzw. centrum sterowania. Dzisiaj wiemy już jak ważny dla wyniku sportowego jest obraz biochemiczny zawodnika. Czasami zawodnik nie korzysta z pomocy dietetyka nawet przez pół roku, bo jest już na tyle świadomy, że radzi sobie doskonale. Są jednak sytuacje, kiedy dzwoni bo np. ma do czynienia ze zmianą stref czasowych albo pojawia się infekcja, problemy z koncentracją lub problemy z utrzymanie należnej masy ciała.

Tę nową maszynę PZN kupił chyba nie tylko z myślą o kadrze juniorskiej? Badała Pani również skoczków kadry A?

- Sprzęt został zakupiony dla wszystkich grup szkoleniowych, które są w związku. Jesteśmy jedną, wielką drużyną. Oczywiście znam skoczków z kadry A - część z nich trenowała z trenerem Maciusiakiem dwa lata temu, więc badania też są z tamtego okresu .Teraz skupiliśmy się na tym, żeby mapować skoczków jak najwcześniej - od momentu, kiedy są juniorami. To się bardzo później przydaje. Proszę pamiętać, że ten sprzęt to tylko jedno z wielu narzędzi którymi dysponujemy. Trener, lekarz grupy, cały sztab szkoleniowy analizuje wszystkie zmienne i dopiero na podstawie zebranych wyników wyciąga wnioski, a ma samym końcu podejmuje decyzje.

Spodziewałem się, że zakup tej maszyny może m.in. wesprzeć trenerów w dążeniu do dalszego odchudzania zawodników. Rozmawiałem z Agnieszką Baczkowską z FIS i od niej wiem, że wielu zawodników i jeszcze więcej zawodniczek woli mieć BMI niższe od dozwolonego, mimo że za to muszą skakać na krótszych nartach. Podobno w PŚ kobiet prawie każda zawodniczka jest lżejsza niż powinna być. Czyli jest tak, że generalnie trenerzy proszą dietetyków o takie prowadzenie skoczków, żeby ci ważyli jak najmniej?

- Wiadomo, że sprzęt jest dobierany do BMI, a trener informuje mnie, ile zawodnik powinien ważyć. Zdarzają się jednak zawodnicy i zawodniczki, którzy podejmują niekontrolowane próby zredukowania masy ciała. W ten sposób doprowadzają w swoim organizmie do dużych niedoborów witamin i składników mineralnych. Przez jakiś czas organizm jest w stanie to sobie kompensować, ale w końcu przychodzi moment, w którym dochodzi do zbyt dużych deficytów i może to w konsekwencji doprowadzić do spadku dyspozycji. Zadaniem dietetyka jest tak prowadzić zawodnika, aby uzyskał on sugerowaną przez trenera masę ciała, zachowując odpowiednią sprawność psychofizyczną. W świecie skoków narciarskich znane były przypadki zawodników, którzy przez obraną złą strategię żywieniową doprowadzili do spadku swojej dyspozycji i w konsekwencji zakończyli karierę. Tak było z Johanem Remenem Evensenem czy ze Svenem Hannawaldem.

Czyli czasy głodzenia skoczków definitywnie się skończyły?

- Najważniejsze dla nas jest zdrowie zawodnika. Jeżeli wszystko jest w porządku, staramy się uzyskać dobrą wagę.

Zapytam jeszcze raz o kadrę A – do niej nie jest Pani przypisana, grupa Stefana Horngachera nie ma dietetyka. Dlaczego?

- Jesteśmy pewni że są tam doświadczeni i wyedukowani zawodnicy, którzy osiągają fantastyczne wyniki jak w ostatnim sezonie. Wspólnie myślimy, że nie należy nic zmieniać, bo wszystko funkcjonuje bardzo dobrze. Oczywiście jeżeli którykolwiek zawodnik z kadry A potrzebowałby mojej pomocy to zawsze taką pomoc otrzyma.

Więcej o:
Copyright © Agora SA