Igrzyska olimpijskie. Wzrasta napięcie na Półwyspie Koreańskim. - Igrzyska odbędą się w Pjongczangu. Nie ma olimpijskiego planu B - mówi ważny działacz MKOl

Korea Północna szczyci się szóstą próbą nuklearną, a w oddalonym 60 kilometrów od granicy Pjongczangu trwają przygotowania do igrzysk. - Trochę się boję, że niektóre kraje się przestraszą i nie przyślą sportowców - mówi szef Międzynarodowej Federacji Narciarskiej Gian-Franco Kasper

- Niektórym krajom to się może wydać zbyt ryzykowne: wysłać sportowców do Pjongczangu. I trochę się takich bojkotów obawiam – powiedział Kasper, szef światowego narciarstwa i członek Komitetu Wykonawczego MKOl w wywiadzie dla agencji informacyjnej SID. Kasper nie obawia się natomiast takiego scenariusza, w którym igrzyska trzeba byłoby odwołać, lub przenieść do innego miasta. – Nie ma dziś w MKOl planu B. Oczywiście w kuluarowych dyskusjach pojawia się taki temat i czytałem gdzieś nawet, że Soczi czy Monachium mogłyby wejść do gry. Ale myślę że prace nad planem B byłyby błędem – mówi Kasper. 

Strefa zdemilitaryzowana – tylko z nazwy

Pjongczang, nie mylić z Pjongjang (stolica Korei Północnej), leży zaledwie 60 kilometrów od Koreańskiej Strefy Zdemilitaryzowanej. Zdemilitaryzowana jest tylko z nazwy: to czterokilometrowy pas pola minowego, który ciągnie się ponad 230 kilometrów. Mimo że Korea Północna przez wiele lat traktowana była jako potencjalne zagrożenie na mapie świata, to przez lata tylko kreowała się na mocarstwo. A teraz straszy już naprawdę, próbami z bronią atomową i rakietami. A to wszystko na pięć miesięcy przed Igrzyskami Olimpijskimi, które odbędą się 60 kilometrów od granicy państwa Kim Dzong Una.

- PKOl, podobnie jak inne narodowe komitety olimpijskie i MKOl, z uwagą śledzi informacje na temat wydarzeń, jakie mają miejsce na Półwyspie Koreańskim. Tak jak inni jesteśmy zaniepokojeni awanturniczymi poczynaniami władz KRLD, aczkolwiek od zawsze stoimy na stanowisku, by polityki nie mieszać ze sportem. Niestety, jak powszechnie wiadomo, nie jest to łatwe do osiągnięcia. MKOl zapewnia, że pozostaje w stałym kontakcie zarówno z narodowymi komitetami olimpijskimi KRLD i Korei Południowej, jak i z władzami obu państw – mówi Sport.pl rzecznik prasowy PKOl, Henryk Urbaś.

Wzajemne prowokacje

Korea Północna zbojkotowała poprzednie igrzyska olimpijskie w Korei Południowej, a konkretnie w Seulu (1988). Potem jednak mieliśmy ocieplenie relacji między państwami i w 2000 oraz 2004 roku obie reprezentacje wystąpiły pod wspólną flagą. W 2018 roku raczej nie można na to liczyć, chociaż Korea Południowa wystosowała oficjalne zaproszenie do startu pod jedną flagą. - W stosunku do zawodników północnokoreańskich MKOl ponowił zaproszenie do udziału w lutowych igrzyskach, oferując – w porozumieniu z międzynarodowymi federacjami dyscyplin zimowych – udzielenie im pomocy w przygotowaniach i uzyskaniu kwalifikacji na igrzyska – dodaje Urbaś.

Organizacyjnie – bez zarzutu

Sąsiad z Północy to dziś największe zmartwienie organizatorów igrzysk. Jeśli popatrzymy na przygotowanie infrastruktury, wszystko idzie zgodnie z planem. - Wiemy, że w przygotowaniach nie ma istotnych opóźnień. Potwierdziła to ostatnia, już dziewiąta (w dn. 29-31 sierpnia br.) wizyta w mieście igrzysk Komisji Koordynacyjnej MKOl nadzorującej przygotowania. Najświeższy, pełny raport nt. przygotowań (obejmujący zapewne także kwestie bezpieczeństwa igrzysk) delegacja Pjongczang przedstawi na zaplanowanej na przyszły tydzień sesji MKOl w Limie. Dla każdych igrzysk jest to absolutnie standardowa procedura – zauważa rzecznik prasowy.

Rosja bierze Krym tuż po igrzyskach

- Dotarło do nas, że nie można wykluczyć sytuacji, w której w perspektywie 1-2 miesięcy Zgromadzenie Ogólne ONZ podejmie rezolucję - apel o pokój i „olimpijski rozejm” kierowany do wszystkich państw świata – mówi Henryk Urbaś. Rezolucje ONZ dotyczące pokoju w czasie igrzysk to też standardowa procedura. Przedkłada je do uchwalenia gospodarz igrzysk. I dochodzi potem do takich sytuacji jak w 2014 roku, gdy Rosja najpierw przedłożyła rezolucję, a po igrzyskach sama zaatakowała Ukrainę, odbierając Krym.

Polacy będą przygotowani?

 Igrzyska na półwyspie koreańskim odbędą się już za 150 dni i weźmie w nich udział kilkusetosobowa delegacja z Polski. W związku z tym należy postawić pytanie, czy nasi rodacy będą przygotowani na ewentualne zagrożenie lub jak można je zminimalizować. Przed poprzednimi Igrzyskami odbywały się spotkania wyjeżdzających dziennikarzy z przedstawicielami Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a sportowcy dostali zestawy dokumentów na swoje komputery, w tym informacje, jak należy się zachować w niebezpiecznych sytuacjach. Przed wyjazdem do Pjongczang będzie prawdopodobnie tak samo. - Oczywiście PKOl monitoruje sytuację wokół koreańskich igrzysk, pozostaje także w roboczym kontakcie z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i Ambasadą RP w Seulu. Gdyby pojawiła się potrzeba podjęcia jakichkolwiek kroków zbliżonych choćby do tych sprzed czterech lat – na pewno zareagujemy na taką sytuację, w porozumieniu z kompetentnymi instytucjami naszego państwa.

Rozejm na papierze

- Bardzo byśmy chcieli, żeby idea ,,olimpijskiego rozejmu’’, czyli zawieszenia działań zbrojnych, była dalej aktualna. Niestety, czasem sport przegrywa z polityką, ale to nie znaczy, że musi kapitulować. Im więcej pokojowych apeli i wezwań do państw i rządów będą kierować różnego rodzaju organizacje sportowe i sami sportowcy, tym większa szansa, że pod naciskiem opinii publicznej istniejące już konflikty będą – jeśli nie wygaszane – to przynajmniej wyhamowywane. Mimo wszystko powinniśmy być optymistami, sport jest zbyt piękny, by został zdemolowany przez politykę – zakończył Henryk Urbaś.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.