MŚ w Lahti. Piotr Żyła z brązowym medalem. Zagrali ze Stefanem Horngacherem jak w pokerze, a duża skocznia wynagrodziła im ryzyko

Duże dziecko polskich skoków ma wreszcie medal. Nie Kamil Stoch, nie Maciej Kot, ale właśnie Piotr Żyła pierwszy był w Lahti na podium. Rano wskoczył w nowe buty, w drugiej serii poleciał z szóstego miejsca po brąz.

Wygrywał już w Pucharze Świata, był na podium Turnieju Czterech Skoczni, ma dwa medale mistrzostw świata z drużyną, ale to po czwartkowym medalu z Lahti coś w nim pękło. To Maciej Kot, jego najbliższy przyjaciel z kadry, dzielący z nim od dawna pokój na zgrupowaniach, musiał wziąć na siebie opowiadanie o tajemnicach tego sukcesu. - Pomogła rozmowa ze Stefanem Horngacherem i zmiana butów. W dniu konkursu Stefan sprawdził buty Piotrka i powiedział, że do niczego się już nie nadają. Powiedział mu, żeby wziął nowe - opowiadał Kot. Rozczarowany swoim szóstym miejscem, może nawet trochę zniechęcony tym, że znów - jak na mniejszej skoczni - w pierwszej serii miał słabe warunki i potem trzeba było gonić, z dwunastego miejsca. Ale razem z Kamilem Stochem, też zawiedzionym po siódmym miejscu, cieszyli się z medalu Żyły jak ze swojego.

Stoch: byłem smutny, ale wtedy zobaczyłem Piotrka

- Oddajcie mu dziś wszystko. Również czas antenowy. Byłem smutny po swoim skoku, ale gdy zobaczyłem że Piotrek ma medal, wszystko minęło. To był jego wieczór, w drugiej serii skoczył tak dobrze, że mógł nawet wygrać. Na mniejszej skoczni udał mu się jeden dobry skok, teraz oba - mówił Stoch. Drugi w serii próbnej, a w seriach konkursowych, kolejno, czwarty i dziesiąty. - Popełniałem błędy. No trudno - mówił. Wydawało się, że to właśnie Stoch ma największe szanse, by w drugim skoku przedrzeć się na podium, kosztem Norwega Andreasa Stjernena, który z trzech najlepszych skoczków pierwszej serii najwięcej zawdzięczał korzystnemu powiewowi wiatru. Ale nawet do prowadzącego Stefana Krafta Stoch tracił tylko 2,9 pkt, miał tę samą odległość co Austriak, zdecydowały noty za styl (sprawiedliwie) i punkty za wiatr. Na skoczni normalnej tracił do Krafta po pierwszym skoku ponad dwa razy tyle, 6 pkt. Wtedy było jasne, że zwycięstwo uciekło mu jeszcze przed serią finałową. W czwartek było inaczej, ale drugi skok się Stochowi nie udał.

Poker z butami

To Żyła poleciał jak w sobotę na normalnej skoczni Markus Eisenbichler - z szóstego na trzecie miejsce. Za plecy nieuchwytnych na razie w Lahti Krafta i Andreasa Wellingera. Żyła mówił dwa dni przed konkursem Sport.pl, że lubi dużą skocznię za dreszcz emocji, "jak w pokerku", za to że tu można i zyskać i stracić w każdym skoku dużo więcej. Jemu oddała to, co zdarzało mu się tracić w ostatnich tygodniach po błędach lub z powodu złych warunków. A zagrywka z nowymi butami była rzeczywiście pokerowa. Rzadko zmienia się parę w dniu zawodów.

Problemy w Azji

Żyła zaczął mistrzostwa od dopiero 19. miejsca na mniejszej skoczni. Stracił błysk po podróży na konkursy w Sapporo i Pjongczang. Źle zniósł aklimatyzację, pojawiły się w Azji problemy z koordynacją ruchów, długo nie mógł odnaleźć tego sposobu na skakanie, który dał mu już w tym sezonie podium Turnieju Czterech Skoczni i konkursu w Bischofshofen. Aklimatyzacja w drugą stronę niby przebiegła lepiej, ale Żyła źle zaczął też treningi na dużej skoczni w Lahti, w pewnym momencie pojawiły się nawet pytania, czy sztab nie rozważa zastąpienia go w składzie Janem Ziobrą. Stefan Horngacher uciął to bardzo szybko. Wyraźnie poirytowany "głupim pytaniem", jak je nazwał, zadeklarował że pozycja Żyły nie podlega żadnej dyskusji, to jest jego skoczek numer trzy i dostanie tyle czasu na spokojne poukładanie swoich skoków, ile będzie potrzebował.

Najdalsza łączna odległość, najwięcej punktów w drugiej serii

W sztabie cały czas byli przekonani, że Żyła zrobił tej zimy na tyle duży postęp, że jest w stanie z dnia na dzień naprawić to co w skokach nie działało. I tak się stało w czwartek. Wprawdzie w wywiadach po konkursie Żyła dość tajemniczo powtarzał cały czas, że to był bardzo trudny dzień, "nie chcielibyście wiedzieć jaki", ale na skoczni udawało mu się zrobić, co chciał. Miał udaną serię próbną, zajął w niej drugie miejsce, za Kraftem, a przed Stochem. W konkursie miał łącznie najdalszą odległość, w drugiej serii - najwięcej punktów.

"Z Piotrkiem nigdy nie wiesz, co się zdarzy jutro"

Hannu Lepistoe, trener który go prowadził w polskiej reprezentacji, a potem pomagał mu, gdy był trenerem Adama Małysza, a Żyła akurat wtedy wypadł z kadry, mówił często o Żyle, że to duże dziecko, do którego trzeba i warto mieć dużo cierpliwości. - Z Piotrkiem jest najciekawiej, bo nigdy nie wiesz, co się zdarzy następnego dnia. Wszyscy go kochają, ale musi pamiętać, żeby traktować skoki poważnie - mówi o Żyle Horngacher. Austriak ma do Żyły ogromną słabość, widzi w Polaku swoją młodzieńczą skłonność do ryzykowania i robienia szalonych rzeczy, wie że Piotr ufa mu bezgranicznie. Nie ma drugiego skoczka w kadrze, który tak bałby się podpaść Austriakowi jak Żyła. Gdy Horngacher zarządził w dniu konkursu zmianę butów, nie dyskutował, choć trzeba było na nowo dopasowywać wiązania.

"Pierwsza żyłomania mnie przytłoczyła. Druga nie"

Gdy Austriak ogranicza skoczkom wywiady, Żyły nie da się namówić nawet na krótką rozmowę. Jak mówił Piotr Sport.pl już w Lahti, to jest różnica między pierwszą żyłomanią, tą z 2013 roku, a obecną falą jego popularności. Tamta go przytłoczyła, nie potrafił nikomu odmówić, całe dnie spędzał na wywiadach, aż w końcu telefon oddał swojej żonie, Justynie, żeby ona jakoś to opanowała i zaczęła odmawiać za niego. - A teraz mamy na wszystko wyznaczony czas: jak wywiady, to o konkretnej porze i tylko wtedy. Wszystko stało się dużo łatwiejsze do zniesienia. Wtedy próśb było tak wiele, że straciłem podgląd na rzeczywistość. Teraz nie, potrafię oszczędzać energię - mówił we wtorek. Nie przypuszczając, że podgląd na rzeczywistość straci znów już w czwartek, tylko z zupełnie innego powodu.

Mistrzyni świata Joanna Jędrzejczyk w drużynie Sport.pl!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.