Na MŚ do Lahti skoczkowie przyjechali po 24 konkursach Pucharu Świata. Podopieczni Stefana Horngachera odnieśli w sezonie 10 zwycięstw, na podium byli 18 razy, podwójnie wygrali Turniej Czterech Skoczni (Stoch przed Żyłą). Od 11 grudnia, czyli od dnia zwycięstwa Stocha i drugiego miejsca Kota w Lillehammer, nie było dwóch konkursów z rzędu bez choć jednego Polaka na podium.
Sezon jest wyrównany, w czołówce błyszczą nie tylko Stoch i Kot, ale też mający już krążki z Lahti Stefan Kraft i Andreas Wellinger, a chętnych na medale jest jeszcze kilku, z próbującym wrócić do formy sprzed roku Peterem Prevcem i niespodziewanym medalistą ze skoczni HS100 Markusem Eisenbichlerem.
Ale Stoch i Kot, a może również ósmy w sobotę Kubacki i nieco ostatnio rozchwiany, ale wciąż mający wielki potencjał Piotr Żyła, są przygotowani tak, jak być powinni. Oni mieli przyjechać do Finlandii z formą na walkę o medale i taką dyspozycję mają, o medale walczą. Pierwszej szansy nie wykorzystali, ale wcale nie ponieśli porażki. Zabrakło im niewiele, Stochowi trochę ponad pół metra.
Dwa lata temu, na trudnych MŚ w Falun, Polacy wywiesili na drzwiach swojej szatni napis, który towarzyszył im od lat: "Normalnie wystarczy". Prowadzący kadrę Łukasz Kruczek powtarzał, że te dwa słowa są świętą zasad± skoków. Tamten sezon w porównaniu z obecnym był nijaki. Z 27 konkursów PŚ rozegranych przed MŚ w Szwecji polscy skoczkowie wygrali dwa, na podium byli cztery razy. W Falun w konkursach indywidualnych mieliśmy po jednym Polaku w pierwszej "10" - Jana Ziobrę na ósmej pozycji na skoczni normalnej i Żyłę na dziewiątym miejscu na obiekcie dużym. Wyniki zawodów drużynowych dla Sport.pl typowało wówczas wielu ludzi naszych skoków. Absolutnie nikt nie wierzył w medal dla zespołu Kruczka, a pytaliśmy również działaczy i trenerów Polskiego Związku Narciarskiego. Ale skoczkowie do końca ufali, że wystarczy zrobić swoje. I kiedy skoczyli tyle, na ile byli przygotowani, wspólnie zdobyli brąz.
Skoro wtedy pomogła filozofia "normalnie wystarczy", to dlaczego miałaby nie zadziałać teraz? Dzień przed pierwszym konkursem w Lahti polscy skoczkowie błyszczeli - kwalifikacje wygrał Kubacki przed Żyłą, Stoch pobił rekord skoczni, kończąc lot na 103,5 m pięknym telemarkiem. Wtedy zaostrzyli apetyty i swoje, i nasze. Teraz jest spokojniej. Stoch od pierwszych prób na skoczni dużej pokazywał moc, ale w deszczowych i wietrznych kwalifikacjach skoczył średnio, w stawce 10 najlepszych skoczków mających automatyczny awans do zawodów miał piąty wynik. Kot się czai i może udanie zaatakować, ale w ostatnim skoku przed czwartkiem miał tylko szósty rezultat w Top 10. Lepiej wypadł drugi w tym gronie Żyła, ale we wcześniej serii próbnej to on miał z naszej "czwórki" największe problemy. Jedyny Polak startujący we właściwych kwalifikacjach, Kubacki, też był tym razem najwyżej przyzwoity - zajął dziewiąte miejsce.
Wyciąganie wniosków ze środy ma mniejszy sens niż miało analizowanie skoków poprzedzających sobotnie zawody. Wtedy pogoda była stabilna, sprawiedliwa, teraz - po prostu loteryjna.
Spokój - z nim wszyscy powinniśmy czekać na czwartek. W konkursie naprawdę nie trzeba cudów, naprawdę wystarczy normalnie. Z jedną uwagą - musi to dotyczyć również pogody. To o nią trzeba się bać, a nie o naszych zawodników. Na szczęście warunki mają się poprawić.