Edward Budny: Pierwsze dwa odcinki Justyna biegła sympatycznie, ale na trzecim upadła. To jej fatalne zjeżdżanie sprawia, że resztki włosów stają mi na głowie. Jak zawodniczka biegająca od 15 lat w Pucharze Świata może tak jeździć? Nikt nie przewraca się tak często, jak ona. Oczywiście to nie wynika z braku umiejętności, tylko ze strachu. I to jest nie do opanowania. Niestety, ten ostatni zjazd przed stadionem będzie i we wtorkowym biegu. Czyli Justyna straci tam sporo sekund. Wielka szkoda. Ja mam tyle lat, że rany boskie [prawie 80], a nie zjeżdżam pługiem. Tam naprawdę nie trzeba pługu zakładać, tam trzeba przejeżdżać przestępowaniem na dużej szybkości. I tak będą robiły rywalki.
Może niekoniecznie, bo pogoda ma być zdradliwa. Zero stopni Celsjusza i padający śnieg z deszczem chyba wszystkich zmusi do zachowania szczególnej ostrożności?
- Nieprawda, dzisiaj na wodzie narty jadą prawie tak samo dobrze jak na śniegu. Smary, proszki, cała ta dzisiejsza chemia to jest cud boski. Oczywiście umęczą się wszyscy bardziej, bo będzie grząsko, a nie twardo. Ale na technikę zjazdów zła pogoda nie będzie miała wielkiego wpływu.
Nie brzmi Pan jak optymista, ze wszystkiego co Pan do tej pory powiedział wnioskuję, że medalu dla Polki jednak się Pan nie spodziewa.
- Pan myśli, że ja jestem taki odważny, żebym powiedział, że nie jestem optymistą (śmiech)? A tak poważnie, to jestem umiarkowanym optymistą. Bardzo ważne będzie smarowanie nart, ale o to się nie martwię, bo widzę, że sztab Justyny daje sobie radę. Kilka dni temu, na Pucharze Świata w Estonii, warunki były bardzo trudne, a narty posmarowali dobrze. Liczę, że teraz też sobie poradzą. Nam pozostaje się modlić, żeby Justyna nie przewróciła się na tych zakrętach, a reszta jest w jej nogach. Podoba mi się, że ona się nie odgraża. W sporcie tego nie wolno robić. To nikomu nic nie daje. Przykładem Maciej Kot. On jako jedyny mówił przed mistrzostwami, że jedzie po medale. Zajął piąte miejsce, wspaniałe, ale czy się cieszy? Nie, teraz tłumaczy, że za bardzo myślał o odległościach, za bardzo chciał daleko skakać. Oczywiście nie odbieram mu szans na dużej skoczni, ale wierzę raczej w Stocha, bo on jest najspokojniejszym facetem z naszych skoczków.
Marit Bjoergen, Krista Parmakoski, Charlotte Kalla - medalistki biegu łączonego uchodzą za faworytki również wtorkowej rywalizacji. Wszyscy twierdzą, że poza zasięgiem ma być Bjoergen. Pan też tak uważa?
- Każda z nich, tak samo jak Justyna, formę szykowała w górach. Wszystkie z tych gór zeszły w innym czasie, bo miały różne priorytety. Zobaczymy, komu kiedy przypadnie szczyt formy. Bjoergen wcale nie jest tą Bjoergen, którą była kiedyś. Widzieliśmy to w sprintach, gdzie szybko odpadła.
Po powrocie z urlopu macierzyńskiego do sprintów faktycznie nie zdążyła się przygotować, ale na dystansach rządzi. Wygrała ostatnie cztery biegi, w jakich wzięła udział, licząc z sobotnim łączonym w Lahti.
- Wiem, że wygrywa, ale moim zdaniem nie jest tak pewnie, jak przed urodzeniem dziecka. W biegu łączonym Kalla się wywróciła, chciała natychmiast dojść, a to kosztuje. Gdyby nie upadek i gdyby nie zbyt gorąca głowa, to Szwedka mogła wygrać. Przecież część klasyczną pokonała tak szybko jak Bjoergen, a w "łyżwowej", w której czuje się lepiej, straciła i ma tylko brąz. Moim zdaniem we wtorek nie będzie głównej faworytki. A czemu ma nie wygrać Parmakoski? Klasyk ma bardzo mocny, biega u siebie, będzie bardzo silna. Na pewno mocniejsza od młodych Norweżek, które według mnie trochę za dużo startują. Heidi Weng próbuje zdobyć medal wszędzie. We wtorek będzie w czołówce, ale to będzie dla niej już czwarty start w Lahti. Wątpię, że będzie świeża.
Najmniej startuje Justyna Kowalczyk. Niedawno mówił Pan, że rozumie jej decyzję o odpuszczeniu startów w Pucharze Świata, gdzie dominował styl dowolny, ale jednocześnie tłumaczył Pan, że bez rywalizacji z najlepszymi trudno będzie jej przygotować formę. Chyba dała radę?
- Gdyby Justyna zdobyła medal, byłoby to jedno z jej największych osiągnięć w karierze. Właśnie z uwagi na to, że się nie ścigała w Pucharze Świata, że przez dwa miesiące jej nie widzieliśmy. Trzeba być straszliwie mocnym wewnętrznie, żeby się zmusić do ogromnie ciężkiej pracy, będąc ciągle z dala od czołówki, nie mogąc się z nią porównać.
Józef Łuszczek twierdzi, że medal Kowalczyk byłby niespodzianką. Zgadza się Pan ze swoim dawnym podopiecznym?
- Nie zgadzam się. Justyna pokazała, że jest w obrębie zawodniczek, które mają prawo sięgnąć po medal. I dziwię się, że ktoś tego nie widzi.
Łuszczek twierdzi, że Kowalczyk jest mocna, ale jego zdaniem na tyle, by być w "szóstce", a nie aż na tyle, żeby mieć medal.
- Wszystko wyjdzie w praniu, ja nie powiem, że Bjoergen, Kalla i Parmakoski są mocniejsze. Każda chcąc medalu musi wstać dobrą nogą, mieć swój dzień, każda musi liczyć na swój zespół. Mnie się podoba, że Kowalczyk jest uśmiechnięta, że robi wrażenie spokojnej, pewnej, że swoje wypracowała. Ewidentnie robi wrażenie zawodniczki, która chce walczyć. Tego u niej długo brakowało. A że jeszcze jej brakuje na mocną końcówkę? Tak było w Estonii, zobaczymy czy tak będzie w Lahti. Dobrze, że się przetarła. W niedzielę leciała sympatycznie, na podbiegach dobrze się zbierała. Pozostaje nam trzymać za Justynę kciuki. Jak pobiegnie po brązowy medal, to będzie dobrze. A jak powyżej, to będzie świetnie.
A jeśli jednak medalu nie wywalczy, będzie czwarta czy piąta?
- A z czwartego miejsca Stoch się cieszy? Jak się ma osiem medali mistrzostw świata, to miejsce poza podium nie cieszy. Justyna jest wielką zawodniczką i bardzo ambitną. Naprawdę dobrym wynikiem będzie dla niej taki, który da podium.