W całej historii występów na zimowych igrzyskach olimpijskich Polska doczekała się 18 medalistów. Aż dziewiątka z nich to łyżwiarze szybcy. Od panczenistów i od przedstawicieli short tracku już za nieco ponad 100 dni będziemy oczekiwali sukcesów na igrzyskach w Mediolanie. Tymczasem jako kraj nie potrafimy oddać im hali, która już od grudnia 2023 roku miała być ich bazą, ich domem. Dlaczego?
Jest początek października. Jesteśmy w Zakopanem i na miejscu chcemy rozwiązać bodaj największą, a na pewno najdroższą, zagadkę polskich sportów zimowych ostatnich lat.
Siadamy w gabinecie nowej dyrektor Centralnego Ośrodka Sportu w Zakopanem w obecności prezesa Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. Pytamy, kiedy wreszcie nasi łyżwiarze dostaną to, na co czekają tak nieprzyzwoicie długo, że mają prawo zwątpić, że się doczekają. - Intensywnie pracujemy nad tym projektem, ale na razie, dla dobra inwestycji, dla sprawy, wolałabym nie podawać konkretnego terminu – stwierdza na początek Bogusława Stępień.
Czy pod kierownictwem nowej dyrektorki, która urzęduje dopiero od 1 września bieżącego roku, uda się wreszcie skończyć budowę obiektu, którego koszt wzrósł już z pierwotnie podawanych 70 do aż 200 milionów złotych? Wiemy, że nieprawidłowości związane z budową hali badają Centralne Biuro Antykorupcyjne i Najwyższa Izba Kontroli.
Plan był jasny: wiosną 2022 roku w Zakopanem ruszyła budowa hali lodowej, która miała zostać jednym z najlepszych tego typu obiektów na świecie. Inwestorem został podlegający ministerstwu sportu i turystyki COS, a PZŁS - jako główny potencjalny użytkownik obiektu - konsultantem w kwestii projektu. Dziś wystarczy pięć minut rozmowy z Rafałem Tataruchem, żeby przekonać się, jak wciąż – mimo ogromnych problemów z tym obiektem – szefowi polskiego łyżwiarstwa szybkiego błyszczą oczy, gdy o tej hali mówi.
Po pierwsze: ma być wyjątkowa z racji wysokości Zakopanego nad poziomem morza (ponad 900 metrów). Po drugie: pomóc mają rozwiązania technologiczne m.in. zastosowanie specjalnego systemu nawiewu oraz aerodynamiczny sufit. Tataruch wie, że w takich warunkach byłyby bite rekordy świata. I że trafiałyby do nas największe imprezy w tej dyscyplinie sportu. Ale dziś, prawie dwa lata później po pierwotnym terminie zakończenia inwestycji, tryb warunkowy jest konieczny, bo nawet szef związku nie wie, czy to się na pewno uda. A jeśli tak, to kiedy.
- Mieliśmy blamaż – mówi wprost prezes PZŁS. - Taki, że dla Zakopanego już były przyznane imprezy, o które długo walczyliśmy, wiedząc, że zakończenie budowy hali jest planowane na grudzień 2023 roku. W naszym nowym obiekcie w minionych sezonach miały się już odbyć mistrzostwa Europy i zawody Pucharu Świata. A teraz pozostaje mi czekać i wierzyć, że to się uda dokończyć chociaż na przyszły sezon, czyli na październik 2026 roku – mówi Tataruch.
PZŁS nie zna konkretnego terminu zakończenia prac, ale prezes Tataruch i dyrektor sportowy Konrad Niedźwiedzki (jeden z naszych medalistów olimpijskich), mogą powiedzieć znacznie więcej niż my, dziennikarze, nie tylko dlatego, że oni dwaj są ekspertami w sprawie, a my tylko próbujemy tę sprawę poznać. Tataruch i Niedźwiedzki mają nad nami również tę przewagę, że ich COS wpuszcza na teren budowy, a nas nie. W środę 8 października prezes Tataruch mógł wejść na obiekt, a nam tego odmówiono, tłumacząc, że musimy wystąpić formalnie o zgodę. Zrobiliśmy to, ale zamiast pozwolenia, w kolejnych dniach dostaliśmy tylko kilka zdjęć od marketingowca zakopiańskiego COS-u.
Niestety, na tych fotografiach - które publikujemy powyżej - widać bardziej panią dyrektor Stępień niż stan hali.
- Dobrze, że jest już wylany beton i pod tor długi, i wewnątrz niego pod tor dla short tracku. Dobrze, że bryła jest zamknięta, bo pozwala to na kontynuowanie pracy w trakcie zimy. Jest też mocowanie pod podwieszany sufit, o który od początku zabiegaliśmy, i o którym sporo się mówiło, również w mediach. Dużo się natomiast mówi odnośnie wentylacji, która wstrzymuje dokończenie hali, ale nie wiemy jaki jest z nią problem. Czy to kwestia finansów, przetargu? Ciężko powiedzieć. Podobno finanse są zabezpieczone, więc nie wiemy, o co chodzi – mówi nam Niedźwiedzki.
Nie wiemy, o co chodzi, tym bardziej, gdy nieoficjalnie dowiadujemy się, że choć PZŁS koszt nawiewu szacuje na pół miliona złotych, to w dokumentach wpisano 10 milionów. Rzeczy trudnych do zrozumienia jest więcej. Jeszcze latem bieżącego roku ludzie z PZŁS usłyszeli, że teraz, gdy budżet inwestycji wzrósł ze 100 do 150 milionów, dokończenie wszystkiego nie będzie stanowiło żadnego problemu. Dziś jest mowa już o 200 milionach. To niezrozumiałe, bo w projekcie PZŁS nie wprowadził żadnych zmian i nikt nie wymaga od wykonawcy niczego więcej niż od początku planowano. Nikt nie potrafi powiedzieć, dlaczego kwota inwestycji rośnie tak szybko i tak bardzo. I nikt nie chce – bo może też nie potrafi - podać terminu zakończenia prac.
Nieoficjalnie dowiadujemy się, że między zakopiańskim COS-em, a głównym wykonawcą doszło do ugody, na mocy której hala ma być oddana do końca kwietnia 2026 roku. Ale – również nieoficjalnie – słyszymy, że wkrótce ten termin COS i wykonawca zgodnie przesuną, bo już wiedzą, że nie zostanie dotrzymany.
Oddanie hali zostanie opóźnione o co najmniej dwa i pół roku względem pierwotnej daty. To kompromitacja. Ale teraz trzeba dopilnować, żeby nie doszło do totalnej klapy.
Widzimy, że w PZŁS wszystkim zależy na czasie, ale jeszcze bardziej na tym, żeby kosztem tempa prac nie została obniżona jakość. Niedźwiedzki komentuje to tak: - Obaj z prezesem bardzo pilnujemy, żeby wszystko zostało zrobione tak, jak było w projekcie, który COS pokazał nam na początku 2022 roku. Włożyliśmy mnóstwo czasu i pracy w ten projekt i wolimy jeszcze poczekać, ale dostać obiekt na światowym poziomie niż jak najszybciej zadowolić się czymś, co tak naprawdę nie spełni naszych oczekiwań. I dodaje: - Jako związek, dla którego de facto powstaje obiekt, dajemy rekomendacje i na pewno będziemy się trzymać tych wytycznych, na które się zgodziliśmy, i które wspólnie z inwestorem odpowiednio wcześnie doprecyzowaliśmy.
Prezes Tataruch stara się znaleźć balans między tempem prac, a jakością, ale nie ma wątpliwości, że i dla niego najważniejsze jest to drugie. - Wierzę, że to się uda zrobić na przyszły sezon, bo widzę dużą energię w pani dyrektor, widzę ogromne zaangażowanie i chęć ogromnej współpracy. A ja po to tutaj jestem, żeby pomóc wszystkie sprawy techniczne wyjaśnić. My nie jesteśmy stroną, choć to się dla nas buduje, więc my proponujemy pewne rozwiązania i chcemy, żeby ten tor był po prostu najszybszy na świecie.
Stanowisko PZŁS jest absolutnie zrozumiałe. Polscy panczeniści od lat należą do światowej czołówki. Medale olimpijskie potrafili zdobywać nawet nie mając w kraju żadnej hali lodowej. Od kilku lat ich sytuacja poprawiła się o tyle, że mają obiekt w Tomaszowie Mazowieckim. To hala, w której odbywają się Puchary Świata, ale ma swoje ograniczenia. Tamtejszy lód nie jest szybki. A na poziomie rywalizacji o olimpijskie medale kluczowe jest, żeby objeżdżać się na największych prędkościach. Dlatego polska kadra przebywa raczej w niemieckim Inzell i holenderskim Heerenveen niż u siebie, w Tomaszowie. Jeszcze większym problemem jest fakt, że Tomaszów nie jest mrożony przez cały rok – najczęściej od października do marca i na krótko podczas wakacji. A Zakopane ma być lodową halą całoroczną. Taką, na którą czekają nie tylko Polacy, ale i zagraniczne kadry ciekawe tego, czy to nie będzie lepszy obiekt niż ich własne.
Dyrektor Stępień choć jest na tym stanowisku od niedawna, zdaje się już to wszystko wiedzieć i dobrze rozumieć. Tak naprawdę, skoro rządzi zakopiańskim COS-em dopiero od półtora miesiąca, to nie ona powinna tłumaczyć, dlaczego wciąż nie jest zbudowane coś, co powinno być domem naszych panczenistów już od prawie dwóch lat.
- Minister Raś dosyć szczegółowo, publicznie, podał komunikat do mediów w tym zakresie. Mogę tylko tyle powiedzieć, że tutaj działa bardzo dużo instytucji kontrolnych – mówi.
Wiceminister sportu Ireneusz Raś był w Zakopanem 6 września. Powiedział m.in. tak: "Wiele służb interesuje się od początku realizacją tej inwestycji. Mam nadzieję, że wykonawcy, których determinacja jest nam przekazywana, doprowadzą do jej szczęśliwego końca" oraz "Były osoby zainteresowane tym, żeby ta inwestycja nie była realizowana w tak krótkim czasie, jak można byłoby zrealizować", po czym uciął, twierdząc, że to "wiedza nieprzeznaczona do publicznego przekazania".
Pewne jest, że służby badające sprawę powstawania hali - wspomniane CBA i NIK - mają co sprawdzać.
- Wygrałam konkurs na dyrektora Centralnego Ośrodka Sportu w Zakopanem i jestem na stanowisku od 1 września. W tym czasie zrealizowaliśmy następujące kamienie milowe - mówi i wylicza Bogusława Stępień: - W mojej ocenie stan zaawansowania prac budowlanych na inwestycji jest absolutnie zadowalający. Realizowane są prace wykończeniowe, instalacyjne, związane z zagospodarowaniem terenu, sieci zewnętrznych. Zostały przyspieszone i uregulowane płatności do generalnego wykonawcy, chodzi o zachowanie pełnej płynności finansowej, co jest kluczowe w relacji zamawiający – wykonawca. Z końcem września Starostwo Powiatowe w Zakopanem wydało zamienne pozwolenie na budowę, czyli zakończyliśmy temat, który był bardzo długo procedowany. Obecnie trwa też budowa sieci gazowej zasilającej tor lodowy – dodaje dyrektorka.
Dobrze wiedzieć, że minął już etap takiego konfliktu na linii inwestor – wykonawca, przez który prace stanęły, a część podwykonawców nie otrzymywała pieniędzy. Słysząc o pracach wykończeniowych takich jak budowa sieci gazowej, która będzie zasilała tor, można mieć nadzieję, że cała ta saga naprawdę kiedyś się skończy. Ale znowu powtarzamy pytanie: kiedy? Tego na razie nikt nie wie. Wygląda na to, że łącznie z dyrektorką COS-u.
- Termin zakończenia prac zakomunikujemy niebawem, obecnie trwa dogłębna analiza dokumentów, ale proszę jeszcze chwilę uzbroić się w cierpliwość – apeluje Bogusława Stępień.
Nie da się nie zauważyć, że gdy opowiada, co się dzieje w zarządzanym przez nią ośrodku, jest bardzo ostrożna. Jeśli już coś zdradza, to z uśmiechem - stara się być konkretna i pozytywna. Ale tak naprawdę nie ma nam wiele do przekazania.
Mówiąc wprost, w hali w Zakopanem do zrobienia jest jeszcze znacznie więcej niż pomyślałby każdy, kto spacerując np. przy Wielkiej Krokwi z daleka widzi imponującą bryłę obiektu. Z relacji ekspertów, Tatarucha i Niedźwiedzkiego, wynika że w środku hali też wykonano już większość prac. Wygląda na to, że najwięcej do zrobienia jest w sferze dokumentacyjno-prawnej.
Nową dyrektor zakopiańskiego COS-u pytamy wprost o jej reakcję na to, co zastała w tym projekcie. W odpowiedzi nie słyszymy narzekań czy krytyki wobec poprzedników, tylko jasny komunikat, że Stępień wie, co robi, bo ma 20-letnie doświadczenie w zarządzaniu przeróżnymi projektami. – Sytuacja jest rozwojowa. Tu wszystko da się doprowadzić do naprawdę dobrego, satysfakcjonującego, końca – zapewnia.
- Jestem przekonana, że ten obiekt będzie wizytówką nie tylko Zakopanego, ale całej Polski i w interesie nas wszystkich jest, żeby go pięknie dokończyć – mówi Bogusława Stępień.
- A propos tego zakończenia, nas bardzo interesuje, żeby hala była dokończona tak, jak była zaprojektowana, czyli na bardzo szybki obiekt, bo wtedy będą chcieli tu przyjeżdżać najlepsi łyżwiarze na świecie, będą tu padały rekordy świata, będzie świetna reklama Zakopanego i Polski. A przede wszystkim nasi zawodnicy muszą finalne elementy techniki w przygotowaniach dopracowywać na odpowiedniej prędkości – jeszcze raz podkreśla Tataruch.
Prezes PZŁS dobrze wie, co jest najważniejsze. – Nam naprawdę nie wolno zmarnować szansy, jaką mamy. W Zakopanem jest dobra wysokość nad poziomem morza, a z nią, z ciśnieniem parcjalnym tlenu, z nowoczesnymi urządzeniami, które dadzą kierunkowy nawiew, zabezpieczający odpowiedni ruch powietrza, możemy i musimy mieć jeden z najszybszych obiektów na świecie – mówi Tataruch. – Wyobrażam sobie, jak nasi zawodnicy, dzięki znajomości zakopiańskiego obiektu, i dzięki wypracowaniu odpowiedniej formy, będą w stanie bić tam rekordy świata i zdobywać medale wielkich imprez. Jak tylko Zakopane będzie gotowe i będzie miało taki standard, jaki od początku zaplanowaliśmy, to na pewno czekają nas jeszcze większe sukcesy, bo wtedy będziemy się rozwijali w świetnym miejscu z szybkim torem i całą specjalistyczną bazą sportową. W jednym miejscu wreszcie mielibyśmy wszystko: od hali lodowej poprzez siłownie, hale dodatkowe, zabezpieczenie fizjoterapeutyczne i super jedzenie w COS-ie. To są bardzo ważne rzeczy, które będą się spinały. I na pewno będziemy też dostawali najważniejsze światowe zawody – tłumaczy prezes.
Nasze spotkanie w zakopiańskim COS-ie prezes Tataruch kończy mówiąc tak: "Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie staniemy tu na lodzie". – Podkreślmy, że ma pan nadzieję, że staniecie na lodzie, a nie zostaniecie na lodzie – żartujemy. – Dobrze ujęte – uśmiecha się szef PZŁS. A pani dyrektor odpowiada na nasz nieco gorzki żart tak: - Pracy przed nami jest dużo, więc proszę nam kibicować, trzymać kciuki i starać się nie przeszkadzać, a myślę, że temat na pewno się spokojnie poukłada.
W to "na pewno" i "spokojnie" trudno już uwierzyć. A kciuki trzymamy, bo chcemy być dumni i z polskich łyżwiarzy, i w końcu również z obiektu, jaki już dawno powinien być do ich dyspozycji.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!