"Twój narzeczony spadł i się roztrzaskał". Atanas leciał prawie dwa kilometry w dół

- Miałam skurcze, nie byłam w stanie niczego zjeść. Wymiotowałam z bólu. Wiedziałam, że trzeba schodzić i tylko na tym muszę się skupić - mówi Magdalena Gorzkowska, polska himalaistka, która w rozmowie z "Onetem" opowiedziała o kulisach swojej zimowej wyprawy na K2.

- Dziś dochodzę do wniosku, że moja choroba okazała się naszym zbawieniem. Widocznie tak miało być, że dopadło mnie zatrucie, bo ono nas uratowało. Nie musieliśmy wychodzić powyżej obozu II i przeżywać tego, co inni. Oni przeżyli horror - opowiada Polka w rozmowie z "Onet Sport".

Zobacz wideo Jest nagranie z wejścia na K2! Historyczny moment

Magdalena Gorzkowska plany miała ambitne, ale zostały one boleśnie zweryfikowane przez górę K2, która do stycznia opierała się każdemu śmiałkowi. Polka musiała wycofać się z komercyjnej wyprawy. Narzekała bowiem na silne bóle brzucha, wymioty.

- Agencja Seven Summit Treks miała zorganizować odpowiednią liczbę namiotów w obozie III, który znajdował się na wysokości 7300 m n.p.m. Tymczasem niemal 20 osób dotarło do obozu i zastali tam jeden roztargany namiot, drugi dwuosobowy i tylko ostatni, trzeci, był sprawny. Nie było kompletnie warunków, by się napić, coś zjeść, zmienić skarpetki na cieplejsze i jakkolwiek przygotować się do ataku. Bardzo współczuję tym, którzy się tam znaleźli. Ludzie musieli stać przez wiele godzin na mrozie co najmniej minus 40 stopni, gdyż miejsca w namiotach nie było dla wszystkich. Niektórzy dziś mają odmrożenia drugiego, trzeciego stopnia i być może stracą palce przez to, że zabrakło odpowiedniej organizacji. (...) Ja dziś cieszę się, że nas tam nie było - tłumaczy Gorzkowska, która zmagała się poważnym zatruciem, a to nie pozwoliło jej zaatakować.

Polka została ewakuowana śmigłowcem do Skardu. Razem z Gorzkowską ściągnięty do bazy został filmowiec Oswald Rodrigo Pereira oraz pięciu innych himalaistów.- Tamten moment, gdy Magdzie padła czołówka, był kluczowy. Dobrze, że ruszyliśmy do góry. Gdybyśmy wtedy czekali nawet z kwadrans dłużej, być może miałbym dziś problem z pełną funkcjonalnością. Nasze podejście trwało aż 11 i pół godziny. Gdy natomiast schodziliśmy z obozu I do bazy, nie miałem już problemów z operowaniem rękami - mówi Pereira, który towarzyszył Gorzkowskiej i w pewnym momencie miał problem z czuciem palców u rąk i nóg. - Gdy widziałem, jak Magda cierpi w bazie, nie sądziłem, że w ciągu kilku kolejnych dni będzie się wspinać. A ona jednak podjęła próbę - dodaje.

"Zawsze słyszało się o śmierci w wysokich górach, ale chyba nie byłem przygotowany na to, że coś takiego stanie się na moich oczach"

Góra K2 pochłonęła tej zimy wiele ofiar. Polacy byli świadkami tragicznego wypadku Hiszpana Sergiego Mingote, a w przypadku Bułgara Atanasa Skatowa spędzili sporo czasu z jego narzeczoną, która doświadczała bólu po stracie ukochanego. Za zaginionych zostali uznani także Pakistańczyk Muhammad Ali Sadpara, Islandczyk John Snorri i Chilijczyk Juan Pablo Mohr.

- Schodziliśmy z obozu II do bazy. Byliśmy już blisko ABC, czyli bazy wysuniętej. Mogłam być na wysokości ok. 5500 m n.p.m. i w pewnym momencie usłyszałam, że coś spada. Myślałam, że to kamień, bo leciały non stop, ale to spadało ciało. Spadał człowiek. Na początku sądziłam, że to jakiś Szerpa. Ten człowiek spadał po terenie o nachyleniu 50-60 stopni, po samym lodzie. Leciał z wysokości 5900 na 5300 metrów i upadł na skały. W zasadzie roztrzaskał się na kawałki. Widziałam ten cały lot, Oswald też. Wciąż sądząc, że to Szerpa, starałam się jak najszybciej do niego dotrzeć. Myślałam pozytywnie, bo kilka dni wcześniej inny Szerpa też odpadł i poleciał, ale nic mu się nie stało. Gdy w pewnym momencie zobaczyłam z daleka stojącą sylwetkę, pomyślałam, że ten człowiek wstał, żyje, ale to była Tamara Lunger, która wcześniej znalazła się przy nim - opowiada o wypadku Sergiego Mingote Gorzkowska.

- W pewnym momencie usłyszałem szum. Pomyślałem, że leci duży kamień, więc wyciągnąłem kamerę i włączyłem. Patrzę, a tu leci człowiek. (...) Gdy dotarłem na miejsce, przekonałem się, że to Sergi. Wtedy jeszcze żył, ale obrażenia czaszki były takie, że nie miał szans przeżyć. Uszło ze mnie powietrze - opowiada Oswald Pereira.

- Jego obrażenia były ogromne. Udzieliliśmy mu pierwszej pomocy, okryliśmy go śpiworami, matami, żeby zachować komfort termiczny. Prosiliśmy go, żeby oddychał, żeby z nami został. Dzwoniliśmy też do znanych, wpływowych osób, m.in. do Simone Moro, żeby jak najszybciej zorganizować helikopter. Mieliśmy nadzieję, że Sergi, mimo licznych złamań, jednak z tego wyjdzie. Spędziliśmy przy nim półtorej godziny. Po tym czasie przestał oddychać. Z bazy dotarł jeden z uczestników wyprawy, będący lekarzem. Potwierdził śmierć. Nadzieja zgasła, a Szerpowie przetransportowali ciało do bazy - mówi Magdalena Gorzkowska.

"Nie potrafię sobie wyobrazić, co czuje kobieta, która leci helikopterem, a obok jest ciało najbliższej osoby"

Równie dużym przeżyciem było dla polskich himalaistów przebywanie z narzeczoną Atanasa Skatowa, gdy ta dowiedziała się o jego śmierci. - Była w totalnym szoku. Nikt nie spodziewa się, że za chwilę usłyszy: "Twój narzeczony spadł i się roztrzaskał". A Atanas leciał prawie dwa kilometry w dół, bo prawdopodobnie spadł spod obozu III do ABC, gdzie znaleziono ciało. Ona siedziała w bazie i czekała na niego. Bardzo się martwiła. Bała się. Nie potrafię sobie wyobrazić, co czuje kobieta, która leci helikopterem, a w tej samej maszynie, obok, jest ciało najbliższej osoby. Doświadczyła ogromu przeżyć w bardzo krótkim czasie. Staraliśmy się dać jej tyle wsparcia, ile byliśmy w stanie. Tłumaczyliśmy, że nie miała na to wpływu, a Atanas żył nieprzeciętnie i realizował swoją pasję. Cieszę się, że po tych czterech dniach było z nią trochę lepiej - opowiada  Gorzkowska.

"Wejście Nepalczyków to był pokaz siły"

Jedynymi zimowymi zdobywcami K2 pozostali Nepalczycy, którzy 16 stycznia weszli na szczyt. Oswald Rodrigo Pereira przyznaje, że był pod wrażeniem ich możliwości. - Ta dziesiątka Nepalczyków, którą utworzyli ludzie z różnych wypraw, to była Liga Mistrzów. Wyobraź sobie, że Sona Sherpa poręczował wysoko kilkaset metrów drogi, a później był w stanie z jeszcze jednym Szerpą zejść w kilkanaście godzin ze szczytu do bazy. To niewiarygodny pokaz siły - tłumaczy.

Magdalena Gorzkowska to była lekkoatletka, wicemistrzyni świata w sztafecie 4x400 metrów z 2016 roku, która wysokie góry zdobywa od trzech lat. Wspięła się już na Mount Everest (8849 m), Makalu (8481 m) i Manaslu (8156 m).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.