W kwietniu Stormowska skończy 20 lat. W Pucharze Świata zadebiutowała jesienią 2015 roku. W tym sezonie kilka razy zaprezentowała się z bardzo dobrej strony, a w niedzielę w Dordrechcie sprawiła sensację, zdobywając brązowy medal. Walkę wręcz o podium nasza nastolatka wygrała z multimedalistką wielkich imprez i byłą rekordzistą świata Elise Christie.
Kamila Stormowska: Miałam trochę szczęścia i dużo woli walki, dlatego w Dordrechcie wyszarpałam miejsce na podium. Ale jestem dopiero na początku długiej drogi. A wszystko zaczęło się śmiesznie. Ciągałam mamę na ślizgawki i któregoś razu trafiłyśmy na pokazy łyżwiarstwa firugorwego. Strasznie mi się spodobało, więc poszłam na trening, ale nie pozwolono mi spróbować. Usłyszałam, że jestem za stara.
- Dziewięć. Smutno mi się zrobiło. Na szczęście na lodzie był taki trener, Karol, jego nazwiska już nie pamiętam, który popatrzył na mnie i powiedział: "Jesteś szybka i wcale nie jesteś taka stara, chodź na short track". Poszłam i od razu mi się spodobało. Teraz mam 19 lat i czuję, że w short-tracku się rozpędzam, a w łyżwiarstwie figurowym pewnie już bym była bliska końca kariery. Bardzo się cieszę, że tamta pani trenerka mi tak powiedziała.
- Chyba nigdy. Nawet jak miałam bardzo groźny wypadek.
- To był listopad 2016 roku, Puchar Świata w Salt Lake City. Dostałam płozą w twarz, miałam przecięty policzek aż do oka. Gdyby nie okularki, to oko bym straciła. Na szkle miałam ślad po płozie. Założono mi 11 szwów na zewnątrz i cztery w środku, bo rana była głęboka.
- Twarz to nie jest noga, więc można było od razu jeździć dalej. Nawet myślałam, żeby startować następnego dnia, tylko trochę się bałam, że mi to wszystko pęknie, bo w programie było 500 metrów.
- Na 500 metrów jest większe prawdopodobieństwo upadku, bo rozwija się swoją prędkość maksymalną. Wtedy prędzej może płoza puścić, czyli nie przytrzymać się lodu.
- Żadnego. Nawet nie wiem czy to na pewno była Kanadyjka Kasandra Bradette. Prawdopodobnie. Ale nie jestem pewna.
- Nie, my dwie. Ale gdy padałam, to mogłam dostać od jednej z jadących dalej dziewczyn, a nie od Kanadyjki.
- Tak, łapała mnie za kask i prawie drugi raz się wywaliłam, ale nie dałam się i jej uciekłam. Za ważne to było dla mnie, żeby nie zawalczyć do końca. Odpuszczanie to nie jest mój styl. Ja jestem agresywna. Czasami mi to nawet szkodzi, ale teraz bardzo się opłaciło. Jak już pierwszy raz w życiu weszłam do finału Pucharu Świata, to sobie pomyślałam, że trudno, mogę zostać zdyskwalifikowana, ale zaatakuję, spróbuję wyprzedzić w walce o podium, po prostu dam z siebie tyle, ile mam.
- Widziałam na nagraniu, że byłam przed Christie, a ona na mnie położyła rękę, ale bałam się jak wszystko zinterpretują sędzowie. Mam agresywny styl jazdy, sędziowie mogą to pamiętać i pewnie gdyby wina była 50 na 50, to daliby mi karę. Ale trenerzy mówili: "Spokojnie, masz medal, to ona się na ciebie położyła", to samo mówiła mi Natalka [Maliszewska]. Ona była tak pewna, że będzie dyskwalifikacja Christie, że od razu kazała mi zakładać biało-czerwoną bluzę na dekorację. Ale ja czekałam z tym do decyzji.
- Zapytała czy wszystko ze mną okej. Śmiała się z sytuacji, nie była ani trochę zła. Rozmawiałyśmy sobie we trzy z Natalką. Wydaje mi się, że Christie się nie spodziewała, że ją zaatakuję. Pewnie pomyślała, że dziewczyna jedzie pierwszy raz w życiu w finale, to i czwarte miejsce jej wystarczy. A ja zobaczyłam lukę, więc zrobiłam co tylko mogłam, żeby się wcisnąć.
- Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że będzie mnie stać na taki wynik. Miałam inne cele i je osiągałam.
- Walkę o ćwierćfinały i półfinały w Pucharach Świata. Do tego były założenia czasowe, zaplanowałam sobie konkretne wyniki na różnych dystansach. Na 500 m mam już czas o pół sekundy lepszy niż założyłam, na 1000 i na 1500 m też już pojechałam szybciej niż planowałam. I jeszcze na ME chciałam być w Top 12 - Top 15, a byłam dziewiąta. Czyli było bardzo dobrze, a na koniec jeszcze przyszło to podium.
- Spokojnie do nich podchodzę. Rzeczywiście nie wiedziałam czy na nie pojadę, bo mamy dwa miejsca, a pierwszego pewna była Natalka. Teraz zdobyłam kwalifikację, ponieważ miejsce na podium w PŚ ją daje. Pojadę się uczyć, to będą moje pierwsze mistrzostwa świata w życiu. Wiem, że muszę regularnie jeździć najpierw w półfinałach. Będzie mi trudniej niż było. Już nie będą na mnie patrzeć i myśleć: "A, to Kamila, która zawsze robi coś głupiego w biegu", tylko będą wiedzieli, że ta dziewczyna już ma medal Pucharu Świata.
- Od poprzedniego sezonu na pewno się zmniejszył. Wtedy na 500 m miałam życiówkę gorszą od Natalki o dwie sekundy, a teraz już o niecałą sekundę. Oczywiście ona jeździ dłużej ode mnie, wiele razy była w półfinałach, w finałach, ma większe doświadczenie, umie sobie sama poprowadzić bieg. Ja się tego muszę nauczyć. Muszę przejść tę drogę, co ona, bo nikt mi nie powie, jak jeździć w półfinałach czy finałach, sama muszę to poczuć, zrozumieć. Na pewno jeszcze zdarzą mi się takie biegi, że będę bezsilna. Ale myślę, że takie z medalami też będą.
- Tak, przyjaźnimy się wszystkie w drużynie i naprawdę bardzo sobie nawzajem kibicujemy. Budujemy mocną sztafetę i cieszymy się, gdy każda się rozwija, bo to napędza nasz team. Każdy sukces każdej z nas uskrzydla pozostałe dziewczyny. To naprawdę działa. Fajną paczkę mamy. Z każdym miesiącem coraz fajniejszą. W kadrze jestem od 2015 roku i może to było dla mnie za szybko, bo trudno było wyjeżdżać na dwa albo trzy tygodnie i zostawiać szkołę, akurat gdy zaczynałam liceum i poznawałam nowych znajomych. A wtedy też inaczej wyglądała kadra.
- Tak, dopiero po igrzyskach w Pjongczangu zmienili się trenerzy i dopiero od maja 2018 roku jesteśmy wszyscy razem.
- To jest osoba bardzo spokojna. Ona dobrze wie, że nie wszystko przyjdzie od razu. "Kamila, teraz będzie ci trudniej, bo każdy będzie już na ciebie patrzył inaczej, a ty się musisz nauczyć jeździć na tym poziomie" - mniej więcej tak mi powiedziała.
- Wstyd się przyznać, ale zupełnie nie. Długo nie wiedziałam kto jest kim, kto z Polski startuje w największych zawodach, kto zdobywa medale. Dopiero jak zaczęłam poznawać tych ludzi, to poznałam też ich historie. Pamiętam, że trenerce wręczałam kwiaty, gdy odchodziła pracować z rosyjską kadrą. Akurat tak się złożyło, że ostatnie zawody krajowe były w moim Elblągu i mnie wyznaczono, żeby trenerce wręczyć bukiet w ramach podziękowania. Miałam wtedy 12 lat.
- Nie, zupełnie. Dwa lata później igrzyska oglądałam, wtedy już wiedziałam, że Wiktor Ahn jest światową gwiazdą, ale nie kojarzyłam, że trenerka, której kwiaty wręczyłam właśnie prowadzi go do kolejnych tytułów mistrza olimpijskiego!
- Byłam w takim w szoku, że zapomniałam im pogratulować, a one o mnie nie zapomniały. Ale ja w szoku byłam już od ćwierćfinału. Stresa miałam tak wielkiego, że nawet jeść nie mogłam. Na obiad zjadłam pół bułki. I to było moje całe jedzenie na jakieś 16 godzin.
- Może i tak. Natalka się ze mnie śmiała. "Boże, dziewczyno, ogarnij się, co ty masz do stracenia?" - mówiła. Faktycznie, nic do stracenia nie miałam. A zyskałam sporo.