Trzecie miejsce w slalomie gigancie równoległym w szwajcarskim Scuol to nie jest życiowy sukces Kwiatkowskiego. Dwa lata temu na tej samej trasie byl drugi. Ale wtedy był dopiero 27. zawodnikiem całego sezonu Pucharu Świata, a teraz należy do ścisłej czołówki.
Oskar Kwiatkowski: Nie czuję się poszkodowany, chociaż na pewno kibice się tak skupili na skokach, że innych dyscyplin nie widzą. Oczywiście mówię o polskich kibicach. Bo na świecie snowboard jest bardzo popularny. Szczególnie w Rosji, Korei, Japonii, Chinach. I oczywiście w Stanach, z których się wywodzi. Ale akurat moja odmiana, alpejska, jest bardziej ceniona w Azji. W USA rządzi snowboard oparty na ewolucjach. Tak jak w Polsce była kiedyś Małyszomania, tak samo Amerykanie oszaleli na punkcie Shauna White'a.
- Za mały byłem, żeby oglądać Jagnę walczącą o medal olimpijski. Co prawda zacząłem jeździć mając sześć lat [właśnie wtedy, w 2002 roku, Marczułajtis była czwarta na igrzyskach w Salt Lake City], ale ja się w snowboard po prostu zacząłem bawić niezależnie od czyichś wyników. Najpierw jeździłem na wypożyczonej desce, później w prezencie od ojca chrzestnego dostałem typową deskę freestyle'ową, a dopiero za jakiś czas usłyszałem, że istnieje deska twarda, przeznaczona do slalomu. Wiedziałem, że muszę ją zdobyć, wypróbować, bo już na tej do ewolucji robiłem slalomy, taka jazda cieszyła mnie najbardziej. I znów ojciec chrzestny się spisał, z Austrii przywiózł mi taką używaną deskę. Jeździłem coraz lepiej, aż ktoś podpowiedział, żebym poszedł do szkoły sportowej. Poszedłem i moje marzenie zaczęło się spełniać. Od dawna marzyłem, że zostanę zawodnikiem i będę walczył z najlepszymi. Jako dziecko wcale nie chciałem jeździć na nartach, nie interesowały mnie. Chrzestny to zapalony narciarz, instruktor, chciał mnie przekonać do swojej miłości, ale ja zupełnie tego nie czułem, wcale mnie to nie cieszyło. Musiał więc kupować mi deski, a nie narty. Teraz w wolnej chwili na narty sobie lubię wyskoczyć, to jest dla mnie odprężenie, potrafię się wyluzować i pośmigać bez tego wszystkiego, co w snowboardzie czuję jako zawodnik.
- Ester jest niesamowita, dokonała tego jako jedyna na świecie. I fajnie się ją ogląda. Dopiero kilka dni temu z narciarstwa przerzuciła się na starty w Pucharze Świata w snowboardzie i od razu w pierwszym była druga, a drugi start wygrała. Jeździ szybko i ma wielki talent.
- Pewnie! Wybiegam w przód i wizualizuję sobie igrzyska olimpijskie w Pekinie w 2022 roku. I siebie na tych igrzyskach widzę wśród faworytów. Może to nieskromne, ale mówię jak jest. Obiekt olimpijski już znam, pasuje mi, przetestowałem go w ubiegłym roku, zająłem czwarte miejsce.
- Pięć godzin jazdy samochodem. Nas z lotniska zawiózł tam autokar.
- O nie! To w ogóle nie wchodzi w grę. Wtedy pierwszy raz w życiu startowałem w małym finale w Pucharze Świata i minimalnie przegrałem. A teraz w Szwajcarii osiągnęliśmy taki sam czas z zawodnikiem gospodarzy i razem zajęliśmy trzecie miejsce. Czwarte miejsce by było straszne. Jak na igrzyskach jesteś czwarty, to tak naprawdę nie ma Cię nigdzie.
- Jest kojarzona, ale myślę, że czasami ma takie sny, jak by było, gdyby wtedy wygrała mały finał.
- Nie, kiedyś z psychologiem pracowałem, ale chwilę i teraz nie czuję takiej potrzeby. Nie mam problemów z psychiką.
- Nie, wypadek był cztery lata temu, współpraca z psychologiem była wtedy, kiedy dostałem się do Funduszu Natalii Partyki, czyli dwa lata temu. W pakiecie była dostępna możliwość współpracy z psychologiem, więc spróbowałem. A wypadek nie był problemem, bo ja go nie pamiętam. Zupełnie nie miałem kłopotu z powrotem na stok.
- Wróciłem po dwóch tygodniach. I nigdy nie miałem problemu.
- Tak, pękły mi dwa kręgi w kręgosłupie i siedem żeber. Ale tak mocno mnie korciło, żeby pojeździć, że nie wytrzymałem bez tego dłużej niż dwa tygodnie.
- Nic nie brałem. Nigdy nie tłumię bólu, bo chcę wiedzieć, co się we mnie dzieje, chcę mieć prawdziwe odczucia.
- Oczywiście najpierw znałem ją jako zawodniczkę [to wielokrotna mistrzyni paraolimpijska w tenisie stołowym, która zakwalifikowała się też do igrzysk olimpijskich i rywalizowałą w nich z pełnosprawnymi sportowcami], a kiedy kolega z teamu powiedział, że ona ma fundusz i daje stypendia 10 sportowcom, którzy złożą najlepsze aplikacje, to złożyłem swoją.
- Nawet dwa razy mi się to udało. W dwóch poprzednich edycjach.
- W sumie to nie wiem. Ale mogę sprawdzić.
- Zgadza się, ja też mam to gdzieś. Patrzę w przód, a w rankingi nie patrzę, żeby się dodatkowo nie stresować. Liczy się tylko to, że jestem w Top 16 w każdych zawodach, bo dzięki temu mogę walczyć dalej o wyższe miejsca. Tej zimy tylko dwa razy nie miałem takiej szansy. Raz dlatego, że chociaż w kwalifikacjach byłem szybki, to mnie zdyskwalifikowali.
- Dostałem za to, że uderzyłem w tyczkę.
- Dokładnie.
- Nie, strój musi być dwuczęściowy i w miarę luźny, nie może bardzo przylegać do ciała - tyle. A desek się nie mierzy, jedynie nogi mają być ze sobą spięte. I tu producenci kombinują, testują różne modele.
- Raczej mam taki sprzęt jak najlepsi. Dbam o to. Jeżdżę na polskich deskach. Cenię sobie to, że mam z firmą dobry kontakt, że swobodnie ustalam z ludźmi różne kwestie, że szybko mogą coś pode mnie zrobić, uwzględnić moje życzenia. Gdybym jeździł jak większość na deskach ze Szwajcarii, to z tamtejszą fabryką kontakt na pewno miałbym trudniejszy.
- Żadnych mistrzostw w tym roku nie mamy, bo mistrzostwa świata są u nas co drugi rok, jak w narciarstwie klasycznym. Teraz są same Puchary Świata. Mój plan to zawsze być w Top 16. A jak już jestem, to wtedy się dla mnie zaczynają nowe zawody, zaczyna się nowe ściganie, które planuję z wyścigu na wyścig. Z pełną mocą i koncentracją.