Nanga Parbat. Michał Gurgul: Nadzieja na odnalezienie zaginionych himalaistów gaśnie

Od niedzieli nie ma kontaktu z Daniele Nardim i Tomem Ballardem wspinającymi się na Nanga Parbat (8126 m n.p.m.). Himalaiści chcieli wytyczyć nową drogę na szczyt, przez Żebro Mummery'ego. Uznaje się ich za zaginionych.
Zobacz wideo

Zimowa wyprawa Daniele Nardiego i Toma Ballarda zakładała wytyczenie nowej drogi na Nanga Parbat – dziewiąty pod względem wysokości szczyt świata. Od początku ekspedycja zmagała się z problemami. Tegoroczna zima jest wymagająca, baza pod Nagą Górą wielokrotnie była zasypywana świeżymi opadami śniegu. Włoch i Brytyjczyk wykorzystując kilka dni dobrej pogody, zaczęli zdobywać wysokość. Ostatni sygnał radiowy nadali w niedzielę z wysokości 6300 m n.p.m. Od tamtej pory nie ma z nimi kontaktu. Sytuacja jest poważna, himalaistów uznaje się za zaginionych. O dramacie wspinaczy porozmawiałem z Michałem Gurgulem – dziennikarzem portalu wspinanie.pl.

Paweł Wilk, Sport.pl: Co wiadomo o sytuacji na Nanga Parbat?

Michał Gurgul, wspinanie.pl: - Nie wygląda to dobrze, z każdym dniem gaśnie nadzieja. Od niedzielnego popołudnia nie ma kontaktu z Danielem Nardim i Tomem Ballardem. W górach wysokich, szczególnie zimą, cztery dni bez jakiegokolwiek sygnału, to wieczność. Plus jest taki, że pogoda w ostatnich dniach nie była najgorsza, w czwartek odbyły się dwa loty rekonesansowe mające na celu zweryfikowanie sytuacji z powietrza. Niestety cały czas występuje wysokie zagrożenie lawinowe. Temperatura na Nanga Parbat, na wysokości 6000 m n.p.m. wynosi minus dwadzieścia pięć stopni Celsjusza. Odczuwalna może być nawet dwa razy niższa. W dodatku według prognoz nasili się wiatr. 

Co dostrzeżono z pokładu śmigłowca? Oprócz pakistańskich wojskowych w rekonesansie brał udział dobrze znający Nanga Parbat Ali Sadpara.

- Podczas pierwszej próby nie zauważono niczego. Za drugim razem oczom pilotów i Aliego ukazał się fragment namiotu. Przypuszczano, że namiot mogła porwać lawina, ale oba loty niewiele zmieniły. Przysypany śniegiem namiot znajdował się bowiem daleko od drogi obranej przez himalaistów. Nie mamy pewności czy był to założony przez nich obóz III.

W piątek, nad flankę Diamir miały wzbić się drony przebywającego w bazie pod K2 (8611 m n.p.m.) Alexa Txikona.

- Wiemy już, że w piątek niestety nie dojdzie do transportu zespołu spod K2. Zawiniła biurokracja, przeciągające się formalności. Po południu pogorszyła się również pogoda. Akcja została przełożona na sobotni poranek. Jeśli uda się zrealizować plan, to Alex Txikon wraz z dwoma uczestnikami wyprawy, z których jeden jest lekarzem, zostaną przetransportowani z K2 pod Żebro Mummery’ego. Stamtąd zaczną przeczesywać teren specjalnie przystosowanymi dronami, zdolnymi osiągnąć wysokość 6650 m n.p.m., czyli pola śnieżne powyżej terenu skalnego. Spróbują odnaleźć jakiekolwiek ślady himalaistów wzdłuż drogi, którą się wspinali. Nie wiem, czy uda się zrealizować założenia, ale w aktualnych warunkach jest to na pewno bezpieczniejsze rozwiązanie niż wysyłanie ratowników w trudny i zagrożony teren.

Ostatni sygnał radiowy został nadany z wysokości 6300 m n.p.m.

- Tak, ale nie do końca wiemy, co się stało później. Alpiniści powiedzieli, że schodzą do założonego wcześniej biwaku na wysokości 6000 m n.p.m., ale nie wiemy, czy tam dotarli. Możliwych scenariuszy jest wiele.

Początkowy skład wyprawy składał się z czterech osób. Dwóch Pakistańczyków postanowiło opuścić ekspedycje ze względu na zły stan zdrowia i potężny opad śniegu utrudniający działalność górską. Dlaczego Nardi i Ballard zdecydowali się pozostać pod Nangą, skoro warunki nie były sprzyjające?

- Pakistańczycy mieli poważne problemy. Jeden z nich miał zapalenie gardła, które leczył antybiotykiem przez sześć dni. Bezskutecznie. Byli mocno osłabieni. Inna sprawa, że pakistańscy wspinacze nie zdobywają szczytów dla sportu. Nie robią tego z pasji. W ten sposób zarabiają pieniądze, za które muszą utrzymać rodzinę. Himalaiści podchodzą do sprawy inaczej. Daniele Nardi i Tom Ballard są wyśmienitymi i ambitnymi wspinaczami z bagażem doświadczeń w górach. Uznali, że jeszcze nie jest to pora, aby wracać do domu. To naturalne, że chcieli próbować. Staram się nie oceniać decyzji alpinistów.

 Okoliczności się zmieniły. Jakie mają szanse na przeżycie?

- Brakuje łączności, sygnał GPS nie nadaje, nie mamy kontaktu wzrokowego. Na dodatek pogarsza się aura, a zagrożenie lawinowe nie maleje. Wymienione czynniki nie działają na korzyść Nardiego i Ballarda. Natomiast są to silni i sprawni alpiniści. Nie należy przekreślać ich szans, historia zna wiele trudnych, a zakończonych sukcesem akcji ratunkowych. Nie musimy sięgać pamięcią daleko wstecz – zimą 2018 r. Polakom udało się sprowadzić z Nangi żywą Elisabeth Revol. Podobnie mówił w czwartek Reinhold Messner (pierwszy w historii zdobywca korony Himalajów i Karakorum – przyp. red.), który w 1970 r. przeżył na Nagiej Górze swoją tragedię. Stracił wtedy brata, a sam ze szczytu schodził przez tydzień. Udało się, ale należy pamiętać, że działo się to latem. Każda sytuacja jest inna.

Jeśli drony Txikona wystartują i dostrzegą zaginionych, to czy Rosjanie znajdujący się w bazie pod K2 ruszą na pomoc?

- Od początku deklarowali chęć niesienia pomocy. Jednak w piątek pojawiły się informacje, że skoro pod Nanga Parbat poleci Txikon, to niewykluczone, że będą kontynuować pracę na K2. W Pakistanie już zmierzcha, nowe informacje być może spłyną w sobotę. Nie pozostaje nic innego, jak mieć nadzieje. Chociaż sytuacja wygląda bardzo źle.

Więcej o:
Copyright © Agora SA