Dla Justyny Kowalczyk to był ósmy medal mistrzostw świata. Dla Sylwii Jaśkowiec pierwszy. Wydawało się wtedy w Falun 2015, że coś nowego i miłego się właśnie zaczyna. Okazało się, że wszystko co miłe się kończyło. Brąz z Falun to do dziś ostatni rozdział polskich sukcesów w biegach.
Drużynowy sprint nie stał się dla Justyny nową medalową specjalnością, w której mogłaby wykorzystać swoją wszechstronność. Dla Sylwii nie stał się odskocznią w górę, po lepsze wyniki również w biegach indywidualnych. Nie przetrwała ich współpraca w jednej grupie treningowej u Aleksandra Wierietielnego. Do sezonu MŚ 2015 przygotowywały się obie pod jego ręką. To nie oznacza, że trenowały razem, bo gdyby im wyznaczyć takie same obciążenia, to ucierpiałyby obie. Ale były w jednym zespole, ze wspólnym celem, przygotowane na medal. Może nawet na srebrny, a nie brązowy, ale przegrały wtedy walkę o drugie miejsce ze Szwedkami. A już po sezonie współpraca się skończyła, każdy poszedł w swoją stronę, zaczęły się problemy ze zdrowiem, które zatrzymały Sylwię na długo. W następnych mistrzostwach świata, w Lahti, Jaśkowiec nie startowała w ogóle, a Justyna w parze z Eweliną Marcisz była dziewiąta, choć sprint wtedy był klasykiem, czyli jeszcze lepszy dla niej.
Dziś wracają na trasę w najmocniejszym składzie, znów stylem łyżwowym. Ale to już nie jest żaden "projekt: medal", jak wtedy, tylko raczej doraźne połączenie sił. Nie wymienia się ich w gronie kandydatek do medali, a stawka jest bardzo mocna. Szwedki wystawiają dwie indywidualne złote medalistki z Pjongczangu Charlotte Kallę i Stinę Nilsson. Norweżki dwie srebrne, Marit Bjoergen i Maiken Caspersen Fallę. W medal celują Amerykanki, Kikkan Randall i Jessie Diggins. Mocne będą Finki i Niemki. A Polki? Najbardziej liczą na to, że ktoś się przeliczy. Z siłami, bo to będzie wyjątkowo morderczy sprint. Sztafeta sprinterska to trening, za który wręczają medale. Trenuje się tu interwały: każdy przebiega trasę sprinterską po trzy razy (w tych igrzyskach - stylem łyżwowym) i odpoczywa tylko przez czas
biegu koleżanki czy kolegi z drużyny (w męskim sprincie biegną Dominik Bury i Maciej Staręga, o 10:15). Dlatego nie jest to konkurencja dla każdego sprintera, tylko dla takich, którzy dokładają jeszcze wytrzymałość.
- Ja to uważam za najcięższy z wysiłków startowych. Jeśli uda się awansować do finału, to trzeba będzie przebiec na sto procent sześć razy po ponad kilometr sprintu. Rzeźnia, i to jeszcze w bliskich starciach z rywalkami. Na ostatnich odcinkach nogi są jak z betonu. A tu będzie wyjątkowo ciężko bo jest bardzo selektywna trasa. Myślę, że walka o dobre pozycje rozegra się długo przed finiszem. Sylwia jest tu z biegu na bieg coraz lepsza, dobrze sobie radzi technicznie - mówi Justyna. - Są w przerwach tylko około trzy minuty na regenerację, ale to nie wystarcza i zakwaszenie się nakłada z biegu na bieg. To nie będzie bajka jak w Dreźnie, gdzie była płaska trasa - mówi Sylwia Jaśkowiec, nawiązując do pucharowego sprintu drużynowego z obecnego sezonu, w którym pobiegła z Eweliną Marcisz. Do awansu do finału zabrakło im wówczas mniej niż pół sekundy.
Z półfinałów do dziesięciodrużynowego finału awansują drużyny z pierwszych i drugich miejsc oraz sześć z najlepszymi czasami. Polki mają półfinał bardzo mocno obsadzony: biegną w nim m.in. Szwedki, Finki, Olimpijskie Sportsmenki z Rosji, czyli brązowa medalistka sprintu Julia Biełorukowa i czwarta w finale Natalia Nepriajewa.
Sylwia Jaśkowiec ma mocniejszy finisz w stylu łyżwowym i dlatego biegnie na drugiej zmianie. Zaczyna Justyna Kowalczyk, która ma misję: czuła, że zepsuła start w sztafecie 4x5 km (Polki zajęły dziesiąte miejsce) i chciałaby tym razem schodzić z trasy bez poczucia winy. Chociaż tyle. W igrzyskach, w których po siedmiu dniach biegów o medale Polska nie ma jeszcze ani jednego miejsca w czołowej ósemce. A Justyna była najwyżej siedemnasta, w biegu łączonym.
Dziś Marit Bjoergen może zostać samotną rekordzistką igrzysk zimowych. Wyprzedzić Ole Einara Bjoerndalena jako najbardziej utytułowana w historii. Ale musiałaby wywalczyć złoto. Na razie ma z pięciu igrzysk siedem złotych medali, cztery srebrne, dwa brązowe. Bjoerndalen z sześciu - osiem złotych, cztery srebrne i jeden brązowy. Jeśli nie uda się dziś, w niedzielę Marit zostanie zapewne ostatnia już olimpijska szansa w karierze: kończący igrzyska bieg na 30 km.