Pjongczang 2018. Robert Johansson i Johann Andre Forfang znów wyprzedzą Polaków? Kiedyś wąs był znakiem rodzącej się potęgi polskich skoków. Teraz może odmienić los skoków w Norwegii

Dziś konkurs na dużej skoczni. Polacy skaczą pod gigantyczną presją. A Norwegowie czasem o takiej presji marzą. - Moi skoczkowie są pewnie bardziej popularni w Polsce niż w Norwegii - mówi Sport.pl trener Alexander Stoeckl. Trening zaplanowany jest na godzinę 12:15, konkurs - 13:30. Relacja na żywo w Sport.pl

Prezydent Andrzej Duda wytrwał pół dnia bez czapki na trybunach Alpensia Ski Centre, dopingując skoczków. Mistrza olimpijskiego Andreasa Wellinger ściskał po konkursie na normalnej skoczni prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. A Norwegów, srebrnego i brązowego medalistę, żaden polityk nie ściskał.

Premier Erna Solberg dopiero teraz przyleciała do Korei Południowej. Na Twitterze od początku igrzysk gratulowała już kolejno medali: trzem norweskim biegaczom narciarskim, panczeniście, skoczkini narciarskiej, biegaczowi narciarskiemu, biegaczce, dwóm alpejczykom, alpejce, dwóm biegaczkom, biathloniście. Oraz bobsleistkom - tym z Nigerii, gratulowała im samego startu. Johann Andre Forfang i Robert Johansson  jakoś jej umknęli. Na skoczni zauważyła tylko złoty medal Maren Lundby. Podobnie było w następcą tronu księciem Haakonem. Na konkursie Lundby był, u skoczków nie.

"W Polsce kibice czekają na skoczków przed hotelami. U nas tak nie ma. Chyba że Polacy przyjdą"

- Moi skoczkowie żyją w cieniu biegaczy narciarskich. A w Europie Środkowej jest odwrotnie. Zawody w Wiśle czy Zakopanem mają pełne stadiony. Jest świetna atmosfera, wszyscy znają wszystkich skoczków, nie tylko swoich. Kibice czekają na nas przed hotelem. To nam się w Norwegii nie zdarza. Chyba że przyjdą Polacy pracujący w Norwegii. To oni też poprawiają frekwencję na norweskich zawodach skoczków - mówi Sport.pl austriacki trener norweskiej kadry Alexander Stoeckl.

Co wieczór w Pjongczangu Stoeckl zjeżdża po seriach treningowych czy kwalifikacyjnych na dół. Do dziennikarskiej zagrody, w której stoi tłum Polaków, przepytujących skoczków po każdej serii treningów, przeliczających wszystkie ich skoki na wyniki drużynówki, analizujących skąd teraz wieje wiatr albo gdzie ucichło. Wszystkich pozostałych dziennikarzy razem wziętych nie ma tylu, mimo że grupa Japończyków też dzielnie walczy. Jest jeszcze kilku Niemców. Z Norwegii przychodzi dwoje dziennikarzy, radiowiec i dwie ekipy telewizyjne. 

Frekwencja na skokach w Pjongczang "jak na Pucharze Niemiec"

Nie ma tu poprzebieranych w norweskie barwy kibiców, znanych z trybun biegowych zawodów na całym świecie. Zresztą z widzami skoki w Pjongczang mają ogromny kłopot, trener Niemców Werner Schuster powiedział po konkursie na normalnej skoczni, że frekwencja była jak na Pucharze Niemiec. Ale taka jest cena rozkładu dnia dostosowanego do potrzeb europejskiej telewizji. Żeby w Polsce i w Niemczech skoki były do obiadu, w Pjongczangu są o 21.30. I choćby w dzień było ciepło i słonecznie, to wieczorem temperatura spada tak, że przyjście z całą rodziną zaryzykuje tylko ten, komu bardzo zależy. Polskiej grupie zależało, niemieckiej też. Norweska była ledwo zauważalna. Choć przecież Holmenkollen to mekka nie tylko biegów, ale i skoków,  na tamtejsze konkursy przychodzi król i sam zlicza punkty (a przynajmniej robił to w czasach przed bonifikatami). Ale to biegacze narciarscy mają wiernych kibiców i świetnych sponsorów. A skoczkowie - co skapnie. Młoda gwiazda biegów Johannes Hoesflot Klaebo i srebrny medalista Johann Andre Forfang chodzili do tej samej szkoły w Trondheim. A potem się rozjechali do innych rzeczywistości. My w Polsce nazywamy PZN związkiem skoków narciarskich. A w Norwegii jest odwrotnie.

Jak zafascynować Norwegów skokami

"Było w ostatnich latach w norweskich skokach wiele medali, ale za mało energii związku narciarskiego w szukaniu sponsorów dla skoczków" - napisał kilka dni temu dziennikarz TV2 Per Angell Berntsen. A Alexander Stoeckl wrzucił na swoim Twitterze link do tego tekstu, co ma swoją wymowę. -"Alexander Stoeckl i dyrektor Clas Brede Brathen obrali kurs na skromność, otwartość i wzajemny szacunek. Nie są to niestety słowa często używane przez ostatnie lata w kontekście norweskich biegów narciarskich, mimo że to ta sama federacja. Związek nie szukał sponsorów dla skoków z taką energią jak dla biegów. Choć to skoki mają wielką widownię telewizyjną. A loty w Vikersund miały drugą największą w poprzednim sezonie, po noworocznym konkursie w Ga-Pa" - napisał Berntsen.

- Jak najbardziej rozumiem, że federacja musi dzielić pieniądze między wszystkich swoich sportowców. Choć na pewno byłoby miło, gdybyśmy dostawali ich więcej, żeby sukces trwał. Przyciągamy do związku pieniądze z transmisji telewizyjnych. Ale mało pieniędzy od sponsorów.  To jest coś, co chcielibyśmy zmienić. Wpisać się w ten trend, który jest w Europie. Zafascynować Norwegów skokami. Medale na pewno by nam pomogły, ale równie ważne są wyraziste postaci - mówi Stoeckl.

Wosk na wąsy

Chwilę przed nim przeszedł przez strefę wywiadów zwycięzca kwalifikacji Robert Johansson, z oszronionym wąsem. - Dzięki tym wąsom Robert się pojawił na czołówkach portali w wielu krajach. Może to jest jakiś sposób - uśmiecha się Stoeckl. Biegacze narciarscy są oklejeni logo sponsorów związkowych i prywatnych. U skoczków jest wydarzeniem, że Johanssona chciałby sponsorować zagraniczny producent wosku do wąsów.

- To był przypadek, nie żaden plan.  Zapuściłem trzy lata temu brodę. I byłem ciekawy, jakie wyrosną mi wąsy. Gdy już wyrosły, to zaczęły budzić ciekawość. Brodę zgoliłem, one zostały - opowiada Sport.pl Johansson. Temat sponsora ucina, igrzyska mają swoje obostrzenia. - Pewnie, zawody w Polsce i w Niemczech są fantastyczne. Dzień w dzień są tłumy. Ludzie stoją godzinami nawet w padającym śniegu i na wietrze. Tam się czuję supergwiazdą. W Norwegii też byłoby miło, ale ja się nie zajmuję niczym poza skakaniem. To moje pierwsze dwa lata w kadrze, czuję wsparcie najbliższych, ich zainteresowanie, i to jest najważniejsze - mówi Johansson. On, Forfang i  Kamil Stoch skakali najlepiej z całej stawki podczas trzech dni pracy przed konkursem na dużej skoczni.

"Zawsze wybiorę złoto w drużynie"

- Robert i Johann skaczą tu bardzo dobrze. Mają swobodę w locie, bo marzenia już spełnili na mniejszej skoczni. Napędza ich pewność siebie i ciekawość, co tam los jeszcze dla nich ma. Głodni sukcesów, pracowici, świetni lotnicy. A ta skocznia, gdy wiatr wieje z przodu, jest bardzo dla lotników. Wiatr z przodu to są nasze warunki - mówi Stoeckl. Ale nawet gdyby były w sobotę kolejne ich medale, to jeszcze nie poczuje się w Pjongczang spełniony. - Po indywidualnym medalu trener zawsze może usłyszeć: on jest na tyle zdolny, że poradziłby sobie i bez ciebie. Nie ma większego sukcesu dla trenera niż wprowadzić na szczyt całą grupę - mówi Stoeckl, wybiegając już do poniedziałkowego konkursu drużynowego. Norwegowie wygrali w tym sezonie wszystkie drużynówki poza jedną. Tą jedną wygrała Polska, aktualny mistrz świata. To będzie wielkie starcie. - I gdybym miał wybór: złoto indywidualnie albo w drużynie, zawsze wybiorę to drugie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.