Pjongczang 2018. Stefan Horngacher o konkursie, w którym uciekły dwa medale. - Czujemy żal, ale nie jesteśmy rozczarowani. Bo skoki były bardzo dobre. Nie byłem za tym, żeby przerwać konkurs

- Kamil Stoch: najlepszy skok od kiedy tu jest. Dawid Kubacki: najlepszy skok tutaj. Ale nic nie mogli poradzić z takim wiatrem. Ten konkurs potrzebował przerwy na naradę jury. Ale byłem przeciw anulowaniu drugiej serii - mówi trener Polaków Stefan Horngacher o pechowym konkursie na skoczni normalnej.

- Kiedy jest bieg zjazdowy? Bo to bym chciał obejrzeć - pytał Stefan Horngacher w korytarzu przy wejściu do wioski olimpijskiej. Skoczkowie i sztab właśnie dostali do apartamentu telewizor (po krótkiej walce) i trener pochłania transmisje. - Jak to, zjazd przełożyli aż na 15 lutego? To nam konkursu nie mogli przełożyć? Będziemy przecież teraz siedzieć bezczynnie trzy dni - mówił Horngacher. I to był właściwie jedyny moment podczas spotkania dzień po zawodach na normalnej skoczni, gdy był lekko zirytowany.

"To niesprawiedliwe, zostawiające niesmak, ale musimy się z tym pogodzić"

- Koszmar? Bez przesady, zostawmy to słowo na inne okazje - mówił o konkursie, w którym Stefan Hula i Kamil Stoch w drugiej serii spadli z prowadzenia na miejsca cztery-pięć, a trzeci kandydat do medalu, Dawid Kubacki, odpadł już po pierwszej serii. - Powiedzmy, że to były zawody w skrajnych warunkach. Dopuszczalnych, ale skrajnych. Niesprawiedliwe, zostawiające niesmak, że właśnie konkurs olimpijski był skazany na taki wiatr. Ale musimy się z tym pogodzić. I bardzo wam chcemy pokazać, że nie jesteśmy przybici, że nie tracimy pewności siebie - zaczął. A wcześniej gwizdnął do mikrofonu, żeby sprawdzić czy wszystko z dźwiękiem jest ok. I był bardzo zadowolony z siebie, gdy huknęło w głośnikach.

"Konkurs zaczął się ze zbyt wysokiej belki"

W sobotę emocje buzowały, Horngacher nie dał się namówić na zejście do strefy wywiadów. Dzień później potrafił już spojrzeć na wszystko z dystansem. Jeśli chodzi o decyzje jury, to komentował je nawet spokojniej niż dzień po zdobyciu przez drużynę złotego medalu mistrzostw świata w Lahti, gdy złościł się do telefonu: ja nie jestem od tego, żeby obniżaniem belki wyręczać ich w bezpiecznym prowadzeniu konkursu! - Wtedy byłem zdenerwowany, bo prowadzili zawody tak, że skoczkowie byli w niebezpieczeństwie. A teraz tak nie było. Choć moim zdaniem zaczęli ze zbyt wysokiej belki. Wybrali numer 14, choć kończyliśmy serię próbną na 13. Nie wiem, o co im chodziło. I prędkość na rozbiegu była za wysoka. Uważam też, że korytarz dla dopuszczalnego wiatru jest w takich konkursach źle ustawiony. Nie więcej niż tyle wiatru pod narty, nie więcej niż tyle i tyle w plecy. Nie! Moim zdaniem gdy wieje cały czas pod narty, to trzeba się dostosować i puszczać skoczków np. tylko przy wietrze między 2 a 4 m/s. A przy słabszym nie. I wtedy można skrócić rozbieg i mieć sprawiedliwe zawody - mówił.

"Przy Ammannie jury powinno zwołać naradę"

- Kiedyś startowałem w zawodach w Thunder Bay przy minus 30 stopniach i daliśmy radę. Ale w sytuacji gdy Simon Ammann marzł na belce, zrobiłbym przerwę na naradę jury. Żeby mieli czas się zastanowić, co robią - mówił. Ale podkreślał, że zawsze jest przeciwny anulowaniu serii. - Nie chcę jednoseryjnych konkursów. I nie słyszałem, żeby ktokolwiek jeszcze na wieży był za odwołaniem. W tak wietrznych warunkach każdy musi mieć drugą szansę. Dla nas to się akurat ułożyło pechowo. Wiatr pod narty był, ale za słaby. A Kamil musiał skoczyć 114 metrów. Jeśli musisz skakać po medale tak daleko za punkt Hill Size, to po co nam w ogóle Hill Size. Nie wiem też, za jaki wiatr Stefanowi odjęto ponad 18 pkt - punktował spokojnie.

"Wynik nie jest dobry. Ale skoki były dobre"

- Wynik nie był dobry. Ale sportowo byłem zadowolony z tego, że pokazaliśmy tak dużo dobrych skoków. Dawid Kubacki - najlepszy skok od kiedy jest tutaj. Kamil Stoch w drugiej serii - najlepszy skok tutaj. Kamil miał skoki na medal, choć na pewno coś tam się w nich jeszcze da poprawić. Zresztą Kamil jest lepszy na dużej skoczni, rok temu w Pucharze Świata w Pjongczangu miał problemy na normalnej skoczni. Dawid nie mógł nic poradzić, był absolutnie bez szans z tym wiatrem. Ale po pierwszej serii mieliśmy dwóch skoczków na prowadzeniu. A potem była dziwna druga seria, pechowa dla nas. Ale myślimy już o dużej skoczni, wszyscy są zmotywowani. Jeszcze możemy zdobyć dwa medale, może nawet trzy medale. Z medalistów zaskoczył mnie Robert Johansson. Na pewno to dobry lotnik i tutaj dobrze wykorzystał powiew. Doceniam to - mówił Horngacher.

"Duża skocznia ma profil jak w Ga-Pa. A w Ga-Pa Polacy są nieźli"

- A mnie nie przeszło - mówił Adam Małysz. Był trochę zakłopotany tym, że w sobotę użył za mocnych słów, ale zły na jury jest nadal. - Może już nie ma takich emocji jak tam pod skocznią, ale uważam że ten konkurs nie powinien się odbyć. Czytałem wypowiedzi szefa austriackich skoków, Ernsta Vettoriego: nie chcemy takich konkursów. A jak się zdenerwowałem, gdy zjazd odwołali. Tam można na godzinę przed, a u nas taki konkurs. To się musi odbić głośnym echem u organizatorów. Nie dajmy im o tym zapomnieć. To wtedy zwrócą większą uwagę w kolejnych konkursach - mówił.

W niedzielę skoczkowie mieli wolne, w poniedziałek będzie trening mocy, we wtorek już imitacje i w środę ( - Miejmy nadzieję - mówi Horngacher) pierwszy trening na dużej skoczni.  Reguły wewnętrznych kwalifikacji będą, jak zapowiada trener, trochę inne niż na średniej skoczni, przed Piotrem Żyłą szansa na wskoczenie do konkursowej czwórki. - Duża skocznia ma taki profil jak ta w Garmisch-Partenkichen. A jak wszyscy wiedzą - mówił Horngacher nawiązując do ostatniego konkursu noworocznego, który wygrał Stoch, a Kubacki był trzeci - Polacy są nieźli na tej skoczni.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.