MŚ w lotach. Kamil Stoch przed szansą na wygranie wszystkiego, co możliwe. To udało się tyko jednej osobie

Kamil Stoch zajmuje trzecie miejsce po półmetku zmagań na MŚ w lotach. Chociaż może się wydawać, że Daniel Andre Tande jest poza zasięgiem rywali, to Polak nie złożył jeszcze broni. Mistrzostwo świata w lotach to jedyne osiągnięcie, którego brakuje Stochowi w jego niezwykle bogatej kolekcji. Można zaryzykować twierdzenie, że sobotnia rywalizacja indywidualna jest dla Stocha nawet ważniejsza niż lutowe igrzyska olimpijskie.
Kamil Stoch Kamil Stoch MAREK PODMOKŁY

Wielki szlem skoków narciarskich

Wielki szlem skoków narciarskich - za to osiągnięcie uznaje się zdobycie złota na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwo świata, Puchar Świata oraz zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Zgarniecie wszystkich tych tytułów udało się zaledwie pięciu skoczkom w historii. Byli nimi: Matti Nykanen, Espen Bredesen, Jens Weissflog, Thomas Morgenstern oraz Kamil Stoch. W pojęciu zapożyczonym z tenisa brakuje jednak miejsca dla mistrzostwa świata w lotach narciarskich, co wśród wielu kibiców budzi duże kontrowersję, wszakże tylko jeden skoczek wygrał wszystkie pięć imprez.

Tylko Nykanen wygrał wszystko

Gdybyśmy spojrzeli na historię skoków narciarskich, to wygranie wszystkich pięciu trofeów udało się zaledwie jednemu skoczkowi, tą osobą jest oczywiście Matti Nykanen. Ekscentryczny skoczek jest najbardziej utytułowaną osobą w historii tej dyscypliny. Fin zdobył aż trzy złote medale olimpijskie (indywidualnie), cztery razy wygrał Kryształową Kulę, zdobył także mistrzostwo świata (w 1982 roku w Oslo), a także dwa razy zwyciężał w Turnieju Czterech Skoczni. Jakby tego było mało, w 1985 roku Nykanen został także najlepszym lotnikiem globu. 

Nie Stoch, nie Małysz. Loty na szarym końcu

Przed szansą na dokonanie tego samego wyczynu stanie w sobotę Kamil Stoch, który po pierwszej części rywalizacji w Oberstdorfie zajmuje trzecie miejsce i traci 16,8 pkt do Daniela Andre Tandego. W rywalizacji na skoczni mamuciej nie jest to dużo, ale trzeba pamiętać, że Norweg jest w świetnej formie, a w Oberstdorfie wygrał wszystkie dotychczasowe serie skoków.

Mimo bogatej historii polskich skoków, loty narciarskie zawsze pozostawały na szarym końcu. Chociaż oficjalne mistrzostwa rozgrywa się od 1972 roku, to Polakom udało się w nich zdobyć zaledwie jeden krążek. Nie dokonał tego jednak Adam Małysz, nie dokonał także Kamil Stoch, a jedynym medalistą MŚ w lotach jest Piotr Fijas. Polak zdobył brązowy medal w 1979 roku na skoczni w Planicy.

O tym, jak dawno to było, świadczą wyniki, które pozwalały stanąć wówczas na podium. Fijas uzyskiwał kolejno 149, 166, 152 oraz 162 metry i znalazł się za Austriakiem Arminem Koglerem i reprezentantem NRD Axelem Zitzmanem.

Loty ważniejsze od igrzysk?

Sezon 2017/2018 jest niezwykle ważny dla wszystkich skoczków narciarskich, wszakże odbywają się w nim igrzyska olimpijskie - największe wydarzenie w sporcie. Szansa na wskoczenie do sportowej nieśmiertelności pojawia się tylko raz na cztery lata i każdy pieczołowicie się do niej przygotowuje.

Wydaje się jednak, że jest skoczek, który mistrzostwa świata w lotach stawia na tym samym, a może nawet na wyższym poziomie niż igrzyska w Pjongczangu. Tą osobą jest oczywiście Kamil Stoch, który w swojej karierze wygrał już wszystko, a złoty medal za loty jest ostatnim skalpem, którego jeszcze nie udało mu się zdobyć.

Oczywiście Kamil Stoch nigdy tego nie przyzna, ba nie przyzna nawet, że chciałby wygrać zawody np. w Niżnym Tagile - z całym szacunkiem dla tego azjatyckiego miasta. Nasz najlepszy skoczek jak mantrę powtarza, że chce skupić się na swojej dobrej pracy i czerpaniu radości z tego, co robi - przecież przez lata uczył się od psychologa Kamila Wódki, by nie nakładać na siebie dodatkowej presji, która i tak zawsze się pojawia.

Mimo to możemy być pewni, że sportowiec o takiej ambicji marzy o wygraniu wszystkiego, co możliwe, a w tym momencie złoto mistrzostw świata w lotach jest dla niego operacją nawet ważniejszą, niż kolejne krążki na igrzyskach olimpijskich.

Nawet przygotowania Stocha były poprowadzone tak, by Polak osiągnął dobrą formę na Turniej Czterech Skoczni i MŚ w lotach, a dobra podbudowa fizyczna ma pomóc w utrzymaniu tej dyspozycji aż do Pjongczangu. 

Stoch trzyma ich w szachu

Wydaje się, że  Kamil Stoch jest w doskonałej sytuacji do ataku. Polak zajmuje trzecie miejsce po pierwszych dwóch seriach, a do prowadzącego Daniela Andre Tandego traci 17,8 pkt. Do drodze jest jeszcze Richard Freitag, ale do niego strata jest niewielka. Norweg ma w tym momencie przewagę około 15 metrów, co na mamuciej skoczni można zniwelować jedną próbą.

Trzeba jednak pamiętać, że teraz to Tande zmaga się teraz z większą presją. Norweg spędził noc z myślami, że jest przecież tak blisko, ale dopiero w połowie drogi. Stoch ma za to psychiczny luz, poczucie dobrze wykonanej pracy i ogromne chęci do ataku. W Turnieju Czterech Skoczni to Stoch odgrywał rolę króliczka, którego wszyscy chcieli złapać. Teraz role się odwróciły, z tym, że dystans do Tandego jest niewielki.

Obaj przegrali ze Stochem

Tande jest jednak w fenomenalnej formie i mało wskazuje na to, by miał zepsuć swoje skoki. Richard Freitag również jest piekielnie mocny, ale nie można zapominać o tym, że Niemiec przez prawie dwa tygodnie był wyłączony z treningów przez ból w biodrze. Loty niosą za sobą niezwykle duże obciążenie fizyczne i nie wiadomo, czy Niemiec będzie w stanie je wytrzymać. Mimo że Stoch jest trzeci, to wydaje się, że ma przewagę nad konkurentami. Tym ogromnym handicapem jest jego głowa i wielki spokój w momentach, w których inni rozsypują się psychicznie.

Zarówno Tande, jak i Freitag zaznali już porażki ze Stochem w najważniejszych momentach ostatnich dwóch Turniejów Czterech Skoczni. Obaj popełniali proste błędy, które wynikały ze zdenerwowania, a Stoch ogrywał ich jak dzieci. Wydaje się zatem, że decydującym momentem konkursu będzie trzecia konkursowa seria. Jeśli Kamil Stoch znów "odpali rakietę", to rywale zostaną postawieni pod ścianą, a wtedy zaczną popełniać błędy.

Jeśli tak się stanie, to w sobotni wieczór możemy być niezwykle szczęśliwi, bo Stoch kolejny raz wpisałby się na karty historii. Tym razem jako zawodnik, który wygrał wszystko, co było możliwe. 

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.