Lato 1986 r. miało w Karakorum dwa oblicza. Było niezwykłe, ponieważ władze Pakistanu wydały zgodę na wspinaczkę dla dziewięciu wypraw, wśród których prym wiedli Polacy.
Wystawili aż trzy zespoły: Wanda Rutkiewicz wspinała się z Francuzami na Żebrze Abruzzi, Jerzy Kukuczka z Tadeuszem Piotrowskim wchodzili na wierzchołek środkowym filarem południowej ściany, a ekipa dowodzona przez Janusza Majera (Anna Czerwińska, Krystyna Palmowska, Dobrosława Miodowicz-Wolf, Przemysław Piasecki, Wojciech Wróż i pochodzący ze Słowacji Peter Božik) chciała rozwiązać problem "Magic Line", czyli południowej grani K2.
Choć wszystkie ekspedycje niosące biało-czerwoną flagę odniosły sukces, to próżno było szukać zadowolenia na twarzach himalaistów. Rutkiewicz przeżyła śmierć francuskiego małżeństwa, Liliane i Maurice'a Barrardów, Kukuczka widział spadającego w otchłań partnera, a polsko-słowacki zespół pod batutą Majera wejście na szczyt okupił życiem Dobrosławy Miodowicz-Wolf i Wojciecha Wróża.
Zaledwie jednego lata - nazywanego wśród alpinistów czarnym - na zboczach K2 zginęło trzynastu alpinistów, w tym trzech Polaków. Oddać rozmiary tragedii może tylko statystyka wypadków - przed 1986 r. "Góra gór" zabrała dwanaście istnień. Feralne trzy miesiące powiększyły niechlubną liczbę o ponad 100 proc. Wtedy zaczęto mówić, że pakistańska "piramida" morduje ludzi.
Często powtarzała tę frazę. Jej czyny sugerowały, że w imię wyższych wartości (gór) gotowa jest odejść. Wanda Rutkiewicz, bo niej mowa, tuż po pionierskim wejściu na K2 i mimo utraty przyjaciół opłakiwanych na zejściu do bazy, nie chciała się oczyścić, tylko działać dalej. Była zdeterminowana. Nieprzygotowana zaatakowała Broad Peak (8051 m n.p.m.), ale z sił opadła już w obozie I. Zawróciła.
Decydując się na dołączenie do francuskiej wyprawy na K2 świadomie porzuciła ideę narodowego kobiecego himalaizmu. To była jej trzecia próba zaatakowania wierzchołka, którego rozległą panoramę można podziwiać z punktu widokowego Concordia na lodowcu Baltoro.
Nie chciała tracić czasu, była świadoma, że z towarzyszami znad Loary szybciej stanie na drugim pod względem wysokości szczycie ziemi. Postawiony cel był najważniejszy. Byli z nią Michele Parmentier oraz Lilliane i Maurice Barradowie. Tego pierwszego Wanda nie cierpiała.
Szli na lekko, bez używania dodatkowego tlenu. I co się wydaje nie do pomyślenia - nie asekurowali się liną. Trzy noce spędzili powyżej 7500 m n.p.m., z czego ostatnią - 311 metrów poniżej szczytu. Rutkiewicz stanęła na nim 23 czerwca 1986 r., mając 43 lata. Małżeństwo Barrardów nigdy z niego nie wróciło - prawdopodobnie spadło ze stromego żlebu "Bottleneck". Tam Polka widziała ich po raz ostatni.
Zdobycie wszystkich czternastu ośmiotysięczników spędzało Jerzemu Kukuczce sen z powiek. Gdy Tadeusz Piotrowski, utalentowany polski wspinacz, zaproponował dołączenie do międzynarodowej wyprawy kierowanej przez siedemdziesięcioletniego wówczas Karla Herrligkoffera - mający korzenie w Beskidach alpinista nie wahał się.
Uczestnicy ekspedycji byli lepiej wyposażeni od Polaków. Śmiali się, spoglądając na polski duet. Jeden z nich otwarcie skrytykował Jurka, mówiąc, że wcale nie wygląda jak poważny alpinista. Niemiecki kierownik wyprawy poparł pomysł Polaków zakładający wytyczenie nowej drogi na południowej ścianie. W ekipie wybuchł bunt, ponieważ pozostali członkowie zespołu, pochodzący ze Szwajcarii i Niemiec, nie mieli ochoty na nowatorskie rozwiązania - chcieli wejść na szczyt najprostszym możliwym sposobem.
Lodowych Wojowników - jak określa się Polaków - cechowała zażartość, nieustępliwość, ambicja i niebanalność. Wiele lat po złotej erze polskiego himalaizmu Krzysztof Wielicki - piąty w historii zdobywca wszystkich ośmiotysięczników - powiedział w rozmowie ze Sport.pl, że nie interesował się kolekcjonowaniem szczytów dla wpisania ich w CV.
- Chciałem rozwiązywać problemy sportowe, wysoko mierzyliśmy z kolegami - skromnie przyznał.
Cztery noce spędzili w strefie śmierci, powyżej ośmiu tysięcy metrów, w miejscu, w którym zaczynają obumierać tkanki, a każdy krok wydaje się nie do pokonania. Atak szczytowy przeprowadzili z wysokości 8200 m n.p.m., dysponując minimalnym ekwipunkiem, w tym zaledwie trzydziestoma metrami liny. Drugi w historii zdobywca korony Himalajów i Karakorum powiedział później, że kilkudziesięciometrowy fragment linii, pokonany w okolicy kopuły szczytowej, był najtrudniejszą wspinaczką w jego życiu.
Środowisko alpinistów poszło o krok dalej oświadczając, że na tej górze nigdy nie poprowadzono poważniejszej drogi. Jak się później okazało - nikt tego osiągnięcia nie powtórzył.
Za wiekopomny czyn Tadeusz Piotrowski zapłacił najwyższą cenę, spadł w otchłań, z której nie ma powrotu. Wydarzyła się rzecz niespotykana - spadły mu oba raki, przez co nie był w stanie ustać na szklanej górze. Osuwając się ze zboczy K2 z całym impetem uderzył w znajdującego się niżej Kukuczkę niemal zabierając go ze sobą.
Choć Jerzy Kukuczka był świadomy konsekwencji "lotu" kolegi, niegasnąca nadzieja kazała mu krzyczeć w przepaść: Gdzie jesteś, Tadek?!
W komunistycznej Polsce sportowcom ciężko było wyjechać za granicę. Mimo szeregu doskonałych wspinaczy, popisujących się wymagającymi zimowymi przejściami w Tatrach, nie mogliśmy zdobywać innych szczytów. Kraj posiadający niskie góry dysponował marnującą się kadrą, zdolną dokonywać niesamowitych rzeczy.
Sytuację odmienił dopiero Andrzej Zawada. Skoro nie mogliśmy szkolić się w Europie Zachodniej jak tuzy światowego alpinizmu, zaczął negocjować z władzami ówczesnego ZSRR. I tak uzyskał zgodę na wyjazdy w góry Tienszanu i Hindukuszu.
W 1973 roku, w zespole z Tadeuszem Piotrowskim dokonał pierwszego zimowego wejścia na Noszak (7485 m n.p.m.), położony w drugim z wymienionych pasm.
Rok wcześniej, w tych samych górach, Wojciech Kurtyka wytyczył nową drogę na Koh-e Tez (7015 m n.p.m.). I dokonał tego w stylu alpejskim, na lekko, bez zakładania obozów pośrednich i wspierania się poręczówkami! Laureat "Złotego Czekana" w 1977 r. w równie efektowny sposób wszedł na Kohe Bandaka (6812 m n.p.m.). Po latach wspominał, że cudem udało mu się wrócić z wierzchołka w jednym kawałku.
Komuniści, chcąc wykorzystać wizerunek "łojantów" i krzepić naród, zaczęli wyrażać zgodę na wyloty Lodowych Wojowników do Pakistanu, Chin i Nepalu. Zmieniliśmy bieg historii.
Dysponując chałupniczo wykonanym sprzętem, środkami na wyprawy pozyskanymi z przemytu, zmagając się z przeciwnościami losu, zdobyliśmy zimą - jako pierwsi na świecie - dziesięć z trzynastu osiągniętych o tej porze roku ośmiotysięczników.
W 2018 r. Polacy, nawiązując do złotej epoki polskiego himalaizmu, będą chcieli zakończyć erę zdobywania najwyższych gór świata zimą. Dowodzeni przez Krzysztofa Wielickiego, dla którego jest to szósta wizyta u podnóży K2, postarają się zostawić ślad na wierzchołku mimo kilkudziesięciu stopni mrozu i zmagań z Jet Streamem - huraganowymi wiatrem wiejącym na tej wysokości z prędkością nawet 300 km/godz. Polska ekipa ma czas na zdobycie szczytu do 20 marca, gdy zakończy się astronomiczna zima.