Nowe przepisy wprowadzone latem przez Międzynarodową Federację Narciarską zmuszają wszystkich zawodników do startu w seriach kwalifikacyjnych do Turnieju Czterech Skoczni (oraz w całym sezonie Pucharu Świata).
Kiedyś rezygnacja z kwalifikacji (przez zawodników z czołowej piętnastki, a później dziesiątki PŚ) dodawała emocji w świąteczno-noworocznym cyklu. Takie zagrywki oznaczały zwykle hitową rywalizację w systemie KO, czyli popularnym "nokaucie" wprowadzonym w czasie 45. edycji Turnieju (1996/1997). Jeśli skoczek posiadający ten przywilej nie startował w serii kwalifikacyjnej bądź jego nota była niższa niż 50. zawodnika, w pierwszej serii skakał on z ostatnim numerem startowym, czyli rywalizował w parze ze zwycięzcą kwalifikacji.
Wszyscy polscy kibice pamiętają pewnie spektakularną rywalizację Adama Małysza z Martinem Schmittem w 49. TCS. Polak czuł się bardzo pewnie i wygrał wszystkie serie kwalifikacyjne. Niemiecki skoczek Martin Schmitt wygrał zaś pierwszy konkurs i w drugim chciał skakać obok Małysza, dlatego zdecydował się na rezygnację z startu w eliminacjach.
Zagrywka miała na celu nie tylko złapanie oddechu, ale również podnosiła temperaturę rywalizacji w konkursie. Niemiecki media pisały wówczas o kolejnej polsko-niemieckiej wojnie, a nasza prasa porównywała to starcie do Bitwy pod Grunwaldem.
W tym sezonie skoczkowie muszą inaczej szafować swoimi siłami. W piątkowym konkursie w Oberstdorfie świetną i stabilną formę pokazał nie tylko Kamil Stoch i Dawid Kubacki, ale także Stefan Hula. Właśnie dlatego Horngacher zdecydował, że ta trójka odpuści pierwszy skok treningowy w Ga-Pa. Polacy przyjechali na skocznie nieco później niż reszta, czym po pokazali rywalom, że czują się mocni i należy na nich uważać.
Biało-czerwoni wystartowali jednak w drugim treningu, który potraktowali wybitnie rozruchowo, a także w obowiązkowych kwalifikacjach, gdzie potwierdzili, że ich forma jest na bardzo wysokim poziomie.
Dawid Kubacki i Stefan Hula popisali się efektownymi skokami na 135,5 metra, co dało im kolejno drugie i trzecie miejsce, a Kamil Stoch skoczył co prawda krócej (131,5 metra, piąte miejsce), ale zrobił to w trudnych warunkach i praktycznie bez wkładania wielkiego wysiłku, co dokładnie pokazywała inna niż zwykle sylwetka w locie.
Największym zwycięzcą taktycznego podchodzenia do kwalifikacji był bez wątpienia Sven Hannawald, który w sezonie 2001/2002 zrezygnował ze startu we wszystkich czterech seriach kwalifikacyjnych w TCS, co pomogło mu zachować sporo sił i przełożyło się na wygranie wszystkich czterech konkursów. Do tej pory Niemiec jest jedynym skoczkiem, który tego dokonał.
Policzyliśmy jednak, że w ostatnich dziesięciu edycjach Turnieju Czterech Skoczni późniejszy zwycięzcy odpuścili zaledwie dziesięć na 38 serii kwalifikacyjnych (dwa razy zrezygnowano z ich przeprowadzenia ze względu na warunki). Co ciekawe, na regularną rezygnację z kwalifikacji zdecydowało się zaledwie dwóch skoczków.
Taką osobą był Kamil Stoch, który przed rokiem wystartował jedynie w eliminacjach do zawodów w Oberstdorfie, a potem trzy razy jechał do hotelu dużo wcześniej niż reszta zawodników. Drugą taką osobą był Thomas Morgenstern, który w czasie 59. edycji TCS zrezygnował ze startu we wszystkich czterech seriach kwalifikacyjnych. Obaj później świętowali zwycięstwo w całym cyklu.
Reszta zwycięzców ostatnich 10 edycji TCS zwykle nie decydowała się na zagrywki taktyczne i nakładanie na rywali (i siebie) dodatkowej presji. Z jednej ocenianej serii rezygnowali kolejno Peter Prevc (Innsbruck 15/16), Andreas Kofler (Ga-Pa 09/10) i Janne Ahonen (Bischofshofen 07/08).
Oznacza to, że decyzja FIS-u będzie miała prawdopodobnie mały wpływ na końcowe rezultaty. Należy jednak pamiętać o wypadkach losowych, takich jak upadek Kamila Stocha w zeszłym roku w czasie serii próbnej w Innsbrucku. Polak był wówczas mocno poobijany i poświęcenie dnia na odpoczynek i regenerację pomogło mu w wygraniu 65. Turnieju Czterech Skoczni. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się teraz, to Stoch musiałby pojawić się na skoczni.
Zdecydowanym minusem faktu, że w kwalifikacjach muszą wystartować wszyscy skoczkowie, jest brak hitowych par. Bezstronni kibice muszą więc liczyć na łut szczęścia, by los splątał ze sobą dwóch świetnych zawodników. W noworocznych zawodach na taką rywalizację zapowiada się jednak para z udziałem Macieja Kota i Gregora Schlierenzuaera. Faworyta ciężko wskazać, bo Polak przeżywa swoje problemy, a Schlierenzauer jest legendą, która dopiero wraca do formy.
Ciekawie będzie również w starciu Piotra Żyły z powracającym do Pucharu Świata Domenem Prevcem. Zdecydowanie trudniejsze zadania czeka Jakuba Wolnego, który zmierzy się z Markusem Eisenbichlerem.
Teoretycznie proste zadanie czeka trzech naszych najlepszych skoczków tego Turnieju. Kamil Stoch będzie rywalizował ze słabym w tym sezonie Andreasem Wankiem, Stefan Hula stoczy walkę z Cestmirem Kozikiem, a Dawid Kubacki z Mackenzim Boyd-Clowesem