MŚ w biathlonie. Hojnisz: Mówiłam "Wera, zobaczysz, odkujesz się to na najważniejszych zawodach"

- Staram się być taka jaka jestem, mój spokój to nie żadna "poker face" - mówi Monika Hojnisz, dziewiąta zawodniczka środowego biegu na 15 km i brązowa medalistka poprzednich MŚ w Novem Mescie.

Hojnisz trafiła na najtrudniejsze warunki w sobotnim sprincie, spudłowała sześć razy i zajęła 75. miejsce nie kwalifikując się do biegu pościgowego. W środę poszło jej znacznie lepiej.

W rozmowie z polskimi dziennikarzami w Kontiolahti opowiada między innymi o tym, jak przewidziała sukcesy Weroniki Nowakowskiej-Ziemniak oraz co najbardziej lubi a czego nie lubi w biathlonie.

Jakie ma pani odczucia po środowym biegu?

- Udowodniłam sobie, że potrafię i że mogę. Jestem szczególnie zadowolona z tego, co udało mi się zrobić na strzelnicy. Trudno mi się było pogodzić z tym, co się stało w sprincie, chyba nawet nie przypuszczałam, że może się to tak źle skończyć i mogę się nie zakwalifikować do biegu pościgowego. Trochę uniemożliwiła mi to pogoda, ale nie tylko mnie. Daria Domraczewa i Kaisa Makarainen były faworytkami, a musiały się pogodzić z gorszymi wynikami.

Zaraz po biegu nie wiedziała pani dokładnie, jak ocenić swój bieg. W porównaniu do najlepszych zawodniczek chyba nie było źle?

- Widziałam wyniki, biegowo było bardzo dobrze, osiemnasty czas, najlepszy z Polek. Troszkę mnie to zaskoczyło, ale może trzeba wziąć pod uwagę, że mam w nogach jeden start mniej i to mi dało przewagę. Poza tym na ostatniej rundzie wiedziałam, że jest o co walczyć i dałam z siebie wszystko.

Mówi pani, że jest zaskoczona, a z drugiej strony na MŚ trener szykował najwyższą formę. Faktycznie przyszła?

- Czy przyszła... W sprincie nie wyszło strzelanie, a po sześciu karnych rundach ten bieg wygląda inaczej niż wtedy, gdy się walczy do ostatnich metrów o wysoką pozycję. Po tym 18. czasie biegu jestem zadowolona, w końcu to są mistrzostwa świata i każdy szykuje tu najlepszą dyspozycję.

Po pudle na pierwszym strzelaniu już do końca nie pomyliła się pani ani razu. Czy odporność psychiczna to pani mocna strona?

- Niejednokrotnie to słyszałam od ludzi i takimi startami jak dzisiaj udowadniam to sobie. Przed startem mówiłam sobie, że to jest 20 strzałów i każdy trzeba wypracować tak, żeby były celne. Pierwszy nie wyszedł, ale to był tak zwany kant, trochę nieszczęśliwy strzał. Potem też nie myślałam o wyniku, tylko skupiałam się na tym, żeby kolejne cele w tarczy się zamykały.

Niewiele zabrakło, by zakwalifikowała się pani do biegu ze startu wspólnego.

- Patrzyłam na listę startową, jestem drugą rezerwową. To są mistrzostwa świata i nie wiem, co by się musiało stać, żeby ktoś zrezygnował.

Czyli koncentruje się pani już na piątkowej sztafecie?

- Tak czy siak bym się na niej koncentrowała, bo to kolejny start. Trzeba zbierać siły i potem ruszyć do boju.

Dwa medale Weroniki Nowakowskiej-Ziemniak były dla pani zaskoczeniem?

- Weronika w tym sezonie już niejednokrotnie pokazywała, że potrafi. Była zawodniczką regularną, brakowało jej jednego strzału, trochę szczęścia. Pamiętam sytuację z Oslo, kiedy po zawodach w budzie [pomieszczenie, w którym zawodniczki przebierają się po starcie] narzekała, że zawsze brakuje jej tego jednego strzału. Ja miałam akurat czyste konto i powiedziałam jej: "Wera, widocznie tak musiało być. Zobaczysz, odkujesz się na najważniejszych zawodach". A ona na to "Tak tak, dobra dobra". I kiedy przyszła do hotelu z drugim medalem, to powiedziałam jej: "Pamiętasz, co Ci mówiłam w budzie w Oslo?".

Weronika mówi, że jak potrzebuje spokoju, to idzie do Moni. Skąd w pani ten spokój?

- Nie korzystam z pomocy specjalistów. Być może po prostu tak mam, taka wrodzona umiejętność, która chyba w każdym sporcie pomaga. Niczego nie tłumię, staram się być taka, jaka jestem, to nie żadna "poker face". A jeżeli coś mi siedzi na duszy i muszę się komuś wygadać, wypłakać, to takimi osobami są rodzice, siostra albo mój chłopak.

Czy po medalu w 2013 roku odczuła pani wzrost popularności?

- Tak, na pewno. Na początku uderzyła we mnie fala mediów, nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić. Po biegu ze startu wspólnego wracałam z rodzicami do domu i telefon dzwonił na okrągło. Nie byłam do tego przyzwyczajona.

Wszędzie, gdzie weszłam, byłam ja. W każdej gazecie, w każdym artykule w internecie. To była nowa sytuacja i musiałam się z tym oswoić, tym bardziej że dla mnie ten sukces był niespodzianką.

I polubiła to pani?

- Tak. Tym bardziej że nie jest to jakaś straszna popularność która mogłaby mi przeszkadzać, jest to taka niemęcząca popularność.

Jest pani najmłodszą zawodniczką w kadrze. Jakie myśli przychodzą w związku z kolejnymi igrzyskami w Pyeongchang?

- Liczę na to, że jeszcze do nich dotrwam i tam wystartuje. Jeżeli chodzi o jakieś konkretne cele, to na razie nie mam. Skupiam się ze startu na start, najdalej wybiegam myślami na kolejny sezon.

Co musiałoby się stać, żeby pani nie dotrwała do igrzysk?

- Tyle się w życiu może wydarzyć, zobaczymy. Myślę, że jestem w stanie tyle trenować. Kogoś może to zaszokować, bo mam 23 lata, wkrótce 24, ale taki trening, jaki mamy, nie jest łatwy.

A miała pani takie myśli, żeby wycofać się z biathlonu?

- Był taki jeden poważny moment, ale byłam młoda i w sumie to nie wiem, czym był spowodowany. Byłam wtedy nastolatką i na obozie w Ramsau było szlochanie dzień i noc, ale jakoś to przetrwałam. W ostatnim czasie takiego mocnego kryzysu nie zanotowałam. Póki co jest ok., a takie małe upadki i zawahania ma chyba każdy.

Ma pani jakieś przyjaciółki biathlonistki z pozostałych reprezentacji?

- Może bardziej koleżanki niż przyjaciółki. To głównie zawodniczki, z którymi do niedawna rywalizowałam w kategorii juniorek, z nimi się po prostu najdłużej znam: z Elisą Gasparin, Ingelą Andersson, ostatnio często piszę na Facebooku z Tiril Eckhoff.

Co najbardziej lubi pani w biathlonie?

- To, że wszystko się może wydarzyć, że zwycięzca nie jest z góry przesądzony. Szczególnie w takich biegach jak ten pościgowy, w którym można się przesunąć wiele miejsc do góry albo w dół, bo różnie to bywa.

A co najbardziej przeszkadza?

- Kiedy wieje. Może sypać, może lać, nie wiadomo, co się dziać, ale wiatr to jest mój największy wróg.

W kolejnym starcie Polki w piątek o 17.15 pobiegną w sztafecie. Relacja na żywo w Sport.pl, transmisja w Eurosporcie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA