Alpejskie MŚ. Uwaga na dziadka z Haiti

- Moje serce jest we Francji, ale moje korzenie są na Haiti - mówi Jean-Pierre Roy. 47-latek założył Narciarską Federację Haiti. Jest jej prezydentem i jedynym zarejestrowanym zawodnikiem. W czwartek weźmie udział w eliminacjach giganta podczas alpejskich mistrzostw świata w Garmisch-Partenkirchen.

"Na stromych oblodzonych stokach na których narciarze rywalizują w alpejskich mistrzostwach świata, Haitańczycy widywani są równie rzadko jak dziadkowie. Prezydent Narciarskiej Federacji Haiti, kapitan reprezentacji i jedyny zawodnik w jednym kwalifikuje się do obu kategorii" - zaczyna depeszę poświęconą Roy'owi agencja Reuters.

Dwa dni śniegu na Haiti

Skąd się wziął samotny aktywista narciarski z małej karaibskiej wysepki, zniszczonej przed rokiem w wyniku trzęsienia ziemi?

- Są może dwa dni śniegu na ponaddwutysięcznym szczycie, jeśli mamy szczęście - opisuje warunki śniegowe na Haiti Roy. Gdyby mieszkał na wyspie, pewnie nigdy nie miałby okazji spróbować narciarstwa. Gdy miał dwa lata, z rodzicami wyjechał jednak do Francji, w której mieszka do dziś. - Moje serce jest we Francji , ale moje korzenie są na Haiti - mówi Roy, który jeździ na nartach co roku od ukończenia ósmego roku życia.

- Jestem całkiem dobrym amatorskim narciarzem. Na zwykłych stokach nie mam problemów, ale tu jestem ciężko przerażony - mówił po przybyciu do Garmisch-Partenkirchen, gdzie w tym roku odbywają się mistrzostwa świata.

Załóż sobie federację

- Moim celem było, żeby mówiło się o Haiti w pozytywnym kontekście. Kiedy mówicie o mnie, nie mówicie o nieszczęściu i katastrofie, ale o narciarzu - tłumaczy dziennikarzom.

Haitańska federacja to osobiste dzieło Roy'a, który sam ją zarejestrował w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). - Byli bardzo pomocni, szybko odpowiedzieli na moje maile - wspomina. Większy problem miał z uzyskaniem zgody w kraju. - Próbowałem skontaktować się z urzędnikami rządowymi, ale jeden był zbyt zajęty a inny utknął na Kubie w związku z huraganem. Ale potem znalazłem kogoś, kto znał kogoś, kto znał kogoś... i jakoś to rozwiązaliśmy - śmieje się.

Kiedy zarejestrował federację, przyszła pora na pierwszy start. - Pomyślałem: to nie żart, teraz muszę to zrobić - mówi. W listopadzie na pierwszych zawodach nikt nie brał go poważnie. - Śmieli się, mówili, że nie powinno mnie tu być. W dodatku trafiłem na najgorsze warunki w życiu: było ślisko, mgliście i startowałem jako 92. Ale ukończyłem przejazd i zająłem 25 miejsce, bo 67 z rywali wypadło z trasy. Od tego się zaczęło- wspomina.

Pojechać z Millerem i Kosteliciem

W czwartek 47-letni Roy weźmie udział w eliminacjach giganta. Jeśli je przejdzie, zmierzy się z najlepszymi, między innymi Bode Millerem, Tedem Ligetym i Ivicą Kosteliciem.

- Rozmawiałem z Lindsey Vonn, rozmawiałem z Bode Millerem. Wszyscy dodają mi otuchy - mówi Roy, który mieszka w jednym hotelu z reprezentantami Austrii. - Mam nadzieje, że eliminacje odbędą się na miękkim śniegu. Reguły kwalifikacji są dość skomplikowane, ale mam szanse - dodaje.

Federacja Haiti ma przyszłość

Roy'owi w zarządzaniu federacją pomaga dwóch kuzynów. Zainwestowali w projekt 12 tysięcy euro, zamówili u firmy Rossignol narodowe kombinezony. - Kiedy dostałem pierwszą kurtkę z flaga, to było coś szczególnego - mówi i ma nadzieje, że wkrótce skład kadry się poszerzy.

- Na zimowe igrzyska olimpijskie chciałbym mieć już całą drużynę. Szukam Haitańczyków we Francji, USA i Kanadzie. Trzy dni temu dostałem maila od małżeństwa, które adoptowało dziecko z Haiti i mieszkają z nim w górach. Ma dziesięć lat, jeździ od sześciu i wciąż ma paszport Haiti. Za parę lat może być dobrym narciarzem - marzy Roy.

Snowboardowe szaleństwo w Zakopanem

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.