Alpejski PŚ. Bode Miller, Soczi. Ale gdzie te piękne Rosjanki?

- To nie jest trasa do zjazdu, co najwyżej do supergiganta - wypalił Amerykanin Bode Miller po wizytacji stoku, gdzie za dwa lata odbędą się zawody igrzysk olimpijskich w Rosji.

Sport.pl w mocno nieoficjalnej wersji... Polub nas na Facebooku ?

Zorganizowana w tym tygodniu przez Międzynarodową Federację Narciarską (FIS) wyprawa alpejczyków nad Morze Czarne, gdzie w ten weekend mają po raz pierwszy testować olimpijskie trasy w zawodach Pucharu Świata, rozpoczęła się od logistycznej kompromitacji. FIS wynajął narciarzom czarterowy lot z Zurychu do Soczi, ale w samolocie przez blisko cztery godziny nie było kateringu. - Nawet kropli wody! - grzmiał Norweg Aksel Lund Svindal, mistrz olimpijski w supergigancie. Samolot się spóźnił, na bagaże wygłodniali sportowcy czekali półtorej godziny, do hoteli dotarli po północy. - Delikatnie mówiąc, koszmarna podróż - stwierdził Svindal, a gdy wylądował w hotelowym łóżku w Krasnej Polanie, też nie był zachwycony. "Telefoniczne połączenie wychodzące poza Rosję za 6 dol. za minutę? To dwa razy drożej niż w najdroższym miejscu na świecie, w jakim dotąd byłem" - napisał na Twitterze.

Rosjanie stawiają na przepych nie tylko w stawkach za rozmowy. Soczi to dziś największy plac budowy w Europie, na którym pracuje 19 tys. robotników. Koszt wszystkich inwestycji łącznie z zabezpieczeniem imprezy ma przekroczyć 20 mld dol., prawie dziesięć razy więcej, niż wydali Włosi w Turynie w 2006 r. Zagraniczni dziennikarze, którzy zabrali się z narciarzami w góry Kaukazu, relacjonowali, że okolica jest przepiękna, ale dzika - bez infrastruktury narciarskiej z prawdziwego zdarzenia. Największe emocje wzbudziło to, że milicjanci aż sześć razy sprawdzali alpejczyków w punktach kontrolnych. "Wszystko będzie gotowe. Pamiętajcie, że na nartach jeździ tutaj sam Władimir Putin" - półżartem uspokajał prezes FIS Gian-Franco Kasper.

Alpejczykom humory nieco się poprawiły, gdy wywieziono ich na wysokość ponad 3 tys. m do ośrodka Rosa Chutor, gdzie rozegrane zostaną szybkościowe konkurencje igrzysk. Pierwszy trening zjazdu wygrał w środę Austriak Hannes Reichelt przed Szwajcarem Didierem Cuchem. - Trasa przepiękna, trudna, ale na pewno warta igrzysk - stwierdził Cuche.

Jednym z niewielu niezadowolonych był Bode Miller. Amerykaninowi nie przypadła do gustu górna część trasy, zbyt kręta, niepozwalająca na rozwinięcie prędkości. - To nie jest trasa do zjazdu, co najwyżej supergiganta - wypalił Miller.

Amerykanin jest ostatnio w ponurym nastroju i krytykuje dosłownie wszystko. W niedawnym wywiadzie dla "Ski Racing Magazine" po raz kolejny zarzucił FIS, że płaci za mało narciarzom. "Zajmując miejsce tuż za podium, dostajesz 4 tys. euro. Zawodowy sportowiec z jakiejkolwiek innej dyscypliny roześmiałby się, słysząc o takiej kwocie. Dochodzi do tego, że po 10 latach kariery, alpejczycy z trudem znajdują pieniądze, by godnie żyć" - powiedział Miller.

Amerykanin atakował też FIS, że jest zacofany technologicznie. - Nasza dyscyplina w telewizji od 35 lat jest pokazywana tak samo. Statyczne kamery, widok z boku. Przecież technika telewizyjna poszła do przodu. Niedawno w Wengen testowano widok z góry z małego helikoptera. Dlaczego nie można było tego wprowadzić 10 lat temu? - dodał Amerykanin. Po raz kolejny zarzucił też FIS niszczenie narciarstwa nowymi przepisami dotyczącymi sprzętu - od nowego sezonu narty mają być dłuższe, a ich promień skrętu większy. - To powrót do lat 70. - podkreślił Miller.

W Soczi autorem najsmakowitszego zdania krytycznego został zupełnie ktoś inny. - Trasa fajna, okolica też, tylko gdzie są te wszystkie piękne Rosjanki? Jeszcze ani jednej nie widziałem - uśmiechnął się Włoch Christof Innerhofer.

Więcej o:
Copyright © Agora SA