Alpejski PŚ. Szalona jazda Bode Millera w Beaver Creek

- Jeszcze nigdy tak nie ryzykowałem na stoku. W zamian dostałem sto procent satysfakcji - uśmiechał się Amerykanin po niesamowitym triumfie w piątkowym zjedzie na arcytrudnym stoku Birds of Prey

To pierwsze zwycięstwo 34-letniego Millera w Pucharze Świata od blisko dwóch lat. Ostatni sezon w wykonaniu byłego mistrza olimpijskiego i świata rozczarował. Amerykańskie media spekulowały nawet, że ich najsłynniejszy od czasów Phila Mahre alpejczyk może kończyć karierę.

W górach Kolorado Miller wrócił jednak w niepowtarzalnym stylu, który jest jak skrzyżowanie ruletki i chirurgicznego noża. Blisko trzykilometrową trasę, pełną technicznych pułapek, pokonał tak brawurowo, że na mecie słychać było jedno głośne "Wooooow!". Kilka razy od upadku dzieliły go milimetry. Tyczki mijał tak ciasno, że katastrofa wydawała się nieuchronna. Z drugiej jednak strony cały czas miało się wrażenie, że to jednak nie ryzyko w kasynie, ale operacja prowadzona przez światowej sławy chirurga, który z techniczną finezją prowadzi ją do udanego finału.

- Kiedy stoisz w bramce startowej i patrzysz w dół świadomy, że za chwilę pojedziesz, maksymalnie ryzykując, jesteś przerażony. Ten stan mija dopiero na mecie. Jeśli się uda, zastępuje go przyjemność z dobrze wykonanej roboty - opowiadał Miller dziennikarzom zgromadzonych u stóp najważniejszej trasy zjazdowej w USA.

Amerykanin zwyciężył z czasem 1 min 43,82 s. Drugie miejsce zajął Szwajcar Beat Feuz (0,04 s straty), trzeci był Klaus Kreoll z Austrii (0,14).

To 33. zwycięstwo Millera w PŚ, w klasyfikacji wszech czasów wciąż jest siódmy. Więcej zawodów wygrali jedynie: Stenmark (86), Maier (54), Tomba (50), Girardelli (46), Zurbriggen (40) i Raich (35). Jeśli Amerykanin utrzyma dyspozycję w konkurencjach szybkościowych, może pokusić się o wyprzedzenie dwóch ostatnich.

Miller słynął z pijackich wybryków, przez lata tequillę wlewał w siebie galonami, ale ostatnio spoważniał. Na zjazd w Beaver zaprosił rodziców, którzy pomagają mu opiekować się trzyletnią córeczką. Z nimi spędzał czas po zawodach.

W sobotnim supergigancie tak dobrze już mu nie poszło - po błędzie w górnej części trasy - zajął 21. miejsce. Ale i tak został bohaterem dnia. Szwajcar Sandro Viletta powiedział bowiem, że uskrzydliły go słowa Millera. - Obejrzałem w telewizji wywiad z Bode. Pomyślałem, że tak dobrze jeździć może nie umiem, ale skoro mówi, że wystarczy ryzykować, to spróbuję - stwierdził zwycięzca.

Kobiety rywalizują w kanadyjskim Lake Louise i na razie nie ma mocnych na Lindsey Vonn, która w weekend wygrała dwa zjazdy PŚ.

Nie umiemy się powstrzymać na Facebook.com/Sportpl ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.