Narciarstwo alpejskie. Spisek Austriaków? Bode Miller wzywa do buntu!

- Chcą nas cofnąć o 20 lat! Spisek Austriaków - wściekają się Amerykanie na propozycje Międzynarodowej Federacji, by zwiększyć promień skrętu i długość nart. - Po co nam FIS? Przejmijmy władzę - mówi Bode Miller.

Redaktor to dopiero jest kibic! Poznaj nas na profilu Facebook/Sportpl ?

Takiej awantury w narciarstwie alpejskim jeszcze nie było. Spotkanie zawodników z przedstawicielami FIS w austriackim Soelden zakończyło się kłótnią. Kilku alpejczyków wyszło obrażonych. - Działacze chcą zrujnować sport - rzucił Miller, dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli, mistrz świata i olimpijski.

FIS chce, by od jesieni 2012 r. minimalna długość nart gigantowych wzrosła ze 185 do 195 cm oraz by miały większy promień skrętu - 35 metrów (obecnie 27 m). Federacja twierdzi, że zmiany są potrzebne, bo narciarstwo stało się zbyt niebezpieczne. Co roku ok. 30 zawodników zrywa więzadła kolanowe i łamie nogi. Według badań uniwersytetu w Salzburgu winne są carvingi - krótsze, wcięte do środka osi (stąd mniejszy promień skrętu). Od kilkunastu lat taki profil ułatwia skręty i sprawił, że jazda stała się bardziej dynamiczna, ale też prowadzi do częstszych upadków.

- To bzdury - odpowiadają m.in. Miller i Ted Ligety, amerykański mistrz świata w gigancie, najwięksi oponenci FIS. Ligety testował dłuższe narty w Nowej Zelandii. "Czułem się jak Phil Mahre w latach 80." - napisał na blogu. To tak jakby Małysz napisał, że skacze stylem Wojciecha Fortuny.

"FIS chce cofnąć rewolucję, jaką wprowadził carving, i zawrócić nas o ponad 20 lat. To jakiś żart" - dodał Ligety. Później zrobił kolejny wpis, który zatytułował "Tyrania FIS".

80 proc. narciarzy podpisało protest, ale FIS jest niewzruszony. Zawodnicy dowodzą, że kontuzje wynikają z brawury, błędów technicznych lub źle dobranego sprzętu. Wycofanie nart carvingowych doprowadzi natomiast ich zdaniem do spadku atrakcyjności dyscypliny. Przejazdy staną się wolniejsze. Kibice odwrócą się w stronę snowboardu czy freestylowych konkurencji.

Powrót do przeszłości ma jednak zwolenników na czele z Austriakami i powiązanymi z nimi producentami - głównie firmą Atomic. - Będzie bezpieczniej. W carvingach zbyt duży nacisk jest w jednym miejscu, na nowych nartach rozkłada się na cały skręt - mówi austriacki zjazdowiec Hannes Raichelt.

Ligety ma jednak teorię spiskową. W "New York Timesie" powiedział, że Austriacy wymusili zmiany, bo desperacko szukają sposobu, by znów stać się alpejską potęgą. W ostatnich latach oddają pole Amerykanom, Francuzom, Szwajcarom i Skandynawom. "Tak samo jest z Atomikiem, który szuka powrotu do dawnych sukcesów producenckich" - napisał Ligety, który sam jeździ na headach.

Linię podziału wyznacza często wiek - młodsi, jak 27-letni Ligety, wychowali się na carvingach. Najstarsi zmiany popierają, bo jeździli kiedyś na prostych nartach. Ale np. 38-letni Szwajcar Didier Cuche, który w sobotę wygrał zjazd w Lake Louise, uważa, że carvingi z dużymi wcięciami powinny zostać. - Ważna jest też frajda, jaką daje sport, na carvingach jeździ się po prostu fajniej - stwierdził Cuche.

Ligety mówi, że się nie ugną. W pierwszych zawodach przyszłorocznego sezonu chce namówić kolegów do założenia nielegalnych nart. - Zobaczymy, czy się odważą zdyskwalifikować 60 facetów - pyta Amerykanin.

Miller idzie najdalej. Nawołuje, żeby narciarze wzorem tenisistów przejęli władzę nad dyscypliną. - Spójrzcie na inne konkurencje, jeśli w koszykówce nie mogą się dogadać, to jest lokaut, a potem ustępstwa. My zawsze musimy słuchać FIS - stwierdził Miller, który już kilka razy groził, że opuści PŚ i założy własny cykl zawodów.

Redaktor to dopiero jest kibic! Poznaj nas na profilu Facebook/Sportpl ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.