Trener Kowalczyk: Trudno będzie zdobyć wszystko, ale...

Trudno będzie, w jednym sezonie, zdobyć wszystko. Ale nie znaczy, że to niemożliwe. Poczekajmy do niedzieli - mówi trener Justyny Kowalczyk.

Robert Błoński: Po sprincie w Sztokholmie wyłączył pan telefon na kilka godzin...

Aleksander Wierietielny: Tak. Ale nie dlatego, że byliśmy wkurzeni, zawiedzeni czy niezadowoleni ze startu i nie chcieliśmy się tłumaczyć. Dziesiąte miejsce uważam za dobre. Pierwsze dwa starty miała świetne, w półfinale "zabuksowała" nartami na pierwszym podbiegu i rywalki odjechały. Do Sztokholmu z Falun jest 230 km. W środę musieliśmy wyjechać o szóstej rano, żeby w stolicy wszystko rozstawić, zanieść sprzęt do naszej kabiny. Po biegu wszystko trzeba było zwinąć i spakować do auta, żeby jak najszybciej wrócić. Telefon dzwonił mi co sekundę, a ja kierowałem. W Sztokholmie korki były niemiłosierne, auto jechało za autem. Wyjazd z miasta to była makabra. Justysia się położyła z tyłu, żeby trochę odpocząć i pospać. A ja wyłączyłem komórkę. Bo bardzo musiałem uważać na drodze, a poza tym w Szwecji są strasznie wysokie mandaty za jazdę i rozmawianie przez telefon. Włączyłem go po 22, kiedy wróciliśmy do Falun. I to całe wyjaśnienie, wyniki nie miały z tym nic wspólnego. Dziesiąte miejsce w biegu ulicznym to żadna porażka, strata do Majdić nie jest duża.

Można więc zaryzykować stwierdzenie, że dla Justyny finał PŚ zaczyna się w piątek, a środowy sprint w Sztokhkolmie był tylko po to, by jak najmniej stracić do Majdić?

- Coś w tym jest. Tylko, że na trasie nie będą biegły tylko dwie zawodniczki, ale kilkadziesiąt. Majdić jest mocna, Finki Saarinen i Kuitunen ostro wkurzone, że zostały wyprzedzone w Pucharze Świata i straciły wszystkie Kryształowe Kule. Wszystkich czeka ciężka walka, ale takie są biegi. Bez wysiłku nie dostaniesz nic. Justyna jest bojowo nastawiona. Bardzo bojowo. My i serwismeni zasuwamy bez wytchnienia, pracujemy na cały regulator. Trudno w jednym roku wygrać dwa tytuły mistrzyni świata i Puchar Świata. Ale, skoro szansa jeszcze jest, to zapewniam: Justysia potraktuje te starty bardzo poważnie. Poświęci się im maksymalnie i pobiegnie, ile zostało jej sił. A co to da, zobaczymy.

Do mety PŚ zostało 22,5 km.

- Dużo i mało. Ale wystarczająco, by jeszcze "dobić" zawodniczki. Justyna w tym sezonie nie wystartowała tylko raz - zaraz na samym początku w ulicznym sprincie po Duesseldorfie. Takie biegi nie są i nie będą dla niej. Woli się ścigać na dystansach i poza miastami. Tak, że w tym sezonie już się nabiegała, startowała poza tym w Libercu w MŚ, brała udział w różnych sprawdzianach, więc tych kilometrów w nogach ma setki. A po Falun czeka nas jeszcze start w mistrzostwach Polski. I też potraktuje je poważnie. Bo my nigdy nie biegamy na pół gwizdka.

To dobrze dla Justyny Kowalczyk, że trzy ostatnie starty są w Falun?

- Tak. Jest sporo podbiegów, będzie dziewczyna miała gdzie popracować. Zaczynamy od tego piątkowego piekielnego podbiegu, z którego trzeba będzie potem zjechać do mety. Zjazd nie jest bardzo stromy i groźny, ale właśnie w Falun złapał mróz i trasy są lekko zlodowaciałe. Wszystko jednak mamy rozpracowane i opracowane. Spokojnie czekamy na start. Rok temu formuła zakończenia Pucharu Świata była podobna. Wtedy, we Włoszech, Justysi poszło nieźle. Dzięki tamtym startom i bonifikatom, awansowała na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Gdyby nie to, byłaby czwarta.

Teraz jest ósma w klasyfikacji finału PŚ, choć w Sztokholmie w sprincie zajęła dziesiątą lokatę.

- Nie wiem, dlaczego. My nie zajmujemy się arytmetyką. My biegamy.

Justyna Kowalczyk biegnie po marketingowy sukces ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.