Doping u Therese Johaug. Czy Trybunał Arbitrażowy wydłuży karę Johaug, jak o to prosi FIS?

Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu (TAS) zajmuje się już wnioskiem Międzynarodowej Federacji Narciarskiej "o odpowiednie wydłużenie kary" dla Therese Johaug za zażycie zakazanego clostebolu. A norweska federacja weźmie na siebie opłacenie kosztów obrony Johaug

Jeszcze nie wiadomo, kiedy Trybunał Arbitrażowy w Lozannie (TAS), czyli najwyższy sąd świata sportu, rozjemca w sporach między federacjami, sportowcami, komisjami antydopingowymi, wezwie strony do stawienia się w Lozannie. Ale zaczął już postępowanie. Na razie poprosił o pisemne wyjaśnienia, potem zostanie wybrany skład orzekający. To najważniejszy moment: obie strony arbitrażu, czyli Johaugi i FIS, mają prawo wskazania po jednym sędzim spośród arbitrów Trybunału. Kierują się zwykle tym jak dany sędzia orzekał w podobnych sprawach w przeszłości. A potem tych dwóch sędziów uzgadnia między sobą wybór trzeciego sędziego, który będzie przewodniczył obradom. I dopiero po wyborze tej trójki zapadnie decyzja co do daty wysłuchania stron. A po wysłuchaniu - rozpatrzenie sprawy i werdykt z pisemnym uzasadnieniem. Raczej po miesiącach niż tygodniach oczekiwania.

Co to znaczy: odpowiedzialność sportowca?

Przypadek Johaug to najciekawsza wpadka dopingowa w ostatnim czasie, a od werdyktu Trybunału Arbitrażowego w Lozannie zależy nie tylko, czy Johaug wystartuje w igrzyskach w Pjongczang (w przypadku wydłużenia zawieszenia z obecnych 13 do 16 miesięcy lub dłużej - nie wystartuje). Bywało, że po werdyktach TAS zmieniano lub doprecyzowywano przepisy antydopingowe, uszczelniając luki w systemie. A w sprawie Johaug wszystko rozbija się o zasadę fundamentalną w walce z dopingiem: odpowiedzialność sportowca za to, co znajduje się w jego organizmie.

Trybunał musi rozsądzić, czy tę odpowiedzialność zmniejsza fakt, że krem na oparzenia zawierający steryd anaboliczny clostebol Johaug dostała od lekarza norweskiej kadry. A jeśli zmniejsza, to do jakiego stopnia? .Czy tak jak uznała norweska federacja sportu (NIF) może złagodzić do tego stopnia, że dyskwalifikuje się sportowca na 13 miesięcy, gdy przewidywane widełki kary za taki przypadek to od 12 do 24 miesięcy? Czy też, jak chce odwołująca się od werdyktu NIF Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS), należy ten wyrok odpowiednio wydłużyć?

FIS: werdykt nie odzwierciedla faktów

Takie właśnie było uzasadnienie odwołania, złożonego 6 marca przez FIS do Trybunału. - Międzynarodowa Federacja Narciarska poprosiła o odpowiednie wydłużenie kary - wyjaśnił TAS w komunikacie o rozpoczęciu postępowania w sprawie Johaug. - Werdykt norweskiej federacji sportu nie odzwierciedlił faktu, że Johaug nie odczytała ostrzeżenia dopingowego na opakowaniu kremu, mimo że to lekarstwo było jej nieznane, i zakupione zagranicą - napisali specjaliści od dopingu z FIS, gdy po przeanalizowaniu akt rozprawy Norweżki postanowili złożyć odwołanie.

Biegacze naciskają na FIS

Wszystko więc na razie toczy się tak, jak można się było spodziewać od ujawnienia tej sprawy. Wydawało się mało prawdopodobne, że Norwegowie będą surowi ponad miarę, karząc Norweżkę (poza Amerykanami, i to też raczej tymi z sądów powszechnych a nie z federacji sportowych, nikt nie jest dobry w karaniu swoich sportowców). A jeszcze mniej prawdopodobne było, że FIS i Światowa Agencja Antydopingowa (WADA, ona nie skorzystała ze swojego prawa do odwołania, bo zrobił to FIS) na taki werdykt przystaną. Zwłaszcza po tym jak podczas mistrzostw świata w Lahti biegacze domagali się od FIS, by pokazał, że chce ścigać doping na poważnie.

WADA pilnowała sprawy Sundby'ego

W poprzedniej głośnej norweskiej sprawie, Martina Johnsruda Sundby'ego, który przedawkował leki na astmę, to WADA bardzo mocno pilnowała, by werdykt był odpowiednio surowy. Skończyło się to utratą przez Sundby'ego zwycięstwa w Tour de Ski i Pucharze Świata 2014/2015 i dwumiesięczną dyskwalifikacją. Sundby też tłumaczył się tym, że słuchał lekarza kadry, a lekarz - jak w sprawie Johaug - wziął winę na siebie i podał się do dymisji. Ale TAS uznał, w wielostronicowym orzeczeniu, że odpowiedzialność sportowca to odpowiedzialność sportowca. Nie jest wytłumaczeniem to, że lekarz mu tak kazał, radził, albo dobierał dawki.

Norweg który stanął przed TAS: - Nie życzę tego najgorszemu wrogowi

- Rozprawa przed Trybunałem Arbitrażowym to jest coś czego nie życzyłbym najgorszemu wrogowi - mówi w "Verdens Gang" zapaśnik Fritz Aanes, jeden z kilku norweskich sportowców, którzy walczyli przed TAS o łagodną karę za doping. U Aanesa wykryto w 2000 nandrolon, który - jak przekonywał Norweg - pochodził z odżywki podanej przez lekarza. Dostał początkowo pół roku zawieszenia, ale Trybunał w apelacji podniósł mu tę karę do 15 miesięcy. - Wchodzisz tam i czujesz się malutki - mówi o rozprawie w pałacu Bethusy w Lozannie, gdzie obraduje TAS. - Niby to się dzieje w zwykłej sali, ale czujesz historię w ścianach tego pałacu, a ryzyko że dostaniesz wyższą karę, rośnie - wspomina Aanes. Chodziarz Erik Tysse, który walczył w TAS o złagodzenie kary za EPO, też ostrzega Johaug, żeby zainwestowała w najlepszych prawników, z doświadczeniem w Trybunale, bo w TAS spotka się z zupełnie inną rzeczywistością prawną niż w norweskiej federacji sportu. - Samo założenie sędziów będzie już inne: oni wyjdą z założenia, że ona to brała żeby się dopingować, i do Therese będzie należało udowodnienie, że tak nie było. Stres jest ogromny, bez przyjaciół i rodziny trudno sobie z tym poradzić - wspomina Tysse.

Przy 16 miesiącach kary - igrzyska bez Johaug

Gdy Martin Johnsrud Sundby walczył przed TAS, miał przez cały czas wsparcie norweskiego związku narciarskiego, który pokrył nie tylko koszty jego obrony, ale też wypłacił mu rekompensatę finansową równą sumie premii, które Sundby utracił z powodu dyskwalifikacji. Norweski związek potwierdził już, że w sprawie Johaug również weźmie koszty na siebie. Na razie te koszty to 600 tysięcy koron (ok. 300 tysięcy złotych). W sprawie Sundby'ego koszty sięgnęły 3,3 miliona koron.

Są jednak i poważne różnice między sprawami Sundby'ego i Johaug. Sundby miał wpadkę podczas startów (stąd strata wywalczonych tytułów) i chodziło o substancję, którą mógłby zażyć w większej dawce, gdyby tylko poprosił o pozwolenie (jest astmatykiem i od dawna bierze lek z salbutamolem, dozwolonym tylko w określonej dawce). A Johaug miała pozytywny test podczas przygotowań do sezonu, więc żadnych wyników anulować jej nie trzeba. Natomiast substancja której u niej wykryto jest znacznie cięższego dopingowego kalibru. Za steryd anaboliczny można zostać zdyskwalifikowanym nawet na cztery lata. W przypadku Johaug chodzi jednak raczej o nieświadome zażycie, za co jest kara do dwóch lat. Wszystko też na to wskazuje, że TAS nie będzie, jak w przypadku Sundby'ego, rozpatrywał całej sprawy, a skupi się tylko na ocenie wymiaru kary. Ale i tak kluczowa będzie sprawa oceny, na ile Johaug dopełniła starań, by do wpadki dopingowej nie doszło.

Przy obecnej, 13-miesięcznej dyskwalifikacji, Johaug mogłaby wrócić do startów w połowie listopada 2017, czyli na inaugurację nowego sezonu Pucharu Świata. Wydłużenie kary o każdy kolejny miesiąc mocno komplikuje jej przygotowania do igrzysk w Pjongczang. A kara od 16 miesięcy wzwyż eliminuje ją z igrzysk, bo wróciłaby wówczas najwcześniej w połowie lutego 2018. A igrzyska zaczynają się 9 lutego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.