PŚ w Kuusamo. Kowalczyk tłumaczy: Wydawało mi się, że zaczynam wolno, a zaczęłam za mocno. I potem siadło

Justyna Kowalczyk odjedzie z Kuusamo z mieszanymi uczuciami: na 10 km była dziewiąta, czyli poniżej oczekiwań, w sprincie szanse na dobre miejsce odebrały taktyczne błędy. Tak się zaczynają ostatnie dwa sezony w karierze Justyny: pogoń za dwoma wielkimi celami

- Miałam poprawić wyniki z poprzednich dwóch sezonów, a trochę nie poprawiłam - mówiła Justyna po biegu na 10 km klasykiem. Liczyła przed nim głośno na miejsce w czołowej ósemce. A po cichu, na miejsce w pierwszej piątce. Do ósemki zabrakło niewiele, niespełna sekundę. Nawet do szóstki niewiele: niecałe 2,5 s. Ale piątka była już daleko, o 10 sekund. A podium o prawie 40. - Jest blisko tego co miało być - mówiła Kowalczyk o stracie do czołowej szóstki. - Zaczęłam mocno, ale jak to zwykle u mnie, miałam poczucie że biegnę wolno i jest pełny komfort. Ale komfort się skończył po trzech kilometrach - wspominała. Po pierwszym kilometrze prowadziła, o włos przed Marit Bjoergen. Po trzech kilometrach była jeszcze w pierwszej trójce, 2,1 s za Bjoergen i tuż za Ingvild Flugstad Oesteberg.

Marit "wróciła tak, jakby nigdy nie odeszła"

Potem zaczęły się problemy, ale jeszcze do szóstego kilometra Polka była bardzo blisko czołówki, na czwartym miejscu, tracąc osiem sekund do podium. I od tego momentu rywalki szybko zaczęły jej uciekać. - Na szczęście ciągle się mieszamy, to jest dobry znak: dziś Krista Parmakoski była druga, a ja dwa tygodnie temu potrafiłam z nią wygrać na 5 km klasykiem w Muonio - mówiła Justyna. To Parmakoski jako jedyna była w stanie wytrzymać tempo Marit Bjoergen na tyle długo, że spiker na stadionie mógł podrzewać emocje do ostatniego zakrętu trasy. Bjoergen, cytując stronę Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, "wróciła do biegów narciarskich tak jakby nigdy z nich nie odeszła". W drugim biegu PŚ po urlopie macierzyńskim z sobotniego sprintu odpadła w półfinale - podyktowała od początku mocne tempo i wytrzymała je do końca.

Justyna: w Lillehammer celem pierwsza szóstka

Skończyło się przewagą 4,6 s nad Parmakoski, która tak jak Justyna, mierzy w tym sezonie przede wszystkim w 10 km klasykiem na mistrzostwach świata w Lahti. Ale Parmakoski chce też dużo startować w Pucharze Świata, a Justyna idzie inną drogą. Za tydzień wystartuje w wyścigu etapowym w Lillehammer, gdzie najpierw powalczy w sprincie klasycznym, potem postara się jakoś przetrwać bieg na 5 km nietrenowanym już stylem łyżwowym, a potem gonić za jak najlepszym miejscem w finale na 10 km klasykiem. Celem jest pierwsza szóstka. A po Lillehammer zniknie z Pucharu Świata na dwa miesiące. I będzie w biegach niższej rangi przesuwać granicę możliwości na 10 km klasykiem. - Każdy bieg będę zaczynać mocno i cierpieć ile się da - mówi. Następne 10 km klasykiem w Pucharze Świata pobiegnie dopiero w lutym w Otepaeae, tuż przed mistrzostwami świata.

Sezon-eksperyment

Ten sezon jest eksperymentem. Pierwszy z tak długą przerwą między pucharowymi startami, pierwszy w którym od początku nie ma w planach Touru - Justyna opuściła go też w sezonie olimpijskim, ale wówczas decyzję podjęła w ostatniej chwili. I w którym nie ma biegów łyżwą, poza piątką w Lillehammer i zapewne biegiem łączonym podczas próby przedolimpijskiej w Pjongczang. Będzie więc bardzo mało okazji, by formę Kowalczyk sprawdzić na tle elity biegów. Co wiemy po Kuusamo? Że w sprincie Polkę znów stać na walkę o finały, jeśli wyścig dobrze się ułoży. Że na 10 km klasykiem jest mniej więcej w tym samym miejscu w którym była w sezonach po Soczi. Poprzedni sezon zaczynała podobnie: od ósmego czasu na 10 km klasykiem w biegu pościgowym w Kuusamo, potem było na 10 klasykiem ósme miejsce w Toblach, a pod koniec zimy piąte miejsce, najlepsze w sezonie, w Montrealu.

Już za tydzień w Lillehammer będzie można porównać formę i w sprincie i na 10 km. Choć dla Kowalczyk liczy się w tym sezonie tylko ta druga konkurencja. Zapowiadała, że zostaje w sporcie na jeszcze dwa lata dla dwóch biegów: 10 w Lahti i 30 klasykiem w igrzyskach w Pjongczang.

Zapaść Kalli

Największą zagadką niedzieli był start Charlotte Kalli. Szwedka latem miała problemy z kręgosłupem, ostatnio była przeziębiona, wycofała się z próby w Pucharze FIS, zrezygnowała ze sprintu w Kuusamo. Ale na 10 km klasykiem miała być gotowa, a prąd odcięło jej już po dwóch kilometrach. I to tak spektakularnie, że Szwedka chwilami zwalniała do marszu. Mówi, że nie przeżyła jeszcze czegoś takiego w karierze. Nie była w stanie nabrać rozpędu, odnaleźć rytmu. Dotarła na metę piąta od końca, ponad cztery minuty za Bjoergen. A cały stadion bił jej brawo. Mistrzom należy się szacunek, nawet gdy nie spełniają oczekiwań.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.