Międzynarodowa Federacja Narciarska znalazła się w ogniu krytyki, gdy stało się jasne, że gwiazdy biegów pod kątem obecności zakazanych substancji badane są znacznie rzadziej niż powinny. FIS postanowił się bronić i podzielić się danymi, które w innych okolicznościach nie miałaby prawa zostać przedstawione komukolwiek innemu niż tylko samej zawodniczce i jej krajowej federacji.
- W przypadku, gdy sam sportowiec publicznie mówi o testach, którym został poddany, dezinformując przy tym opinię publiczną, czujemy się w obowiązku zareagować. Marit Bjoergen mija się z prawdą. Po raz ostatni testowi dopingowemu poddana została w maju - tłumaczy Sarah Fussek z departamentu FIS do walki z dopingiem.
Cztery miesiące przerwy Johaug, pięć Bjoergen. A jak to wyglądało w przypadku Justyny Kowalczyk? Polka, mimo że od dwóch lat nie jest zawodniczką ścisłej czołówki, jak wynika z naszych informacji, miała od końca ostatniego sezonu do października pięć testów w trzech podejściach. A w tych latach, gdy była w czołówce, rzadko się zdarzał miesiąc bez choćby jednego niezapowiedzianego testu.
Therese Johaug, u której wykryto w październiku obecność zakazanego clostebolu, grozi nawet czteroletnia dyskwalifikacja. Ostateczne decyzje w jej sprawie zostaną prawdopodobnie podjęte w styczniu przyszłego roku.
Najgorsze dopingowe tłumaczenia sportowców. Seks oralny, 40 zjedzonych cielaków. Dziennie