Biegi narciarskie. Jak runęła norweska wiarygodność. "Nie czas biec po chustkę i płakać nad Therese. Czas zapytać: co się do cholery wyprawia w norweskich biegach?"

Nawet jeśli Therese Johaug dostanie za dopingową wpadkę łagodną karę, norweskie biegi narciarskie, tak jak rosyjskie, straciły w 2016 roku wiarygodność na długo. W związku, który zatrudniał ludzi do robienia kanapek biegaczkom, nie było nikogo, kto by sprawdził skład leku?

Therese Johaug zapewniała o swojej niewinności, płakała i uderzała nerwowo w stół. Lekarz kadry podawał się do dymisji. W tej sytuacji mogły uciec najważniejsze słowa z konferencji norweskiego związku narciarskiego w sprawie dopingowej substancji wykrytej u Johaug. Słowa wypowiedziane przez szefa komisji biegów narciarskich związku, Torbjoerna Skogstada: - Dostaliśmy cios prosto w żołądek. A już po wcześniejszych ciosach byliśmy na kolanach. Lekarz kadry pomylił się dwa lata temu w sprawie Martina Johnsruda Sundby'ego. Lekarz kadry pomylił się teraz. Uprawnione są pytania, co jest nie tak z naszymi procedurami. To jest wyzwanie dla naszej reputacji i naprawdę się obawiam, czy wiary w nas nie stracą ci wszyscy wolontariusze, na których pracy opiera się nasze narciarstwo - mówił Skogstad. Mówił o wolontariuszach, którzy pomagają organizować biegi, ale chodzi o wszystkich tych Norwegów, dla których biegi narciarskie są jak świecka religia.

Leki na astmę dla zdrowych

Skogstad jako jedyny za stołem konferencyjnym powiedział to, co wszystkim cisnęło się na usta: że to nie jest zwykła dopingowa wpadka, bo nie da się jej oceniać w oderwaniu od tego wszystkiego, czego się w ostatnich miesiącach dowiedzieliśmy o norweskich biegach narciarskich. Począwszy od ujawnienia dopingowej wpadki Martina Johnsruda Sundby'ego, króla ostatnich Tour de Ski, po wpadkę Therese Johaug, królowej ostatnich Tourów i MŚ. Tak jak nie da się dziś rozpatrywać hipotetycznej wpadki rosyjskiego biegacza w oderwaniu od rewelacji Grigorija Rodczenkowa o systemie tuszowania dopingu zastosowanym podczas igrzysk w Soczi.

Zbyt wiele było w ostatnich miesiącach dziwnych doniesień ze świata norweskich biegów, by przyjmować na wiarę tłumaczenia lekarza Johaug. Nie tylko wpadek podczas badań, ale też oskarżeń reporterów telewizji TV2, że do brania leków dla astmatyków zachęcano również zdrowych biegaczy z męskiej kadry.

Johaug z obrońcy - oskarżoną

Jedna wpadka goni tutaj drugą. Gdy Johaug była na zgrupowaniu w Livigno, tym podczas którego wzięła, jak przekonuje, maść z zakazaną substancją, norweski związek zorganizował tam tradycyjny dzień dla mediów. To wówczas Johaug mocno wzięła w obronę Sundby'ego i innych astmatyków z norweskich kadr, mówiąc że nie robią absolutnie nic złego, że przekaz medialny w tej sprawie jest dla sportowców krzywdzący, a ona sama, choć astmy nie ma, bierze czasem dozwolone leki przeciwastmatyczne, gdy jest przeziębiona.

Wtedy była jeszcze obrońcą w sprawach dopingowych. Dziś jest oskarżoną. Być może nie ze swojej winy. Jej płacz na konferencji chwytał za serce, ale jak napisał komentator "Verdens Gang" Leif Welhaven: "może i to wszystko jest smutne, ale nie jest to czas, by biec po chusteczkę i się w nią wypłakiwać. To jest czas, żeby zapytać: co do cholery wyprawia nasz światek biegów narciarskich? Nasza reputacja legła w gruzach. Mogą sobie z nas drwić wszędzie, zasłużyliśmy. Nie wiadomo, jak dalej wierzyć w jakiekolwiek słowa federacji narciarskiej. Nie da się dalej im ufać" - pisze Welhaven.

2016, rok demontażu potęgi?

To dlatego lato i jesień 2016 mogą przejść do historii jako czas demontażu największej biegowej potęgi ostatnich lat. Z dopingowych oskarżeń musiał się tłumaczyć lider i liderka norweskich kadr, z obu kadr musieli odejść lekarze (z żeńskiej odszedł też wieloletni trener Egil Kristiansen, twórca dekady sukcesów Norweżek, ale jego odejście miało powód niezwiązany ze sprawami dopingu). A straty wizerunkowe Norwegów są dużo poważniejsze niż Rosjan. Trochę przypominają sytuację, w jakiej się teraz znajduje kolarska grupa Sky, bombardowana kolejnymi podejrzeniami z powodu przypadłości Bradleya Wigginsa, jego TUE na triamcynolon, tajemniczej paczki, jaka miała dotrzeć do Sky na jeden z wyścigów Wigginsa (Brytyjska agencja antydopingowa prowadzi w tej sprawie dochodzenie). Bo norweskie kadry biegaczy i biegaczek to narciarskie odpowiedniki grupy Sky: najbogatsze, najnowocześniejsze i z kraju, który chętnie poucza innych w sprawie dopingu.

Norwegia ratuje świat, a u siebie nie potrafi nawet sprawdzić składu leków

Norwescy wysłannicy pomagają w walce z dopingiem na całym świecie. A okazało się, że u siebie nie potrafią nawet sprawdzić składu leków który podają swojej największej gwieździe, ani ustalić we właściwy sposób dawki Ventolinu do nebulizatora, który podawali Sundby'emu. Mało tego, z tą dawką pomylili się nie raz, ale co najmniej dwa razy (u Sundby'ego wykryto zbyt dużą dawkę po dwóch biegach Tour de Ski 2014/2015) co podpowiada, że nie był to przypadkowy błąd, tylko - zakładając najlepszą dla nich wersję - zła praktyka.

Jak to się wszystko mogło zdarzyć w federacji najbogatszej i uważanej za najlepiej zorganizowaną na świecie? Federacji którą stać na dwupiętrowe tiry serwisowe i na zatrudnienie na czas Tour de Ski ludzi do robienia kanapek dla biegaczek? Najwidoczniej pora teraz na etat dla sprawdzacza ulotek o składzie i działaniu leków.

Najłagodniejsza kara za clostebol: trzy miesiące

Britha Rokenes, szefowa norweskiej agencji antydopingowej, czyli tej instytucji, która osądzi Johaug w pierwszej instancji, mówi, że ważne będzie, czy biegaczka i jej lekarz dochowali należytej staranności. Szwedzi z "Expressen" przeanalizowali kary wymierzane za clostebol. W większości z 27 przypadków wykrycia tego sterydu kara była maksymalna, czyli dwa lata. Teraz, po nowelizacji przepisów, kara wzrosła do czterech lat. Najkrótsza orzeczona dyskwalifikacja to trzy miesiące.

Eksperci mówią, że jest mnóstwo innych maści którą można zastosować przy takich problemach. Podanie akurat tej ze sterydem anabolicznym to po prostu idiotyzm. I jednak każe trochę inaczej spojrzeć na słowa Johaug, że przepisywano jej leki na astmę przy przeziębieniach. Nie jest to zakazane. Nie jest też idiotyzmem, jak w przypadku tej maści ze sterydem. Ale nie wydaje się szczególnie etyczne.

Ucierpią ci, którzy są naprawdę chorzy

Przez lata krytykowano Norwegów za to, że tyle ich biegaczek i tylu biegaczy ma pozwolenie na leki na astmę. Ale czy nam się to podoba czy nie, to jest legalne. Polska ma troje mistrzów olimpijskich, którzy byli w tej sytuacji: Otylię Jędrzejczak, Roberta Korzeniowskiego i Leszka Blanika. Marit Bjoergen, Heidi Weng, Ingvild Flugstad-Oestberg czy Maiken Caspersen Falla mają stwierdzoną astmę i dopóki nikt wyników badań nie podważy, mają pełne prawo brać leki. Nie robią nic złego. Zresztą, ich lekarstwa nie są już od kilku lat zakazane, jeśli są podawane w określonej dawce. Ale jak przekonywać o ich czystych intencjach właśnie teraz? To ci Norwegowie którzy są rzeczywiście chorzy, najbardziej na ostatnich wydarzeniach ucierpią. I ucierpią z winy swojej federacji, która w sprawie astmy zapędziła się za granice etyki, a może i po prostu za granicę przepisów.

Astma i nieetyczny eksperyment

Nie chodzi tylko o wspomniany reportaż telewizji TV2 (tej samej, która pierwsza zwróciła uwagę na ostrzeżenie dopingowe na opakowaniu Trofoderminu) o namawianiu zdrowych do brania leków (dozwolonych przepisami, ale wymagających recepty). Po tej sprawie norweski związek narciarski powołał specjalną komisję śledczą. Ale jeszcze bardziej podejrzanie wygląda historia z 2011, gdy specjaliści ze związku narciarskiego i Olympiatoppen, czyli sztabu który dba o przygotowanie elity norweskich sportowców, zrobili eksperyment, serwując trzy leki, w tym dwa na astmę, biegaczom narciarskim i biatlonistom. By sprawdzić działanie tych specyfików na zdrowych i chorych. Na eksperymenty na zwierzętach i ludziach trzeba mieć zgodę lokalnego komitetu bioetycznego. Gdy eksperyment wyszedł na jaw w 2016, norwescy działacze najpierw zapewnili, że zgodę mieli. A potem sobie przypomnieli, że jednak nie mieli. I to już jest bardzo niepokojące. Bo oznacza, że eksperyment służył tylko i wyłącznie poprawie własnych wyników, nie miał żadnego celu naukowego. Sprawie zaczęła się przyglądać państwowa komisja zdrowia.

Dużo tego jak na kilka miesięcy. I jak na taką potęgę. Od jakiegoś czasu słychać było, że w norweskich biegach był już dobrobyt tak wielki, że zaczęły narastać podziały, zazdrość i pewne sprawy zaczną wyciekać do mediów. Mówi się, że są sportowcy zbyt wielcy by upaść. Ale może to była akurat była historia sukcesu zbyt wielkiego, by mógł dalej spokojnie trwać.

Zobacz wideo

Agnieszka Radwańska wygrała 20 turniejów WTA. Jak się przez ten czas zmieniała [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.