Biegi narciarskie. Astmatyczna burza

Norwegowie podawali leki na astmę również zdrowym narciarzom. "Aftenposten": Czas powiedzieć, że Kowalczyk miała w tej sprawie rację. Justyna Kowalczyk: - Trzeba skończyć ze wszystkimi odstępstwami od dopingowych zakazów.

Najpierw przez leki na astmę najadł się wstydu wielki Martin Johnsrud Sundby, a teraz wyszło na jaw, że Norwegowie podają leki nie tylko chorym, ale też zdrowym narciarzom. - Dopingujecie - atakują Szwedzi i Finowie.

"Czas powiedzieć, że Kowalczyk miała rację w sprawie astmy" - pisze komentator "Aftenposten" po najnowszych rewelacjach o podawaniu leków w kadrze Norwegii wszystkim chętnym, niezależnie od tego, czy są chorzy, czy nie. Ten cytat z piątkowego "Aftenposten" to najmocniejsze zdanie, jakie padło z norweskiej strony przez ponad sześć lat wojny o astmę w biegach. Wojnę zaczęła Justyna Kowalczyk podczas igrzysk w Vancouver, mówiąc po przegranej z Marit Bjorgen, że Marit "przyjechała się tu nawdychać", "do igrzysk przygotowywała się w aptece" i bez pozwolenia na lek na astmę nie zdobywałaby złotych medali.

Obie strony potraktowały spór bardzo emocjonalnie i każda trwała przy swoim. Justyna i jej trener Aleksander Wierietielny przy tym, że lek udrażniający drogi oddechowe musi dawać przewagę w sporcie wytrzymałościowym. Norwegowie - że lek tylko wyrównuje szanse chorych na astmę w rywalizacji ze zdrowymi, przywracając normalną sprawność układu oddechowego. I że w norweskiej kadrze chorych jest tak dużo, bo tamtejsze mroźne zimy sprzyjają rozwojowi astmy wysiłkowej. Marit była akurat jedną z niewielu chorych, którzy mówili o sprawie otwarcie. Podała nazwę leku i deklarowała: bez symbicortu [dostała na niego pozwolenie w 2009] nie byłabym najlepsza na świecie.

W tym sporze - tylko wyrównuje szanse chorych czy już daje przewagę nad zdrowymi - lekarze sportowi brali zdecydowanie stronę Norwegów. Lekarze specjaliści od chorób układu oddechowego byli dużo bardziej wstrzemięźliwi. Ale w sprawie afery, która właśnie wybuchła w Norwegii, już wstrzemięźliwi nie są.

- Usłyszeliśmy: tu jest nebulizator z lekiem na astmę, każdy może go użyć. Trochę się zdziwiliśmy, bo po co mamy go używać, jeśli nie jesteśmy chorzy - mówią biegacze z norweskiej kadry w wyemitowanym 25 sierpnia reportażu telewizji TV2, który rozpętał burzę. Już drugą astmatyczną burzę w biegach tego lata. Pierwsza dotyczyła słynnego chorego biegacza. Obecna - anonimowych zdrowych.

Ten słynny chory to Martin Johnsrud Sundby. Najlepszy biegacz Pucharu Świata w ostatnich sezonach, zwycięzca ostatniego Tour de Ski. Sundby jest astmatykiem, ma pozwolenie na branie leku ventolin w zwiększonych dawkach (dawki małe są dozwolone dla wszystkich, w założeniu: dla wszystkich, którym przepisze je lekarz). Ale nie miał takiego pozwolenia w sezonie 2014/15, gdy podczas dwóch etapów Tour de Ski wykryto u niego salbutamol, składnik ventolinu, w przekraczającym normę stężeniu. Salbutamol można brać tylko w dawce nieprzekraczającej 1600 mikrogramów na dobę i nie wolno przyjmować go inaczej niż wziewnie (z symbicortem jest podobnie, tylko tam chodzi o formoterol, jego nie wolno wdychać dziennie więcej niż 54 mikrogramy formoterolu). Mówiąc prościej: brać nie więcej niż 14 wdechów na dobę. Producent zaleca chorym mniej: góra 1-2 wdechy co cztery godziny. Tu już argument o wyrównywaniu szans odpada.

Sundby stracił punkty za wspomniane dwa etapy Tour de Ski, a przez to - końcowe zwycięstwo w Tourze. I w konsekwencji triumf w całym Pucharze Świata 2015/16. Ale oficjalnie nie został uznany za dopingowicza. W orzeczeniu Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu sędziowie uznali, że Sundby w dobrej wierze zaufał lekarzowi kadry, a ten zaaplikował do nebulizatora złe stężenie leku. Za aferę stratą pracy zapłacił wspomniany lekarz, Knut Gabrielsen. Trudno mówić o jego przypadkowej pomyłce, raczej o złej praktyce, skoro do przekroczenia normy doszło dwukrotnie.

Ale naprawdę gorąco zrobiło się teraz, gdy najpierw biegaczka z lat 90. Siri Halle opowiedziała, jak sztab kadry przekonał ją do brania ventolinu i jak w testach wyszło jej, że jest astmatyczką, mimo że nigdy się nią nie czuła. A teraz zachowujący anonimowość biegacze opowiedzieli, że nebulizator, przyczyna nieszczęść Sundby'ego, był w kadrze do dyspozycji wszystkich, chorych i zdrowych. Oni usłyszeli zachętę przed zawodami Pucharu Świata w sezonie 2015/16.

Szef norweskich biegów Vidar Lofthus najpierw mówił, że nie było przypadku podawania leków zdrowym, a potem się poprawił: nie było podawania leków bez potrzeby. Jego zdaniem chodziło o prewencję. - Układ oddechowy to najważniejsze narzędzie biegacza. Musimy się o to zatroszczyć, bo tych ludzi czeka życie po karierze. A lek jest dozwolony, używamy go tak jak paralginu i ibuxu - mówi Lofthus, wymieniając nazwy leków przeciwbólowych.

Tłumaczeń Lofthusa nie przyjmuje lekarz szwedzkiej kadry Per Andersson. - Jeśli podajesz lek zdrowym, prewencyjnie, wkraczasz na bardzo niebezpieczną ścieżkę - mówi. Szef fińskiej komisji antydopingowej Timo Seppälä uderzył jeszcze mocniej: - To jest doping. Nie ma czegoś takiego jak podawanie leku na astmę, który ma ochronić przed astmą w przyszłości. Przeciwnie, takie podawanie naraża na przyszłą astmę.

- Nigdy nie słyszałem o takiej prewencji astmy - potwierdza w rozmowie z dziennikiem "Verdens Gang" doktor Malcolm Sue-Chu, pulmonolog ze szpitala Świętego Olafa w Trondheim. I mówi, że to złamanie zasad, lekarz nie powinien przepisywać leku komuś, kto nie jest chory.

Justyna Kowalczyk o tej konkretnej sprawie nie chce się wypowiadać. - Natomiast co do zasad sportu uważam, że wszystkie furtki powinny być zamknięte. Nie powinno być żadnych odstępstw od listy leków zakazanych. Za każde odstępstwo niech będzie kara. Sama za odstępstwo zostałam kiedyś ukarana [dyskwalifikacją za leczenie dexometazonem, lekiem, którego można było użyć, o ile się to zgłosiło służbom antydopingowym, a zgłoszenia zabrakło] - mówi Kowalczyk. - I dobrze, że zostałam ukarana. Tak powinno być z każdym.

Więcej o:
Copyright © Agora SA