Adam Ma³ysz znów pierwszy w kwalifikacjach - korespondencja z Bischofshofen

Adam Małysz znów pierwszy w kwalifikacjach - korespondencja z Bischofshofen

Znowu to samo. Znowu teatr jednego aktora. To już zaczyna być nudne - narzekał po skoku Polaka słynny Austriak Andreas Goldberger. Pokręcił głową, założył narty na plecy i poszedł ze skoczni, zrezygnowany jak reszta rywali Małysza. Bo ten znowu skoczył niemal idealnie. Dostał trzy noty po 20 pkt. i dwie 19,5. Lepiej technicznie sędziowie ocenili tylko Janne Ahonena (cztery 20, jedna 19,5), ale Fin osiągnął 127 m. Przegrał z Polakiem o 6,5 pkt.

Konkurs zacznie się dziś o 13.45. W ostatniej parze skakać będą Małysz i... Japończyk Noriaki Kasai, czyli dojdzie do pojedynku lidera i wicelidera Turnieju Czterech Skoczni. Japończykowi zupełnie nie udał się skok treningowy i gdyby nie to, że zajmuje miejsce w pierwszej piętnastce PŚ, w ogóle nie wszedłby do konkursu. Na razie Kasai traci do Małysza ponad 38 pkt. Aby wygrać z Polakiem, zakładając, że obaj dostawać będą podobne noty, musiałby pokonać go w sumie o ponad 20 m (jeden to 1,8 pkt.).

Czy jest to możliwe? - Wszystko jest możliwe - powiedział Małysz. - Dzisiejsze skoki dodały mi pewności, ale jestem przygotowany na to, że jutro walka będzie na całego. Jestem już zmęczony tym turniejem. Skoki, przejazdy, przeprowadzki... Sukcesy osładzają wszystko. W stronę samochodu [nagrodą za zwycięstwo w TCS jest najnowszy model Audi Quattro wart 50 tys. marek - przyp. red.] jeszcze nie patrzę. Po co się denerwować?

- Czy lubię skocznię w Bischofshofen? Trudno powiedzieć. W 1997 r. byłem tu drugi, a rok temu w ogóle nie zakwalifikowałem się do konkursu. Teraz idę odpocząć. Będę słuchał muzyki. Ostatnio dostałem od doktora kasetę z nagraniami zespołu Arka Noego. Jestem zachwycony. Słucham tych nagrań na okrągło - dodaje Małysz.

Małysz, tak jak w Oberstdorfie, Ga-Pa i Innsbrucku, wystąpi dziś z numerem 1. - Na początku to mnie trochę paraliżowało, ale teraz się już przyzwyczaiłem - powiedział mieszkaniec Wisły.

Do dzisiejszego konkursu zakwalifikował się także Wojciech Skupień - jego rywalem będzie mało znany Norweg Olav Magne Doennem. - Mój plan maksimum zakładał, że będę w pierwszej piętnastce turnieju - powiedział Skupień, który skoczył 104,5 m. - Ciągnąłem do końca i dlatego trochę zachwiało mną przy lądowaniu. Od nieudanego, drugiego skoku w Innsbrucku nie mogę się pozbierać. Pogubiłem się przy najeździe na próg. Jeszcze się nie mogę w tym wszystkim połapać. Nogi nie pracowały tak jak trzeba.

- Jak nogi nie pracują, to znaczy, że jest zmęczony - powiedział dr Żołądź. - Plan na dziś jest taki, że o 22 wszyscy śpią. W czwartek dotarliśmy na miejsce dopiero ok. 22. Nim zjedliśmy kolację, położyliśmy się spać, była prawie północ. A człowiek po wysiłku, aby organizm się zregenerował, musi leżeć przynajmniej osiem godzin.

Do pięćdziesiątki awansował także niespodziewanie Tomasz Pochwała, dla którego to pierwszy tak udany występ w Pucharze Świata. Wcześniej 17-letni zakopiańczyk startował w PŚ tylko podczas konkursów w rodzinnym mieście, gdzie Polska jako organizator i gospodarz może wystawić kilkunastu zawodników. W Bischofshofen Pochwała skoczył 96,5 m (47. miejsce) i dziś jego rywalem będzie Fin Risto Jussilainen.

Turniej ma już z głowy Robert Mateja. Wylądował na 88,5 m. - Jadę, jadę po tym rozbiegu i... pojechałem dalej - tłumaczył słaby skok Mateja.

Wczorajszy trening (dwa skoki) i kwalifikacje odbywały się w niemal perfekcyjnych warunkach. Była dodatnia temperatura i nie wiało. Zdaniem wszystkich, jeśli takie warunki będą także podczas konkursu, Adam Małysz zostanie pierwszym w historii Polakiem, który wygra Turniej Czterech Skoczni. Być może także - pierwszy w ogóle - przekroczy barierę 1000 pkt. Do tej pory najlepsze miejsca polskich skoczków to piąte lokaty Antoniego Wieczorka (1962) i Stanisława Bobaka (1975).

Na skoczni w Bischofshofen polscy zawodnicy odnosili najwięcej sukcesów w historii - aż pięciokrotnie stawali na podium (Bobak był w 1976 r. drugi, Małysz zajął tę lokatę w 1997 r., kiedy pokonał go Niemiec Dieter Thoma, a Piotr Fijas trzykrotnie - '79, '80 i '85 - był trzeci). Na trzech pozostałych skoczniach - licząc tegoroczne sukcesy Małysza - nasi skoczkowie byli na podium łącznie osiem razy.

Kto wygra Turniej Czterech Skoczni

Dla Gazety

Jerzy Żołądź

fizjolog polskiej kadry

Sądzę, że Adam. Jednak w skokach wszystko jest możliwe. Ale popatrzmy, bo właśnie on skacze [rozmawialiśmy podczas pierwszej serii treningowej - R.B.]. O! I to jest odpowiedź. 135,5 m, tylko o dwa mniej niż rekord skoczni. Co on wyprawia...

Wracając do pytania. Jeśli warunki będą takie jak dziś, nie powinien mieć sobie równych. Jeśli będzie wiatr, kołowrotek, zmienne warunki, to wszystko można stracić w jednym skoku. Wtedy zawodnicy mają nierówne szanse, ale Adam ma tak dużą przewagę, że nie powinien jej stracić. Pokazuje, gdzie jest jego miejsce. Skoki na treningu i w kwalifikacji to sygnały dla rywali, że spał dobrze, bez żadnych koszmarów.

Walter Hofer

dyrektor Turnieju Czterech Skoczni

Panowie są z Polski i wiem, jakie nazwisko chcieliby ode mnie usłyszeć. Niestety, ja nie mogę mieć faworyta. Z każdego zwycięzcy będę tak samo dumny i serdecznie mu pogratuluję. Niemiecka prasa oraz były słynny skoczek Jens Weissflog zarzucają mi, że faworyzuję Adama Małysza, obniżając rozbieg. Chcieliby, żeby był wyższy, wtedy większe szanse na długie skoki mieliby m.in. Martin Schmitt lub Sven Hannawald. Moja odpowiedź jest taka, że zawsze rozbieg dostosowujemy do najlepszego zawodnika turnieju, a na razie takim jest Polak. Gdybyśmy zbytnio podnieśli rozbieg, Małysz leciałby na 140 m albo dalej, a to byłoby już niebezpieczne.

Robert Błoński, Michał Pol, Bischofshofen not. lop, rb, Bischofshofen

Copyright © Agora SA