Tomasz Sikora: Za srebrnym medalem igrzysk w Turynie. Miejsce na podium PŚ pokazuje, że byłem w stanie rywalizować z najlepszymi cały sezon, a nie tylko w jednym, dwóch biegach. Największą satysfakcją jest to, że byłem najrówniejszym biatlonistą. Nie wypadłem nigdy z dwudziestki, nie udało się to nawet Bjoerndalenowi.
- Spełniłem marzenie. W listopadzie mówiłem, że chciałbym być liderem choć jeden dzień. Udało się przez 42. Marzenie zrealizowałem z nawiązką, ale apetyt rósł w miarę jedzenia. Chciałem zachować prowadzenie do końca, ale był zawodnik lepszy ode mnie. Bjoerndalen wygrał zasłużenie. Przegrać z nim to nie wstyd.
- Starty w Kanadzie, gdy wychodziłem z przeziębienia, były koszmarem. Biegałem z kaszlem, katarem, czułem się fatalnie. Ledwo dobiegłem, a właściwie doczołgałem się do mety.
- Mistrzostwa świata w Korei. W każdym biegu byłem blisko medalu, ale nie udało się stanąć na podium mimo świetnej formy biegowej. Gdybym miał medal MŚ, ale przegrał z Bjoerndalenem w PŚ, uznałbym ten sezon za wielki sukces.
Porażką była też końcówka sezonu, gdy straciłem prowadzenie nie tylko w klasyfikacji generalnej, ale też w klasyfikacji sprintu. To zabolało najbardziej.
- Szansa była duża. Przez przeziębienie kompletnie rozsypała się forma biegowa. Wcześniej miałem najlepsze czasy spośród 120 zawodników, a potem spadłem do trzeciej dziesiątki. To przepaść. Uratować mogła mnie strzelnica, ale nie uratowała. Gdyby nie przeziębienie, walczyłbym z Bjoerndalenem do końca.
- Z przemęczenia podróżą. Z Korei wracaliśmy ponad 30 godzin. To dla mnie nauczka. W tak ważnym momencie nie może się przytrafić przeziębienie. Popełniłem błąd, że się nie upilnowałem.
- W walce ze Svendsenem pomógł... internet, bo zobaczyłem wyliczenia, który muszę być na 15 km, by na pewno obronić drugie miejsce. Potem okazało się, że Svendsen pobiegł na tyle słabo, że nie było się czym martwić.
- Raz udzielaliśmy razem wywiadu norweskiej telewizji. Bjoerndalen wypowiadał się ciepło na mój temat. Powiedział jednak, że nie był zaskoczony. Stwierdził, że już latem wiedział, że będę groźny, bo widział mnie na lodowcu. Zauważył zmiany w sprzęcie, świetną ekipę serwismenów, no i moją dyspozycję biegową.
- Doniesienia w mediach były przesadzone. Rosyjska publiczność w ostatnich latach zachowuje się coraz lepiej. Kiedyś zdarzało się buczenie na strzelnicy, teraz zawody w Rosji niczym się nie różnią od niemieckich.
- Dla biatlonu to zła wiadomość. Nasz sport wydawał się jednym z czystszych. Nie wierzyłem, że może u nas być doping. Miałem w tym sezonie rekordową liczbę kontroli. W Oestersund na początku sezonu brali mnie na kontrolę nawet w dni wolne. Wzięli zresztą tego dnia, gdy wpadł Dmitrij Jaroszenko. Nie wiem, jak w takiej sytuacji można jeszcze oszukiwać.
- To szukanie sensacji. Oficjalną wersją była choroba. Z tego, co wiem, tak było.
- O strzelanie oczywiście.
- Mówiłem już w połowie sezonu, że byłem zaskoczony formą biegową. Okazało się, że przy szybkim biegu nie jestem w stanie utrzymać skuteczności. W jakiś niezauważalny sposób szybszy bieg przeszkadzał.
Dopiero pod koniec udało się wyeliminować błędy. Uporządkowałem wszystko w głowie. Długo analizowałem zepsute strzelania, oglądałem na wideo. Zacząłem traktować każdy strzał indywidualnie, przestałem strzelać serią. Pomogło. Niestety, nie byłem już w dobrej formie biegowej. Gdyby przełożyć strzelanie z końca sezonu na początek, a bieg z początku na koniec, to byłby ideał.
- Podtrzymuję to. Strzelectwo i biatlon to różne dyscypliny. Niemka Magdalena Neuner zatrudniła latem mistrza świata w strzelectwie i nic nie zyskała.
- Do tego sezonu przygotowywałem się na początku samodzielnie. Chciałem odpocząć od grupy, pojechać w nowe miejsca. Potrzebowałem psychicznej odmiany. Biegowo wyszło super, ale ze strzelaniem nie, bo podczas przygotowań nie miałem obok siebie trenera Romana Bondaruka. Myślę, że strzelanie byłoby lepsze, gdyby latem był na miejscu i wychwycił, co robiłem źle. To też był spory błąd w tym sezonie.
- Wracam do grupy, koniec z treningami indywidualnymi. Wszystko wskazuje na to, że będę spędzał więcej czasu z kadrą kobiet. Męska kadra po prostu na razie nie będzie objęta programem olimpijskim. Nikt poza mną nie spełnia kryteriów.
- Są płaskie, z małą liczbą podbiegów. Kiedy je zobaczyłem, stwierdziłem, że to nie dla mnie, że nie może być dobrze, bo ja lubię długie i ciężkie podbiegi. Ale usiedliśmy z trenerem i na spokojnie zmodyfikowaliśmy plan przygotowań do igrzysk. Bardzo ważny będzie trening siłowy. Trzeba będzie mieć siłę w nogach, by ścigać się dobrze po płaskim. Latem będzie dużo nartorolek, a potem jak najszybciej narty.
Nie przypominam sobie, gdzie w Europie są trasy zbliżone do tych w Kanadzie, ale trzeba będzie coś znaleźć. Puchar Świata będzie teraz mniej ważny, niektóre zawody możemy odpuścić.
- Nie narzekam na narty, odkąd zmieniłem przed sezonem madshusy na fishery. Latem dostanę sto par i pojedziemy z serwismenami wybrać kilkanaście, które zabiorę na zawody. Fisher traktuje mnie jako zawodnika z czołówki światowej, mam sprzęt najwyższej klasy.
W smarowaniu na duży mróz jesteśmy przygotowani perfekcyjnie. Gorzej z cieplejszą pogodą. Nad tym musimy popracować.
- Wszystko zależy od wyników.
- Jeśli się nie denerwuję, to zły znak. Znaczy, że mi nie zależy. Na razie wciąż czuję stres.
- Trafiony w dziesiątkę. Właśnie zastanawiałem się, jaką sobie kupić książkę. Na czytanie artykułów o sobie nie mam czasu w trakcie sezonu. Teraz wreszcie zobaczę, co pisaliście.
- Przedłużam sezon. Każdy z czołówki tak robi. Chodzi o powolne roztrenowanie. Nie można od razu zapaść się w leżaku. Po mistrzostwach jadę jeszcze na zawody na Kamczatkę. Dopiero potem do ciepłych krajów na wakacje z rodziną.
- Bardzo lubię tenis, ale od dwóch lat nie gram, bo mam problemy z barkiem. Nie będę ryzykował.
- Nie powiem ani słowa aż do lutego roku. Proszę o cierpliwość. Jeśli spełnianie marzeń pójdzie tak dobrze jak w tym sezonie, będę spokojny.
35 lat. Urodził się i mieszka w Wodzisławiu. Mistrz świata na 20 km z Anterselvy (1995), wicemistrz na 20 km z Oberhofu (2004), srebrny medalista igrzysk w Turynie na 15 km (2006), wielokrotny mistrz Europy. W PŚ startuje od 16 lat, zawody indywidualne wygrał pięciokrotnie. W 2006 r. zdobył małą Kryształową Kulę w sprincie. W tym sezonie sześć razy na podium (jedno zwycięstwo). Po raz pierwszy w karierze stanął na podium generalnej klasyfikacji PŚ. Żonaty, ma dwójkę dzieci.