Narciarstwo alpejskie. Tragedia w Val d'Isere

22-letni Silvano Beltrametti jechał prawdopodobnie po pierwsze w karierze zwycięstwo w Pucharze Świata. Nie dojechał.

Narciarstwo alpejskie. Tragedia w Val d'Isere

22-letni Silvano Beltrametti jechał prawdopodobnie po pierwsze w karierze zwycięstwo w Pucharze Świata. Nie dojechał.

Beltrametti był jak samoloty, które wbiły się w wieże World Trade Center. Przez płachtę, która powinna go zatrzymać, po prostu przeleciał jak pocisk - stwierdził sędzia, który w sobotę stał na trasie Oreiller - Killy w Val d'Isere kilkanaście metrów od miejsca, w którym Szwajcar stracił równowagę. W dwóch trzecich stoku był wyraźnie szybszy od rywali. Trzecie miejsce zdobyte dzień wcześniej w supergigancie dodało mu wiary w siebie. Trenerzy już od roku powtarzali, że jest jednym z najzdolniejszych młodych specjalistów od biegu zjazdowego.

"Atakuj, atakuj!" - krzyczał jeszcze w sobotę rano w chwili jego startu szef szwajcarskich zjazdowców, do niedawna opiekun Hermanna Maiera, Dieter Bartsch. I Beltrametti rzeczywiście atakował. Jego prędkość chwilami przekraczała 120 km/h. Po ponad minucie zjazdu po stoku przypominającym bardziej lodowisko niż śnieżną trasę na ostrym wirażu w prawo Szwajcar stracił jednak na ułamek sekundy panowanie nad nartami... Stojący na dole trasy kibice zobaczyli na wielkim ekranie, jak narciarz w mgnieniu oka znika z trasy. Gdy kamerzysta pokazał olbrzymią dziurę, jaka została po locie Beltramettiego w zabezpieczającej trasę kevlarowej płachcie i specjalnej ratunkowej siatce, z setek gardeł wyrwał się jęk przerażenia.

Po kilkudziesięciu sekundach przy rannym lądował już ratunkowy helikopter. Szwajcar leżał z pękniętym kaskiem na kamiennym piargu, tuż obok materaca otulającego podstawę słupa kolejki linowej. Beltrametti nie stracił przytomności - pluł krwią, miał kłopoty z oddychaniem i powtarzał bez ustanku, że nie ma czucia w nogach...

Niestety, specjaliści z kliniki w Grenoble, dokąd kilkadziesiąt minut później przetransportowano Szwajcara, szybko potwierdzili najgorsze przypuszczenia. Ich komunikat brzmi jak wyrok: "Zawodnik ma pęknięte kręgi - szósty i siódmy - oraz uszkodzony rdzeń kręgowy, czego konsekwencją jest całkowity paraliż dolnej części ciała". Oznacza to, że 22-letni Beltrametti resztę życia spędzi najprawdopodobniej na wózku inwalidzkim...

Żandarmeria w Val d'Isere natychmiast wszczęła śledztwo, które ma wykazać, czy organizatorzy zawodów nie popełnili żadnych błędów w zabezpieczeniu trasy. Niemiec Günter Hujara, który w FIS odpowiada właśnie za bezpieczeństwo męskich konkurencji, jest jednak przekonany, że wszystko było przygotowane zgodnie z regulaminem. "Była tam płachta i wysoka siatka najnowszej generacji - nie wiem, co można jeszcze dodać innego" - stwierdził. Nie chciał jednak komentować, dlaczego oba zabezpieczenia pękły, jakby były wykonane z delikatnej bibułki. "W biegu zjazdowym, zwłaszcza na tak oblodzonej trasie jak ta, krawędzie nart są naostrzone jak brzytwy..." - przyznał kolega Beltramettiego z szwajcarskiej ekipy Didier Cuche. "Może powinno się wszędzie dawać podwójne siatki?" - zastanawiał się na głos Francuz Joël Chenal.

Copyright © Agora SA