Dziewczyny z Wisły zaczęły trenować skoki narciarskie

Wszystko, co najlepsze w naszych skokach narciarskich, przychodzi z Wisły. Po sukcesach Adama Małysza miasteczko może pochwalić się pierwszą w Polsce sekcją skoków narciarskich kobiet

Dziewczyny z Wisły zaczęły trenować skoki narciarskie

Wszystko, co najlepsze w naszych skokach narciarskich, przychodzi z Wisły. Po sukcesach Adama Małysza miasteczko może pochwalić się pierwszą w Polsce sekcją skoków narciarskich kobiet

Trenują tak samo jak skoczkowie. Po trzy godziny sześć dni w tygodniu. Najpierw przygotowanie gimnastyczne, potem próby "na sucho", wreszcie kilka skoków. - Każdy skok wymaga wiele wysiłku. Średnio więc w ciągu jednego treningu młode osoby skaczą po pięć, sześć razy. Więcej po prostu by nie wytrzymały, choć ochotę do oddawania skoków mają wielką - mówi Jan Szturc, wujek i jednocześnie pierwszy trener Adama Małysza, który prowadzi treningi dziewczyn.

Jestem kuzynką Małysza!

Dlaczego w ogóle skaczą? Najłatwiejszą odpowiedź ma Magda Szturc. - Jak to dlaczego? Jestem kuzynką Adama Małysza, a więc chcę skakać tak dobrze jak on! Trenowałam do tej pory biegi narciarskie, ale gdyby przyszło mi teraz wybrać, to wolę skoki. Trening jest tak samo męczący, ale samo skakanie jest przyjemniejsze od biegania - mówi rezolutna 13-latka.

Dorota Żyła skakanie na nartach traktuje raczej jako letnią przygodę. - Na co dzień uczę się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku i jeżdżę na snowboardzie. Lubię skakać, ale nie wiem, czy będę to robiła po wakacjach. Będę chciała, ale na razie nie wiem, jak pogodzić trening snowboardu z treningiem skoków. Skakanie w mojej rodzinie nie jest niczym nowym. Mój brat, choć ma 13 lat, to już od sześciu regularnie trenuje w KS Wisła - podkreśla.

Inne dziewczyny zgodnie tłumaczą, że najsilniejszym bodźcem do tego, by zaczęły skakać, były tegoroczne wyniki Adama Małysza. Z pasją opowiadają o tym, że on też jest z Wisły. Zapytane o to, czy lubią jakiegoś innego skoczka, po dłuższej chwili mówią zgodnie: - No, może jeszcze być Martin Schmitt, ale Adam i tak jest najlepszy!

Nic się jej nie stanie

Pierwsze treningi szkółki dla dziewczyn rozpoczęły się przed dwoma miesiącami. Najpierw zaczęły skakać siostry Małgorzata i Magdalena Kędziorówny. Miesiąc później dołączyły do nich Magdalena Szturc (córka trenera) i Dorota Żyła. - Dziewczyny przychodzą, pytają, oglądają. Myślę, że już niedługo będziemy mogli organizować samodzielne zawody dziewczyn - twierdzi Jan Szturc.

Najbardziej o dziewczyny drżą oczywiście rodzice. - Ja nie boję się skakać, boi się za to moja mama. Mówi, że coś może mi się stać, tata jest bardziej spokojny. Ale co mam zrobić, skoro mi się to podoba? - podkreśla Dorota Żyła. Małgorzata Szturc (mama Magdy) jest bardziej spokojna o córkę: - Wiem, że Magda jest dobrze przygotowana do uprawiania sportu, bo od kilku lat trenuje biegi narciarskie, poza tym jest pod opieką męża. Dlatego wiem, że nic jej się nie stanie.

Rekord po dwóch tygodniach

Wyniki uzyskiwane przez dziewczyny na polskich skoczniach trudno uznać - delikatnie mówiąc - za rewelacyjne. Niedawno, na zawodach na igelicie w Szczyrku, został ustanowiony pierwszy rekord Polski w skokach narciarskich. Pierwszą rekordzistką była Dorota Żyła, która pofrunęła na odległość... 17,5 m. To jednak tylko oficjalny rekord ustanowiony na zawodach. Na treningu w Czechach Dorota na skoczni K-70 lądowała sporo ponad 20 m. Wyniki te jednak nie mogły zostać uznane za krajowe rekordy. - Kiedy Dorota osiąga ponad 20 m, ma jeszcze spore problemy z lądowaniem, ale powoli korygujemy te błędy - mówi Jan Szturc.

Marzeniem trenera Szturca z pewnością jest to, by dziewczyny z Wisły skakały tak daleko jak reprezentantki Norwegii, Finlandii czy wreszcie najlepsza dziś Austriaczka Daniela Iraszko, która niedawno przekroczyła granicę 100 m, a teraz przygotowuje się do swych pierwszych skoków na skoczniach... mamucich. - Może my też kiedyś obejrzymy nasze zawodniczki np. w Planicy czy w Harrachovie? - śmieje się Szturc.

Kiedyś była taka jedna

Ledwie dziewczyny z Wisły zaczęły skakać, a już przyszło do nich zaproszenie z Czech na duży turniej. - Niestety, w tym roku nie mogliśmy jeszcze przyjąć zaproszenia, bowiem zdajemy sobie sprawę, że jeszcze nie wszystko jest ułożone tak, jak powinno. Dziewczyny na chwilę obecną nie miałaby najmniejszych szans, ale w przyszłym roku na pewno pojedziemy! - stanowczo dodaje Szturc.

Teraz dziewczyny z Wisły będą startować na turnieju McDonald's Cup w Zakopanem, potem będzie turniej w ich rodzinnej Wiśle. A później? Pora zejść z igelitu i rozpocząć rywalizację na naturalnych, zimowych skoczniach. Dziś mało kto już pamięta, że w Polsce panie już kiedyś skakały. Na przełomie lat 70. i 80. wraz z chłopakami skakała zawodniczka Olimpii Goleszów Grażyna Pytel. Nie osiągnęła jednak spektakularnych sukcesów. Czy tym razem będzie inaczej?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.