Skoki narciarskie. Majster Steff. Jak Stefan Horngacher dał Polakom historyczne złoto

Stolarz z wykształcenia, trener z powołania, krawiec dorywczo. Gitarzysta samouk, grający "Metallicę" tak, że dom drży. Akrobata, który się popisywał skokami w przepaść. Ale jako trener Stefan Horngacher zawsze wolał rolę tego, który stoi w cieniu. Aż wezwała Polska, której dał historyczne złoto konkursu drużynowego na mistrzostwach świata.

To był konkurs w Predazzo. Nie w zimie, tylko w lecie. I nie na skoczni, tylko w jakimś wąwozie. Konkurs, kto z austriackiej kadry zrobi coś najbardziej wariackiego. - Mnie przy tym nie było, ale pokazali mi film. Byłem w szoku. Horngacher skakał z dużej wysokości do rzeki i kręcił salta - uśmiecha się Toni Innauer, legenda austriackich skoków i były szef Horngachera.

Starszy brat Steff

- On miał niesamowitą odwagę. I dryg do takich akrobatycznych szaleństw. Ufał swoim umiejętnościom i był pewny, że nic mu się nie stanie. Cały Steff. Niby ryzykant, a jednak najbardziej odpowiedzialny skoczek w grupie. Był jak starszy brat, który czuje, że się musi zająć tymi młodszymi. Pierwszy kurs trenerski zrobił na swoim przyjacielu Andreasie Widhoelzlu. Przez wiele lat dzielili pokój na zgrupowaniach i Steff uczył swojego młodszego o siedem lat braciszka wszystkiego: zachowania w grupie, techniki, profesjonalizmu, skupienia, podróżowania po wielkim świecie. Mieliśmy z Andy'm sporo problemów. Miał talent, ale to Steff go nauczył być wielkim skoczkiem. Horngacher po prostu czuje, że to on musi wziąć odpowiedzialność i poprowadzić innych - opowiada Sport.pl Innauer.

Kiedy w 2000 roku podczas mistrzostw świata w lotach w Vikersund groźnie wiało, a Walter Hofer upierał się, że mistrzostwa przeprowadzi, to właśnie ten popisujący się saltami w przepaść Horngacher stanął razem z Martinem Schmittem na czele strajku skoczków. Uznali, że Hofer naraża ich zdrowie i życie. Zaczęli zbierać u kolegów podpisy pod deklaracją, że wszyscy wycofają się ze startu. Hofer ustąpił, poczekał na lepszą pogodę. Młodszy braciszek Widhoelzl zdobył wtedy srebro. A Horngacher nigdy w mistrzostwach świata, ani w lotach, ani w zwykłych, nie był wyżej niż na czwartym miejscu. Mistrzem zostawał tylko z drużyną, z nią też zdobył dwa brązowe medale igrzysk, w 1994 i 1998.

"Miał zmysł do latania. Tylko nóg nie miał tak mocnych jak inni"

Predazzo, gdzie skakali do rzeki, to było dla Innauera i jego skoczków wyjątkowe miejsce. Tam zimą 1991 roku zostali najlepsi na świecie. Heinz Kuttin, cudowne dziecko skoków, wygrał konkurs MŚ na średniej skoczni. Stefan Horngacher, nie tak cudowne dziecko, ale jednak wielki talent (Innauer: - Miał zmysł, zwłaszcza do latania, piękną sylwetkę lotnika, czuł rytm skoków, tylko nie miał tak mocnych nóg jak najlepsi na świecie) zdobył tam swoje pierwsze drużynowe mistrzostwo świata. To był jego debiut w MŚ, indywidualnie był piąty na dużej skoczni. Innauer był wtedy trenerem kadry. I wychowawcą przyszłych trenerów i działaczy.

Ze złotej drużyny z Val di Fiemme 91 wszyscy albo trenują, albo dowodzą. Kuttin jest trenerem Austriaków, Horngacher - Polaków, Andreas Felder prowadzi kadrę Austriaczek, A Ernst Vettori jest dyrektorem sportowym austriackiego związku narciarskiego. Zresztą zastąpił w tej roli właśnie Innauera: mistrza olimpijskiego w skokach, trenera mistrzów olimpijskich, nauczyciela w najsłynniejszym gimnazjum narciarskim na świecie (w Stams), działacza. Filozofa i innowatora, który dla ostatniego półwiecza austriackich skoków ma takie zasługi, jak Johan Cruyff dla holenderskiej i katalońskiej piłki.

Horngacher i Kuttin, nierozłączna para

To z Innauerem Horngacher zdobył to, co najcenniejsze. Obydwa drużynowe mistrzostwa świata: nie tylko w Predazzo 91, ale i 10 lat później w Lahti (Innauer zastąpił wtedy doraźnie trenera Alois Lipburgera, który niedługo wcześniej zginął w wypadku). Z Innauerem odniósł pierwsze z dwóch zwycięstw w Pucharze Świata: w 1991 na Kulm (drugie było w 1999 w Zakopanem). To Innauer jako dyrektor sportowy dał mu pierwszą trenerską pracę: w 2002, od razu po tym jak Stefan zakończył karierę skoczka, zrobił go asystentem Fina Hannu Lepistoe w kadrze. A drugim asystentem został Kuttin.

Tak się utrwaliło, że oni są nierozłączną parą. Dwóch dryblasów: nerwowy Kuttin, spokojny Horngacher. Heinz, jak go przed laty opisał Innauer, "zdecydowanie w centrum swojego wszechświata, a wokół długo nic", i Stefan, brat łata. Kuttin, genialny skoczek, który zakończył karierę zbyt szybko. I Horngacher, solidny skoczek, który wycisnął z kariery, co się dało: kończył ją jako 33-latek, przez pięć ostatnich sezonów kariery nie wypadał z czołowej piętnastki Pucharu Świata, piętnaście razy stawał na podium, w pożegnalnych mistrzostwach świata w Lahti był na skoczni normalnej czwarty, najwyżej w karierze.

Trener z maszyną do szycia

- Pamiętam Stefana skoczka, bo to były czasy wielkiego Adama Małysza. Nie okazywał żadnych emocji, ale jakoś go lubiłem. Na Stefanie można było polegać: widziałeś go na belce i wiedziałeś, że zawsze wyląduje w czubie - wspomina Maciej Kot. - Stefan razem z Widhoelzlem to byli dwaj tacy zawodnicy, którzy zawsze coś kombinowali przy sprzęcie. Zawsze coś mieli pierwsi, zawsze coś wymyślali - mówi Adam Małysz. Horngacher już jako trener przez całe lata woził ze sobą wszędzie maszynę do szycia i udoskonalał kombinezony. - Dopiero gdy zacząłem pracować w Polsce, maszynę zostawiłem w domu - mówił niedawno. Teraz od szycia kombinezonów ma Czecha Michala Doleżala. A jego braciszek Widhoelzl udoskonala sprzęt Austriakom, u boku Kuttina.

Do Niemiec z lojalności. I za głosem serca

Para dryblasów Kuttin-Horngacher uczyła się zawodu trenera przy Lepistoe. Mieli być łącznikami między trenerem a skoczkami. Przyglądali się jak doświadczony Hannu wprowadza w wielki świat nastolatków: Thomasa Morgensterna i Andreasa Koflera. Razem wyszykowali Austriakom najlepsze wówczas kombinezony w stawce. Ale Heinz szybko odszedł do Polski, na trenera kadry B. A gdy awansował na trenera głównego i miał być trenerem Małysza, pociągnął za sobą do Polski Horngachera, by ten go zastąpił w pracy z młodymi polskimi talentami. Byli w tej grupie Kamil Stoch i Piotr Żyła. Potem w 2006 Kuttin i Horngacher razem odeszli z Polski do Niemiec. Kuttin skłócony z PZN, Horngacher nie, był nawet kandydatem na trenera polskiej kadry. Ale był lojalny wobec Heinza i ciągnęło go do Niemiec z prywatnych powodów. Kuttin poszedł do niemieckiej kadry B, a Horngacher do ośrodka szkoleniowego w Hinterzarten. Do Szwarcwaldu - tam, gdzie do dziś mieszka, gdzie są rodzinne strony jego życiowej partnerki Nicole, byłej fizjoterapeutki niemieckiej kadry. Niedługo przed przeprowadzką z Polski do Niemiec urodziła się ich córka Dana Maria. Z pierwszego małżeństwa Horngacher ma syna, Andreasa.

Adam Małysz: - Wiedziałem, że Stefan do nas przyjdzie. Bo będzie chciał trochę porywalizować z Heinzem

To w Niemczech ich drogi z Kuttinem się rozeszły. Nadal się lubią, są wobec siebie fair, ale już nie pracują razem. Horngacher z czasem awansował na asystenta trenera Niemców, Austriaka Wernera Schustera, ale nadal pracował też w Hinterzarten. Heinz dość szybko skłócił się w Niemczech, odszedł by być osobistym trenerem Thomasa Morgensterna, a w końcu został w 2014 trenerem Austriaków.

Adam Małysz śmieje się, gdy słyszy że Heinz i Stefan to przeciwieństwa. - Ja ich tak nigdy nie odbierałem, oni mają tak naprawdę bardzo podobne charaktery. I zawsze ze sobą rywalizowali. Najpierw jako skoczkowie, potem jako trenerzy. Dlatego ja wiedziałem, że Stefan do nas przyjdzie pracować samodzielnie. Bo będzie chciał trochę porywalizować - mówi Małysz.

Horngacher: - Musiałem sobie zburzyć ład w życiu. Ale poczułem, że jestem gotowy iść na swoje

Horngacher od lat dostawał propozycje samodzielnej pracy. Zatrudnienie go jako głównego trenera rozważali Polacy po igrzyskach w Turynie, Niemcy pod koniec 2007, gdy wpadli w wielki kryzys, Austriacy chcieli by poprowadził kadrę w kombinacji norweskiej. Zdecydował się pójść na swoje dopiero gdy Polacy ponowili propozycję w 2016. - Długo myślałem, czy to dobry moment. Miałem naprawdę dobrą pracę w Niemczech. Bezpieczna posada, wszystko zorganizowane i jasno ustalone. Musiałem sobie ten ład w życiu zburzyć, a zacząć budować coś nowego. Ale przecież chciałem kiedyś być głównym trenerem, dążyłem do tego. Ostatniego lata poczułem, że jestem na to gotowy. A to, że propozycja przyszła z Polski, ułatwiło mi podjęcie decyzji. Znałem skoczków, działaczy, system z czasów, gdy pracowałem w Polsce - tłumaczył Sport.pl Horngacher.

Pierwszą propozycję złożył Łukasz Kruczek

To Małysz był tym, który go ostatecznie przekonał. - Pierwszą propozycję złożył Stefanowi w poprzednim sezonie Łukasz Kruczek. Łukasz był już zdecydowany na odejście z naszej kadry, pomagał w szukaniu następcy. Poproszono go, żeby zagadnął Stefana podczas zawodów. Horngacher odpowiedział dość wymijająco, bo jeszcze miał kontrakt z Niemcami. A potem się spotkaliśmy na koniec sezonu w Planicy. Tam już padło konkretne: tak. I zaczęły się negocjacje, Stefanowi bardzo zależało m.in. na tym, żeby ściągnąć do kadry kogoś, kto będzie dbał o kombinezony. Michal Doleżal miał w Czechach problemy, związek nie płacił na czas, więc przyszedł do nas. Ja w tych negocjacjach ze Stefanem nie brałem udziału, bo jeszcze wtedy nie byłem dyrektorem w związku. Ale dałem słowo Stefanowi, że nawet jeśli nie zostanę działaczem, to będę mu pomagać - wspomina Małysz.

Innauer: - Miał dość pływania w tej samej zupie

Niemcy bardzo chcieli Horngachera zatrzymać. Tak jak w 2006 Polacy. Tak jak w 2004 Austriacy. Dla Toniego Innauera odejście Stefana z Austrii to był cios w serce. - Powiedziałem mu: Steff, wiesz że nie jest mi łatwo, wiesz też, że drzwi masz zawsze otwarte. On chciał poznać inną kulturę, powiedział, że ma już dość pływania w tej samej zupie. A miałem już wobec niego konkretne plany - mówił Innauer w 2005, gdy rozmawialiśmy o Kuttinie i Horngacherze. Chciał, by to Stefan był asystentem Alexandra Pointnera, młodego trenera, którego związek zrobił w 2004 trenerem Austriaków i dał mu zadanie "wprowadzenia skoków w nową erę" (tak wtedy mówił Innauer).

Pointner miał świetne wykształcenie, ale skoczkiem był bardzo przeciętnym. - A ja zawsze uważałem, że najlepsze połączenie to trener teoretyk plus trener praktyk. Taki duet mnie trenował: profesor Baldur Preiml (to twórca austriackiego skokowego Wunderteamu drugiej połowy lat 70., człowiek, który popchnął skoki w nowy wymiar jeśli chodzi o trening, sprzęt, odżywianie - pw) oraz jego asystent praktyk Max Goserl. To był tandem wiedza plus intuicja. Wiedza plus doświadczenie. Takiej pary szukałem. Kogoś kto skończył gimnazjum w Stams, a potem studia, jak Pointner. Plus kogoś takiego jak Stefan - mówi Innauer.

Stefan, duma szkoły

Horngacher szkoły w Stams nie kończył. W Austrii dbanie o edukację skoczków jest od czasów Baldura Preimla (był nauczycielem historii w Stams i on przyciągnął do szkoły pierwszych skoczków) i Innauera bardzo ważne, ale są dwie drogi. Jedna to gimnazjum w Stams, dla tych którzy chcieliby później studiować. Taką drogę przeszli m.in. trener Niemców Werner Schuster, trener Norwegów Alexander Stoeckl, prowadzący Czechów Richard Schallert. Druga to narciarska szkoła zawodowa w Eisenerz. Tam młody Stefan Horngacher wykształcił się na stolarza i ćwiczył w WSV Eisenerz pod okiem Gerharda Niederhammera i Reinholda Bachlera, byłego rekordzisty świata w długości lotu, srebrnego medalisty olimpijskiego z Grenoble. Niederhammer, który w swoich czas godził skakanie na nartach z pracą pomocnika w kopalni, nie był aż tak dobrym skoczkiem jak Bachler, ale reprezentował Austrię na mistrzostwach świata 1962 w Zakopanem.

- To Reini i Gerhard uformowali Horngachera, a wcześniej trenerzy klubu z jego rodzinnego Woergl w Tyrolu: Helmuth Turnbichler, ojciec skoczków Stefana i Thomasa, oraz Kurt Walter. Gerhard Niederhammer jest bardzo emocjonalny, przyjacielski i Stefanowi było chyba do niego najbliżej - mówi Innauer. Horngacher był dumą zespołu szkół w Eisenerz, pierwszym mistrzem świata wychowanym w narciarskiej zawodówce, założonej dopiero w 1982 roku.

"On szuka rozwiązań, a nie idei"

- Steff nie chciał iść na studia, chciał zostać rzemieślnikiem. I to dobrze oddaje jego charakter. Filozofowanie nie jest jego żywiołem. On lubi podejmować decyzje, lubi dotknąć wszystkiego osobiście. Szuka rozwiązań, a nie idei. Jest bardzo bezpośredni, ma świetny kontakt z ludźmi - mówi Innauer.

- On nie odlatuje od ziemi. Zachowuje spokój. I ważna rzecz: nie próbuje wymyślać skoków na nowo. Nie przyszedł do Polski, żeby zmieniać, tylko udoskonalać. Ma dobre oko do takich drobnych, ale ważnych poprawek - mówi Sport.pl Hannu Lepistoe. A Adam Małysz przypomina sobie ten jeden raz, gdy Horngacher był jego trenerem. I wtedy właśnie praktyka wygrała z teorią. - To był styczeń 2005, loty na Kulm. Kuttin pojechał z Mateuszem Rutkowskim i innymi potreować do Ramsau. Ja byłem ze Stefanem. Miałem wtedy czarny treningowy kombinezon i zmieniałem go na konkurs na nowszy, czerwony. W treningach skakałem super, a w pierwszym konkursie - tak sobie. Horngacher pyta po zawodach: Czemu ty zmieniasz kombinezon? - Bo ten jest stary i już przepuszcza, a tamten nowy. Przecież trzeba skakać w nowym. - Niczego nie trzeba, ten ci bardziej pasuje to bierz ten.

- Wziąłem, wygrałem konkurs. I tak Stefana trenera zapamiętałem - mówi Małysz.

"Czuję się, jakby mi grzebał w głowie"

- Stefek umie podejść od strony skoczka, jasno wytłumaczyć książkową wiedzę. Ma to coś, nie wiem jak to nazwać: przeczuciem, czy po prostu ogromną wiedzą. Ale czasami się czuję tak, jakby mi grzebał w głowie. Ja sobie idę i dumam, że coś mi w moim skakaniu nie pasuje, a on podchodzi i właśnie o tym chce porozmawiać. Jego uwagi są tak trafione, że się go aż czasami boję, że on w myślach czyta - mówi Sport.pl Maciej Kot. - Pilnuje nas też, żebyśmy na każdym poziomie wszystko robili najlepiej jak się da. Pilnowali każdego procenta, który się może złożyć na sto procent sukcesu - mówi Sport.pl Maciej Kot.

Horngacher kontroluje, ile czasu jego skoczkowie poświęcają na wywiady - nie wymaga, żeby go za każdym razem pytali o pozwolenie, ale lubi być informowany - pilnuje, żeby się dobrze regenerowali, zagląda im do talerzy. - Jeszcze nam wstyd za to, co na pierwszym zgrupowaniu zobaczył u niektórych na stole. Był w szoku, gdy zajrzał na talerze: parówki na śniadanie, kiełbaski. Do tej pory nas jeszcze od czasu do czasu krytykuje za to, co wybieramy - mówi Kot.

Trener wymiata na gitarze

Ale i polscy skoczkowie byli raz w szoku po tym, co im pokazał. - Filmy, jak wymiata na gitarze elektrycznej w swoim garażu. Ma tam całą kolekcję gitar, takich z wyższej półki, jest z nich bardzo dumny, bo o niektóre egzemplarze musiał powalczyć. Jak podłączy wszystkie wzmacniacze, to... Musi mieć specjalne pomieszczenie, bo inaczej dom by rozniósł - mówi Maciej Kot. O tym, że trener lubi ciężkie brzmienie wiedzieli od dawna, słychać gdy się z nim jedzie samochodem i wchodzi do jego pokoju. - Ale gdy nam puścił jak gra "Metallicę", nie powiem, byliśmy pod wrażeniem. Jest samoukiem, ściąga sobie podręczniki, podpatruje innych - mówi Maciej Kot.

Horngacher, na wieży trenerskiej, jak kiedyś na belce, bardzo poważny i wycofany, w zaufanym gronie jest zupełnie inny (jak mówią skoczkowie: "sami się dziwimy, że główny trener takie rzeczy robi"). Ale żeby były żarty, najpierw musi się wszystko zgadzać w pracy. Gdy w grudniu 2016 Polacy pierwszy raz wygrali konkurs drużynowy Pucharu Świata i niektórzy fruwali z radości pod sufit, powiedział im, żeby przestali to uważać za jakiś wielki sukces, bo taka ma być nowa norma. Gdy jechali na Turniej Czterech Skoczni, poprosił ich żeby w ostatnich dniach przed startem w ogóle nie udzielali wywiadów. Gdy podbili turniej, zajmując dwa pierwsze miejsca, trzy z czołowych czterech, świętował razem z nimi, ale potem zrobił zebranie i powiedział: cieszcie się, a od poniedziałku wracamy do pracy.

- To nie tak, że on nam zabrania się cieszyć. Tylko nam przypomina, że każdy sukces to tylko etap. On wręcz nalega: cieszcie się tym co robicie, bo bez radości nie ma dobrego skakania - mówi Maciej Kot. Kamil Stoch usłyszał od Horngachera: masz przestać rozpamiętywać, że czegoś nie wygrałeś, tylko cieszyć się tym co ci się udało, i jak skaczesz.

"Kamil, nieważne co zdobyłeś. Nawet mistrz musi ćwiczyć podstawy"

Przed laty Horngacher Stocha i Piotra Żyłę doprowadził do srebra mistrzostw świata juniorów w konkursie drużynowym. A Stoch miałby wówcas, w 2005 roku, również złoto indywidualnie, gdyby się nie wywrócił po lądowaniu w drugiej serii. Teraz przyszło Austriakowi wyciągać Kamila z głębokiego kryzysu. I zrozumiał, że jedną z przeszkód na drodze do powrotu do wielkiej formy była duma mistrza: niezadowolenie ze wszystkiego, co poniżej zwycięstwa, poczucie rozczarowania samym sobą.

Powiedział Stochowi: "Kamil, nieważne co już zdobyłeś. Nawet mistrz musi ćwiczyć podstawy". To samo usłyszał od niego Martin Schmitt, gdy zaczęli pracę w 2006 roku. Wypalonego mistrza Horngacher odrodził, wyrzucając mu z głowy stare skoki i odbudowując krok po kroku. I Schmitt zaczął znowu wskakiwać nawet do czołowej dziesiątki Pucharu Świata. W Polsce trenując w kadrze B Roberta Mateję Horngacher przywrócił mu radość ze skakania i Mateja, wcześniej bliski decyzji o końcu kariery, wrócił do zdobywania punktów PŚ.

Wziąć zagubionego skoczka na swój warsztat, wyszukać co się zepsuło, naprawić - to jest to, co majster Steff potrafi najlepiej. I to, czego polskie skoki potrzebowały ostatnio najbardziej.

Stefan Horngacher

Rocznik 1969, urodzony w Woergl w Tyrolu, dziś mieszka w Niemczech, w Szwarcwaldzie. Debiutował w Pucharze Świata w 1988 roku, w austriackich konkursach Turnieju Czterech Skoczni. Wygrał w PŚ dwa konkursy, w 1991 w Kulm i 1999 w Zakopanem, piętnaście razy stał na podium, zdobył dwa drużynowe mistrzostwa świata, w 1991 i 2001, dwa brązowe medale olimpijskie, w 1994 i 1998. Karierę zakończył w 2002 roku, po bardzo nieudanych dla austriackich skoków igrzyskach w Salt Lake City (nie zdobyli medalu, ale Horngacher akurat wypadł dość przyzwoicie, zajął piąte i 11. miejsce) i od razu został trenerem. Najpierw asystentem Hannu Lepistoe w Austrii, do 2004. Potem współpracownikiem Heinza Kuttina w Polsce, do 2006. Od 2006 do 2016 pracował w Niemczech, w centrum szkolenia w Hinterzarten i w reprezentacji: od 2008 był szefem kadry B, a od 2012 asystentem Wernera Schustera w kadrze A. W 2016 podpisał kontrakt z Polskim Związkiem Narciarskim do maja 2018 roku. Już po kilku miesiącach pracy doprowadził Polaków do historycznego złota w konkursie drużynowym na mistrzostwach świata, do pierwszego drużynowego zwycięstwa w Pucharze Świata i do bezprecedensowego sukcesu w Turnieju Czterech Skoczni, w którym zajęli trzy z czterech czołowych miejsc.

Więcej o:
Copyright © Agora SA