Po fatalnej pogodowo środzie kibice skoków obawiali się, że w Lahti wyniki dwóch z trzech konkursów nie będą sprawiedliwe. Na skoczni normalnej skakano w ładnej, zimowej scenerii, a w dniu kwalifikacji do zawodów na obiekcie dużym oglądaliśmy i wiatr gaszący zawodników, i padający deszcz, który w końcu zmienił się w śnieg hamujący skoczków na rozbiegu. Na szczęście kapryśna aura typowa dla skoków w Finlandii dokuczała wszystkim tylko wtedy. W czwartek konkurs udało się przeprowadzić w warunkach w miarę sprawiedliwych. I Polacy znów pokazali, jak są mocni. Na skoczni HS 100 Stoch był czwarty, Kot piąty, Kubacki ósmy, a Żyła 19. Na HS 130 było jeszcze lepiej - Żyła zdobył brązowy medal, Kot uplasował się na miejscu szóstym, Stoch na siódmym, a Kubacki ponownie na ósmym.
W nieoficjalnej klasyfikacji drużynowej nasza "czwórka" była najlepsza. Podopieczni Stefana Horngachera zgromadzili w sumie 1072,2 pkt. Na ich poziomie skakali jeszcze tylko Norwegowie, którzy do spółki uzyskali 1066,1 pkt. Niemcy i Austriacy, typowani dotąd na głównych rywali Polski w walce o złoto, wypadli wyraźnie słabiej - zgromadzili odpowiednio 1018,9 i 1009,5 pkt.
W sobotę te cztery drużyny powinny walczyć o medale. Fiński Instytut Meteorologii przekonuje, że na ostateczne rozstrzygnięcia nie powinna wpłynąć pogoda. W południe w Lahti wiało z prędkością do 2 m/s, a w porze konkursu wiatr ma jeszcze osłabnąć, podmuchy nie powinny przekraczać 1,3 m/s. Szansa na opady jest oceniana na 15 procent podczas pierwszej serii i na tylko 5 proc. w trakcie rundy finałowej. Skoczkom nie powinien też w żaden sposób przeszkodzić czterostopniowy mróz.
Dobra pogoda to dla polskiej drużyny dobra wiadomość. Mocni zawsze chcą skakać w sprawiedliwych warunkach. A my tej zimy jesteśmy na razie najmocniejsi. Zespół Horngachera prowadzi w klasyfikacji Pucharu Narodów, a z trzech "drużynówek" rozegranych w Pucharze Świata wygrał dwie i raz zajął drugie miejsce.