Piotr Żyła w czwartek osiągnął największy sukces w karierze. Był tak poruszony swoim brązowym medalem (złoto zdobył Stefan Kraft, srebro - Andreas Wellinger), że odjęło mu mowę. Nie potrafił odpowiadać na pytania, również na to, czy podium w Lahti jest dla niego ważniejsze niż drugie miejsce w 65. Turnieju Czterech Skoczni. Żyła nie mówił, ale mowa jego ciała powiedziała wszystko. Po raz pierwszy publicznie płakał, tym razem już nie był w stanie założyć maski trefnisia. Spełnił wielkie marzenie.
Kilka dni temu Żyła był najsłabszym z czterech Polaków w konkursie na skoczni HS100. Zajął wówczas 19. miejsce. Stracił sporo punktów do czwartego Stocha, piątego Kota i ósmego Kubackiego, dlatego przed treningami na obiekcie HS130 zasadne było pytanie, czy aby w drugim konkursie nie zastąpi go będący w wysokiej formie Jan Ziobro. Ale trener Stefan Horngacher szybko wyjaśnił sytuację, ogłaszając, że postawi na tę samą "czwórkę". Austriak ocenił, że żaden z zawodników go nie zawiódł. Nie zamierzał odsuwać od składu Żyły za jeden słabszy skok. Słusznie wierzył w zawodnika prawie czołowej "10" Pucharu Świata (tuż przed Lahti Piotr spadł na 11. pozycję) i zarazem "wicemistrza" Turnieju Czterech Skoczni. Zresztą, w moc Żyły Horngacher wierzył od dawna, już w grudniu mówił w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem, że pracują tak, by największa była w Lahti. I drugiej szansy na wielki sukces Żyła nie zmarnował, mimo że w powodzenie planu już mało kto wierzył.
Żyła jest wielki, o niepodważalnych pozycjach Stocha i Kota wiadomo od dawna, a Kubacki wskoczył na taki poziom, który po prostu i w nim każe widzieć kolejne odkrycie Horngachera. Do soboty najlepszym występem Dawida na wielkiej imprezie było 20. miejsce w Predazzo, w konkursie wygranym przez Stocha. Poza tym był jeszcze 31. w pierwszych zawodach włoskich MŚ z 2013 roku, 29. w Falun przed dwoma laty i 32. na igrzyskach w Soczi w 2014 roku. W Lahti oba starty ukończył na ósmym miejscu, pokazując, że chyba właśnie ze skoczka regularnie plasującego się w drugiej dziesiątce awansował na kogoś więcej. Czy już zawodnika aspirującego do podium? Może jeszcze nie, ale na pewno mającego na to zadatki.
Kubacki pod okiem Horngachera idzie dalej w kierunku, który znalazł już minionej zimy, pracując z kadrą B prowadzoną wtedy przez Macieja Maciusiaka. W poprzednim sezonie 27-latek zdobył 182 punkty PŚ, co było jego rekordem życiowym. Teraz ma ich już 299, a do końca jeszcze sześć startów.
W kadrze B z Kubackim był Kot. On rok do roku poprawił się o kilkaset procent. W PŚ ma 883 punkty, po raz pierwszy w karierze stanął na podium (drugie miejsce w grudniu w Lillehammer), odniósł pierwsze zwycięstwa (w lutym w Sapporo i w Pjongczangu), jest piątym zawodnikiem "generalki". Przed rokiem był 31., uciułał 165 punktów. Piąte i szóste miejsca w Lahti jego ambicji na pewno nie zaspokoiły, ale te pozycje trzeba docenić, bo Maćka nigdy wcześniej nie było w czołowej "10" konkursu MŚ.
Na pewno niespełniony jest w Finlandii Stoch. Lider Pucharu Świata wygrywał już wszystkie wielkie imprezy z wyjątkiem MŚ w lotach, a tu uplasował się na pozycjach czwartej i siódmej. W ostatnich tygodniach widać u naszego podwójnego mistrza olimpijskiego obniżkę formy, może się zdarzyć tak, że nie obroni pierwszej pozycji w PŚ i Kryształową Kulę wywalczy nie on, tylko podwójnie złoty w Lahti Stefan Kraft. Ale przecież i Stoch przed przyjściem Horngachera mógł tylko pomarzyć o zimie, jaką przeżywa. Wygrany Turniej Czterech Skoczni, sześć pucharowych zwycięstw i 11 podiów, w sumie 1280 punktów. A jeszcze przed rokiem zaledwie trzy miejsca w czołowej "10", tylko 295 punktów i dopiero 22. pozycja na koniec. W najważniejszych imprezach poprzedniego sezonu Stoch był cieniem mistrza. W Turnieju Czterech Skoczni zajął 23. miejsce, na mistrzostwach świata w lotach nie został sklasyfikowany, bo odpadł już w kwalifikacjach.
Jeszcze jeden wynik z ubiegłej zimy warto przypomnieć - 2154 punkty wyskakali wtedy w sumie nasi zawodnicy w Pucharze Narodów. W 35 startach. Dało to Polsce szóste miejsce, ze stratą ponad pięciu tysięcy (!) punktów do najlepszej Norwegii. W 24 konkursach tej zimy podopieczni Horngachera zdobyli 4383 pkt. To daje im pierwszą pozycję w Pucharze Narodów. Są o 434 pkt lepsi od Austriaków i o 452 pkt - od Niemców. Z trzech konkursów drużynowych nasi skoczkowie wygrali dwa, w jednym zajęli drugą pozycję, nieznacznie ustępując Niemcom.
Po zsumowaniu not zawodników w konkursie na HS100 w Lahti Polska jako drużyna miała miejsce drugie, a na skoczni HS130 - pierwsze. Polska 1072,2 pkt, Norwegia 1066,1, Niemcy 1018,9, Austria 1009,5: tak to wyglądało w czwartek. Nie wiadomo czy powtórzy się w sobotę, kiedy zostanie rozegrana "drużynówka". Ale wiadomo, że w niecały rok pracy Horngacher zbudował zespół, o którym każdy powie "faworyt". I ten zespół zasłużył, by wywiązać się ze swojej roli, i trener na to, by odebrać nagrodę za świetnie wykonaną robotę.