MŚ w Lahti. Justyna Kowalczyk przed najważniejszym biegiem mistrzostw: Obliczaliśmy wszystko tak, żebym mogła tu depnąć [ROZMOWA]

- Jednego tylko nie chcę: niespodzianek, przypadków. Wiem, że jestem w formie, obliczaliśmy wszystko tak, żebym tu mogła depnąć na pedał gazu. Ale to jeszcze niczego nie rozstrzyga, a rywalki wyglądają świetnie - mówi Justyna Kowalczyk. We wtorek o 13.07 zacznie bieg na 10 km klasykiem, który w MŚ i igrzyskach dał jej już trzy medale. Pięć minut po niej na trasę ruszy Marit Bjoergen

Paweł Wilkowicz: Dlaczego zaczęłaś pisać "Bieg na 10 km klasykiem" wielką literą?

Justyna Kowalczyk: Bo ostatnie dwa lata poświęciłam temu biegowi, przez dwa lata dopinałam wszystko na ostatni guzik. Przetułałam się jeszcze, choć już nie musiałam. To będzie dla mnie bardzo ważny dzień. I dlatego wielką literą. A jeśli mi tutaj wyjdzie, to może w Pjongczang zrobię nawet dwa biegi wielką literą: sprint klasyczny i trzydziestkę.

Czyli wtorek jest jak egzamin z tego eksperymentu, którym był obecny sezon?

- Nie wiem, czy eksperymentu. Wiem, że jestem w dobrej dyspozycji. Nie potrzebuję już żadnego potwierdzenia, wiem że się dobrze przygotowałam. Już swój mały cel osiągnęłam. Zmusiłam się do tego, co zapowiedziałam dwa lata temu. A jaki będzie wynik we wtorek, to już nieco inna sprawa. Nie wszystko zależy od przygotowania. Sporo od pogody, od nart. Od takich niespodzianek. Nie chcę niespodzianek. Ale mogą być. Wiele już w sporcie przeżyłam, wiem jak jest. Dlatego nie będę wszystkiego uzależniać od tego biegu. Ale chciałabym żeby moja praca, praca trenera, całego sztabu, doczekała się potwierdzenia dobrym wynikiem.

Ale jednak jakimś eksperymentem ten sezon był: bez pucharowej młócki, bez Tour de Ski, z niemal samymi biegami klasykiem i nastawieniem na ten jeden dzień.

- Ustalmy coś: wy mnie nie widzicie w Pucharze Świata i myślicie, że jak startuję gdzieś w zawodach niższej rangi na Białorusi, to się inaczej staram. Nie, staram się tak samo, tylko nie ma tej rozdmuchanej otoczki.

I ten system się sprawdza, będzie taki sam w sezonie olimpijskim?

- Na pewno jest mi dobrze na co dzień bez tej otoczki. Dobrze dla mojej głowy. To był wielki plus zmian w tym sezonie. Ale korekty przed igrzyskami będą, bo jeśli chcę dobrze wystartować w sprincie i trzydziestce w Pjongczang to będę musiała szukać takich biegów, a nie dziesiątek klasykiem, jak w obecnym sezonie.

Zwłaszcza że w sprincie się szybko traci doświadczenie, gubi rytm walki ramię w ramię z najlepszymi, o czym się też już przekonałaś.

- Tak, żeby pozostać zwierzęciem sprinterskim, trzeba się stale mierzyć z najlepszymi dziewczynami, a nie w zawodach niższej rangi odbiec wszystkim na dziesięć metrów i komfortowo pilnować przewagi. Musisz walczyć z tymi, z którymi będziesz potem finiszować. Więc na pewno sposób na Pjongczang będzie inny niż na Lahti.

Jaka jest trasa w Lahti?

- Bardzo dobra i zawsze przynosiła mi dobre wyniki. W zależności od tego, na jakim poziomie byłam, Lahti zawsze przynosiło mi coś dobrego. To są trudne trasy. Ze stromymi podbiegami, ale przerywanymi krótkimi, sześcio-, ośmiosekundowymi zjazdami. Te zjazdy nie są specjalnie trudne, na tym najgorszym i tak wszyscy wyzerują prędkość, więc się wiele nie straci. Wcześniej jest jeden trudny zakręt.

Ale ze wszystkich mistrzostw świata w których startowałam, Lahti ma najlepsze trasy. Żałuję tylko, że się wcześniej nie postarali o mistrzostwa, wtedy kiedy byłam w najlepszym momencie kariery. Nie do wiary, że tyle lat startuję, a jeszcze ani razu nie miałam mistrzostw w Lahti. W 2001 startowała tu Dorota Kwaśny-Lejawa, już wówczas trenowana przez Aleksandra Wierietielnego i zajęła 16. miejsce. Więc widać, że mistrzowskie Lahti lubi Polaków. Już nawet nie wspominam Józefa Łuszczka, bo to oczywiste.

A które trasy przez te kilkanaście lat startów w MŚ były najgorsze?

- Zdecydowanie dwa lata temu w Falun. Na szczęście ta najważniejsza, sprinterska, mi podpasowała. W Oslo był łatwy, ale długi zjazd, a ja na takich dostaję zakwasów, i to takiego kopa zakwaszeniowego. Val di Fiemme - świetne trasy. W Libercu też były dobre, strome z szybkimi podbiegami. Zresztą widać po wynikach.

Liberec, z dwoma złotymi medalami i brązowym, to były te najmilsze mistrzostwa?

- A może te będą najmilsze? Czuję się tu super, bardzo lubię Finlandię i Finów. Liberec był super, ale to jednak było pożegnanie z czasami, gdy byłam dziewczynką w sporcie. Potem już trzeba było dorosnąć.

Zobacz wideo

Akurat w MŚ to było trudne dorastanie: Oslo 2011 z niedosytem po biegu na 10 km klasykiem, Val di Fiemme 2013 z wielkim niedosytem.

- W Libercu też nie było łatwo. Przyjechałam w wielkiej formie, nie miałam jeszcze medali z mistrzostw świata i wiedziałam, że teraz trzeba. A nasz serwis nie był jeszcze tak rozbudowany, jeszcze nie umieliśmy tyle jeśli chodzi o przygotowanie nart do stylu klasycznego. To był pierwszy raz gdy kibice z Polski zjechali bardzo tłumnie. Zresztą, ja zawsze na mistrzostwa świata jechałam ze stresem startowym. Nawet na te pierwsze w Val di Fiemme w 2003, które mogłam jeszcze potraktować jak nagrodę i pojechać sobie ot, tak. Ale postanowiłam sobie, że za nagrodę to ja będę jeździć po sezonach, a tam już pojechałam do ciężkiej pracy.

A potem były mistrzostwa świata w Oberstdorfie, gdzie pierwszy raz zrobiło się o tobie głośno po czwartym miejscu na 30 km, ale jechałaś tam już wiedząc że wykryto u ciebie wcześniej deksametazon i że będą problemy. Z Sapporo 2007 zapamiętaliśmy cię przeziębioną i zapłakaną....

- ...zaczęłam od niepotrzebnego przypługowania w sprincie, a potem była szkarlatyna. Zawsze mnie bardziej mobilizowały igrzyska niż mistrzostwa świata. Gdy się zbliżały, to wiedziałam, że tam nie wolno dać ciała. Mistrzostwa są co dwa lata, to jednak co innego. Ale umiem się na nie zmobilizować. Poprzednia zima była bez wielkich imprez i pracowałam przed nią jak trzeba, ale nie wszystko było dopięte w takich szczegółach, nie byłam tak odtłuszczona jak teraz.

Czuję się przygotowana. Już w Pucharze Świata w Pjongczang przekonałam się, że to na czym mi zależało zaczyna działać. Bo wcześniej, gdy byłam na zgrupowaniu w Lahti, jeszcze to wyglądało słabiej. Ale w Pjongczang mnie puściło i mogłam spokojnie wrócić do Soczi robić swoje. Wszyscy widzieli jak pobiegłam tydzień temu w Otepaeae, to była już ścisła czołówka, a różnice - poza stratą do Marit Bjoergen - nie tak duże, na bardzo trudnej trasie. Trasa w Lahti jest inna niż w Otepaeae. Tamta jest wołgowata, z długimi podbiegami, takimi dobijającymi, na długi krok stylem klasycznym. A w Lahti są podbiegi strome, takie bardziej na krok jak z imitacji skakanej.

Medale są tylko trzy. A bardzo poważnych kandydatek do medali: przynajmniej pięć.

- Rywalki wyglądają świetnie. O miejsce drugie i trzecie będzie walczyć jakieś siedem zawodniczek i naprawdę o kolejności zdecydują narty i dyspozycja dnia. Ja jestem teraz dużo mniej ospała niż byłam w Oteapaeae, bo tamte zawody wypadły akurat w najgorszym momencie po zejściu z gór. Tam zdechłam na ostatnich 1200 m, zabrakło takiej wytrzymałości jaką miały już rywalki. Tak obliczaliśmy wszystko, żeby właśnie we wtorek wystarczyło sił na depnięcie na pedał gazu. Tak w teorii powinnam zareagować po przygotowaniach do biegu. W teorii.

A co po 10 km klasykiem?

- 2 marca jest sztafeta, a już 4 marca będę w Polsce biec w Biegu Piastów. Bardzo chciałam w nim wystartować jeszcze jako aktywna zawodniczka. To się Biegowi Piastów należało. A w tym roku wszystko się akurat ułożyło tak, że Bieg Piastów pasuje mi najlepiej, bo mam trochę problemów z plecami i na 90 kilometrów pchania rękami w Biegu Wazów nie jestem przygotowana.

Od 1 marca zaczynam się przygotowywać do igrzysk w Pjongczang. 50 klasykiem 4 marca w Biegu Piastów będzie idealne na początek przygotowań. Tydzień po Jakuszycach jest 30 km w Pucharze Świata, a potem PŚ przenosi się do Kanady. Tam jest mini tour z dwoma biegami stylem łyżwowym, więc ja odpuszczam. Pojedzie Maciek Staręga. A ja już do końca sezonu będę biegać maratony i myśleć o Pjongczang.

Bjoergen: Kowalczyk wśród kandydatek do złota

Marit Bjoergen stwierdziła, że oprócz niej jest jeszcze sześć innych kandydatek do złota w biegu na 10 km. W tym gronie umieściła Kowalczyk. CZYTAJ WIĘCEJ >>

Czy to ostatnie mistrzostwa Kowalczyk?

- Nie powiem na sto procent, że to ostatnie mistrzostwa, bo sama nie wiem - stwierdziła Kowalczyk. CZYTAJ WIĘCEJ >>

Srebro Parmakoski nadzieją dla Kowalczyk

Z polskiego punktu widzenia najważniejszy podczas biegu łączonego był wielki wystrzał Kristy Parmakoski. Srebrnej Finki która jeszcze sześć dni temu w Otepaeae przegrała z Justyną Kowalczyk. CZYTAJ WIĘCEJ >>

Łuszczek: Kowalczyk mocna, ale...

Na jej medal nie postawi pieniędzy CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Kiedy startują Polacy?

MŚ w Lahti. Terminarz i program CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.