Dokładnie sześć lat temu, 26 lutego 2011 roku, w Oslo mistrzem świata na skoczni normalnej został Thomas Morgenstern, srebro zdobył Andreas Kofler, a brąz wywalczył Adam Małysz. Dla Polaka był to szósty w karierze medal MŚ. Ostatni. Niespełna miesiąc później nasz mistrz zakończył karierę.
Dzień po tamtym konkursie w Oslo rozegrano pierwszą z dwóch męskich "drużynówek". Norwegia doprowadziła do dwóch takich konkursów, czując swoją szansę na medale. Gospodarze ją wykorzystali, zdobyli srebrne medale i na skoczni normalnej, i dużej. Dwa lata później, na MŚ w Val di Fiemme, w miejsce męskiej "drużynówki" na mniejszym obiekcie wprowadzono konkurs mieszany. Taki zostanie rozegrany w Lahti w niedzielę.
Z punktu widzenia rozwoju skoków to dobrze, że w kalendarzu mistrzowskiej imprezy są zawody mieszane. Z naszego punktu widzenia szkoda, że znalazły się w nim kosztem jednych zawodów drużynowych mężczyzn. Teraz mamy zespół mocny na tyle, że nawet w gorszym dniu każdego z naszych skoczków celowalibyśmy w medal.
W sobotę ani Stoch, ani Kot, ani Kubacki, ani tym bardziej sklasyfikowany na 19. miejscu Piotr Żyła , nie ustrzegli się błędów. A i tak ich zsumowane noty dają 1008,9 pkt. Więcej - 1027,6 - uzyskali tylko Niemcy (drugi Andreas Wellinger, trzeci Markus Eisenbichler, dziewiąty Richard Freitag i 13. Stephan Leyhe). Dalej w nieoficjalnej klasyfikacji drużynowej uplasowali się Austriacy. Stefan Kraft (zdobył złoty medal), Michael Hayboeck (był szósty), Manuel Fettner (12.) i Gregor Schlierenzauer (24.) zgromadzili 998,5 pkt. Inne drużyny zostały z tyłu. Norwegowie (siódmy Johann Andre Forfang, 15. Daniel Andre Tande, 16. Robert Johansson, 17. Andreas Stjernen) zdobyli razem 981 pkt, pozostałe ekipy nie miały całej "czwórki" w obu seriach.
Piękniejsza strona mistrzostw świata w Lahti! To one mogą zawładnąć sercami kibiców [ZDJĘCIA]