Adam Małysz: Nie miałem okazji do rewanżu

Mówi Adam Małysz: Po tym, co się w sobotę stało, byłem tak nastawiony, że muszę coś udowodnić. Żeby ten sobotni konkurs poszedł w zapomnienie. Dlatego szkoda mi, że się nie odbył. Nie miałem okazji do rewanżu, ale z drugiej strony akceptuję decyzję sędziów. Przy takim wietrze jak w niedzielę skakać się nie da. Komuś mogła stać się krzywda.

Dariusz Wołowski: Początek sezonu jest trudny. W Kuusamo były kłopoty z wiatrem, w Trondheim też, nie było okazji do treningu, odwołano jedne zawody. Kiedy wszyscy skoczkowie osiągną pełnię formy, by rywalizacja toczyła się na najwyższym poziomie?

Adam Małysz: Trudno powiedzieć. W tej chwili w najlepszej sytuacji są Niemcy, którzy mieli w Lillehammer dobre warunki do treningu. To było widać w Trondheim. Równo skakał Hannawald, równo Uhrmann czy Mechler. Oni skakali tu znacznie lepiej niż w Kuusamo, więc widać, że gdzieś tę formę zdobyli. Norwegowie też więcej trenowali, bo skocznia w Trondheim była na początku tygodnia otwarta, kłopoty z wiatrem zaczęły się, kiedy my tu dotarliśmy. A reszta? Skacze raz lepiej, raz gorzej. Widać, że forma wszystkich jest niestabilna. Skoczek potrzebuje około stu skoków, by być w dobrej dyspozycji. Ale niektórym starczy 80, więc ja nie wiem, kiedy kto będzie w pełni formy.

Początek sezonu jest ciężki...

- Na pewno nikt się tego nie spodziewał. Każdy konkurs stał pod znakiem zapytania. W końcu odbyły się trzy, ale warunki na skoczni były zmienne. Kto dostał wiatr - leciał, a kto nie, miał kłopoty. Tu w Trondheim wiatr dostała grupa z Uhrmannem, a w drugiej serii ci sami zawodnicy skakali blisko, bo ich powietrze nie poniosło.

Mimo wszystko ze Skandynawii wyjeżdża Pan z żółtą koszulką lidera Pucharu Świata.

- Tak, bardzo się cieszę. Teraz Neustadt i też łatwo nie będzie, bo to skocznia Svena Hannawalda, na której będzie chciał udowodnić, że jest najlepszy i że tam będzie wygrywał. No, ale ma wielu rywali, którzy postarają się mu przeszkodzić.

W tym Adama Małysza...

- Miejmy nadzieję.

W poniedziałek wraca Pan do domu po dwóch tygodniach startów. Na krótko. W środę macie trenować, w czwartek wyjeżdżacie do Niemiec.

- Tak, trzeba dobrze wykorzystać czas z rodziną. A Puchar Świata w Niemczech odbędzie się na pewno. Niemiecki trener mówił mi przed chwilą, że skończyli przygotowywać rozbieg skoczni i że jest zimno, więc nic nie stanie nam na przeszkodzie.

Pamięta Pan, kiedy miał ostatnio awarię sprzętu na zawodach?

- Tak. Na mistrzostwach Polski wypięła mi się narta.

Czy po tym, co się stało w sobotę z goglami, będzie się Pan teraz bardziej przyglądał swojemu sprzętowi?

- Gdybym zwracał przesadną uwagę na sprzęt, tobym w sobotę w ogóle nie skoczył. Ale jakoś mi nie przyszło do głowy, że ta sprawa mogła doprowadzić do upadku, że mógłbym wywinąć salto i się nawet połamać. Na pewno to był wadliwy sprzęt Carrery. Kiedyś w lecie też coś takiego mi się stało, że pasek wypadł z plastiku. Teraz do Kuusamo przysłali nam gogle i ten plastik już jest inny: większy, twardszy, więc widać, że wtedy był wadliwy. Ja nie wymieniłem całych gogli, wymieniłem sam plastik, bo jestem do nich przyzwyczajony.

To dla Pana nowe doświadczenie. Gdyby to się powtórzyło, toby Pan z belki zszedł?

- Tak. Teraz wiem, że w przypadku awarii zawodnik ma prawo się wycofać, poprawić sprzęt i nie musi być zdyskwalifikowany. Mogłem przecież pożyczyć okulary od przedskoczka. Ale w sobotę o tym nie pomyślałem. Pojechałem.

O ile kłopoty z goglami skróciły Pana skok?

- Tego nie wiem. Oglądałem powtórkę konkursu w Eurosporcie, gdzie widać było, że te okulary zjechały na prawe oko tak, że mało widziałem. Lądowanie było przez to zachwiane. Na pewno w pewnym momencie przestałem myśleć, by pociągnąć ten skok dalej i dalej.

Szybko Pan po te okulary pobiegł? Żeby nie przeszkadzały innym na zeskoku?

- Nie. To moje gogle, mój sprzęt, chciałem go sobie zabrać. To są dobre okulary. Wymieniłem w nich ten plastik i dalej będę w nich skakał.

Pańscy koledzy z reprezentacji mają początek sezonu bardzo nieudany. Może mógłby im Pan coś podpowiedzieć?

- Jeśli chcą, jeśli mnie pytają, to mówię, co uważam, co wiem, co czuję. Ale ja nie jestem trenerem. Ja się z niczym nie narzucam. Radzę tylko wtedy, gdy ktoś sam o radę prosi. Ewidentnie widać, że chłopakom brak skoków treningowych. Przez to brakuje spokoju. Marcin Bachleda na treningach skacze dobrze, a na zawodach rzuca się do przodu, że strach patrzeć, co może z tego wyjść.

Copyright © Agora SA