PŚ w Lillehammer. Łuszczek: Kowalczyk nie dogoni Norweżek. W grudniu

- Za tydzień w Davos Norweżki znów uciekną Justynie - mówi Józef Łuszczek po trzydniowym minicyklu Lillehammer Tour. Imprezę wygrała Marit Bjoergen przed Theresą Johaug i Heidi Weng. Justyna Kowalczyk w niedzielnym biegu pościgowym na 10 km stylem klasycznym przesunęła się z 30. na 10. miejsce. - Dobrze się spisała, ale Norweżki są na razie poza jej zasięgiem. Do końca grudnia Kowalczyk ich nie dogoni - twierdzi były mistrz świata.

Po 37. miejscu w piątkowym sprincie "łyżwą" i 28. pozycji w sobotnim biegu na 5 km również stylem dowolnym w niedzielę Kowalczyk wybiegła na trasę dopiero jako 30. Do prowadzącej Bjoergen Polka traciła 1:32,4. Na mecie strata Kowalczyk do Norweżki, która z trudem obroniła swoją pozycję (Johaug dogoniła ją, odrabiając na trasie pół minuty straty, ale przegrała finisz), wyniosła 2:15,6.

Czwarta i dziesiąta

To znaczy, że na 10 km nasza mistrzyni była wolniejsza od swej odwiecznej rywalki o 43,2 s. Jeszcze więcej podopieczna Aleksandra Wierietielnego straciła do Heidi Weng i Theresy Johaug. Pierwsza z nich pobiegła w niedzielę o 50,8, a druga - aż o 1:14,7 s szybciej od Kowalczyk.

- Norweżki są na razie poza zasięgiem. Nie ma o czym gadać - komentuje Łuszczek. Pocieszający jest jednak fakt, że już nikt poza Johaug, Weng i Bjoergen nie był w niedzielę lepszy od Justyny, patrząc na czasy netto. - Startami Justynka będzie je dochodzić. Ale powoli. Widać, że w drugiej części dystansów brakuje jej siły. W pierwszej jest elegancko, a później nie wygląda to tak, jak wtedy, kiedy ona jest w swojej formie - analizuje Łuszczek.

Zdaniem mistrza świata z Lahti z 1978 roku Kowalczyk na poziomie Johaug i Bjoergen będzie biegać nie wcześniej niż od styczniowego Tour de Ski. W grudniu ekspert radzi uzbroić się w cierpliwość i spokojnie znosić kolejne zwycięstwa fantastycznie dysponowanych rywalek.

Wytrzyma tylko do połowy?

- W sobotę w Szwajcarii od razu po starcie koło Justyny znajdzie się sześć czy siedem Norweżek, do tego dołączy jeszcze Charlotte Kalla i będą szarpać, jak dobra grupa kolarska. Jak się nie ma pełnej formy, to trudno wytrzymać takie mocne zmiany i tempo podkręcane przez kolejne rywalki - mówi Łuszczek, myśląc już o następnym biegu w Pucharze Świata. Za tydzień w Davos panie znów zmierzą się na 10 km "klasykiem", tyle że tym razem ze startu wspólnego. - W swojej normalnej formie Justyna dałaby się przeciwniczkom wyszumieć, a później by uderzyła i cześć. A teraz boję się, że wytrzyma do połowy dystansu, a później Norweżki między sobą będą rozstrzygały walkę o podium - prognozuje były mistrz. - Na takie rzeczy patrzy się trudno, ale musimy zachować spokój, bo jeszcze na pewno zobaczymy tej zimy taki układ sił, jaki nam się najbardziej podoba - kończy Łuszczek.

Zobacz najlepsze sportowe zdjęcia roku! [2014]

Więcej o:
Copyright © Agora SA