Łyżwiarstwo szybkie. Białkowska: Bródka musi walczyć o mistrzostwo świata

- Zaraz po igrzyskach w Soczi na stadionie Ajaksu zrobiono wielkie lodowisko. Marzyło mi się podobne na Stadionie Narodowym, ale nikt się tym pomysłem nie zainteresował - mówi w rozmowie ze Sport.pl Ewa Białkowska. Szkoda, bo trenerka, która w 2010 roku poprowadziła drużynę panczenistek do sensacyjnego brązowego medalu igrzysk w Vancouver, a teraz koordynuje szkolenie w Polskim Związku Łyżwiarstwa Szybkiego, opowiada, że polskie dzieci chcą być jak Zbigniew Bródka. Mistrz olimpijski wraz z kolegami i koleżankami nowy sezon Pucharu Świata rozpocznie w piątek w Obihiro.

W Japonii od piątku do niedzieli rozegrane zostaną wszystkie konkurencje, w których polscy panczeniści wywalczyli medale na igrzyskach w Soczi. Bródka sprawdzi się m.in. na swym koronnym dystansie 1500 m, na którym zdobył złoto, oraz w rywalizacji drużynowej, gdzie z kolegami sięgnął po brąz. W drużynowej rywalizacji pań wystąpią dwie z czterech naszych srebrnych medalistek z Soczi. Zabraknie Katarzyny Bachledy-Curuś, która leczy uraz kręgosłupa, i Natalii Czerwonki, która po fatalnym wypadku z sierpnia sezon musi spisać na straty. Mimo kadrowych braków w PZŁS liczą na dobre wyniki już w pierwszych zawodach nowego cyklu. A na głównej imprezie sezonu - lutowych mistrzostwach świata na dystansach w Heerenveen - szefowie związku będą wymagać od łyżwiarzy wyników podobnych do tych z Soczi.

Łukasz Jachimiak: Kilka dni temu Jan Szymański pobił rekord toru w Berlinie w biegu na 3000 m, w sprawdzianach bardzo dobrze wypadli też Zbigniew Bródka, Konrad Niedźwiedzki, Luiza Złotkowska i Katarzyna Woźniak. Trenerzy już w Niemczech pilnowali japońskiego czasu i zajęcia na lodzie kadrowicze zaczynali, gdy ich zegarki pokazywały godzinę 7, bo o tej porze będą ruszać do rywalizacji w Obihiro. Jest wielka mobilizacja, by mocno wejść w nowy sezon?

Ewa Białkowska: Bardzo byśmy chcieli, żeby to wejście w Puchar Świata było mocne, choć zdajemy sobie sprawę z tego, że start sezonu poolimpijskiego może wyjść różnie, wyniki mogą być zaskakujące. My robimy wszystko, żeby nie patrząc na rywali, pokazać swoją przynależność do światowej czołówki. Zadanie jest takie, żeby potwierdzić klasę, utwierdzić wszystkich, że jesteśmy wartościowym zespołem. Fajnie, że wszystko na to wskazuje. Po sprawdzianach w Berlinie do Obihiro ekipa pojechała spokojna. Martwi nas tylko jedno - sytuacja drużyny kobiet. Zespół, który od igrzysk w Vancouver w 2010 roku zdobywał dla nas medale wielkich imprez, przechodzi teraz trudny czas. Przez kontuzje. W Obihiro trudno będzie o podium, skoro wystartować nie będą mogły Kasia Bachleda-Curuś i Natalia Czerwonka. Te dziewczyny musieliśmy zastąpić zupełnie nowymi zawodniczkami, które nie startowały jeszcze w Pucharze Świata. Ale trzeba spojrzeć na to inaczej - następczynie kiedyś muszą się sprawdzić. Pierwsze starty będą dla nich trudne, nie spodziewamy się po tych dziewczynach wysokich miejsc, ale liczymy, że będą biły "życiówki".

Panie raczej bez podium, za to panowie w "trójce" już na "dzień dobry" powinni być?

- Tak myślę, ale powtarzam, że pierwszy weekend Pucharu Świata może być dziwny, jeśli chodzi o wyniki. Niektórzy z wielkich pewnie zeszli po igrzyskach z obciążeń treningowych, odpoczywają. Na pewno część łyżwiarzy formę zacznie szykować później, dopiero na lutowe mistrzostwa świata. Przecież nawet nasz Zbyszek nie szykuje się na tak mocny start jak w ubiegłym sezonie. W tym chce się powoli rozkręcać, do lutego nie musi się niczym przejmować. Tym razem czas do głównej imprezy wszystkim minie inaczej. W roku olimpijskim obciążenie było wielkie od samego początku, bo trzeba było walczyć w kwalifikacjach i od razu wykręcać świetne wyniki. Poza tym ktoś pewnie zrezygnuje, o czym dowiemy się dopiero w Obihiro. Po Vancouver roczną przerwę zrobił sobie m.in. Sven Kramer. Biorąc to wszystko pod uwagę, dochodzę do wniosku, że i drużyna dziewczyn nie jest skazana na porażkę. W trójce, która pojedzie, będziemy przecież mieli dwie świetne, zmotywowane dziewczyny. Luiza Złotkowska jest w znakomitej dyspozycji. Kasia Woźniak też sobie poradzi.

Lepiej się nie nakręcajmy - Woźniak była ostatnio rezerwową, ze Złotowską o sile drużyny stanowiły Bachleda-Curuś i Czerwonka. Ich brak to wielka strata.

- To prawda, że Woźniak indywidualnie od tej dwójki jest gorsza, ale w drużynie zawsze wypada lepiej, niż gdy jedzie tylko dla siebie. Tu jest inna mobilizacja. I choć na dziewczynach nie chcę wywierać presji, to powiem, że liczę na nie. Wierzę, że przy świetnie nastawionych Luizie i Kasi trzecia, niedoświadczona dziewczyna sobie poradzi. I będziemy mieli fajny wynik.

Jakie cele wynikowe stawiacie na ten sezon naszym panczenistom?

- Zbyszek sam mówi, że chce zdobyć złoty medal mistrzostw świata. To dobrze, bo on faktycznie musi potwierdzić swoją klasę, w końcu mistrzostwo olimpijskie do czegoś zobowiązuje, złoty medalista z Soczi nie może pojechać do Heerenveen bez formy. Wszyscy wiemy, że stać go na wielkie zwycięstwo w Holandii. Liczymy też na medale naszych drużyn, czyli celem jest powtórzenie wyniku z igrzysk, gdzie do złota Bródki srebro dołożyły panie, a brąz panowie. Natomiast indywidualnie wszyscy nasi medaliści z Soczi powinni znaleźć się w czołowych "ósemkach", a nawet "szóstkach" na swoich koronnych dystansach.

Rozumiem, że Bachleda-Curuś wróci do drużyny na tyle szybko, by spokojnie zdążyć z formą na lutowe mistrzostwa?

- Niestety, jeszcze nie jesteśmy tego pewni. Okazało się, że jej uraz kręgosłupa jest cięższy, niż się wydawało. Jeszcze nie dostała zgody na treningi z pełnym obciążeniem, cały czas się rehabilituje.

Co to za uraz?

- Sprawa przeciążeniowa. Po prostu uroki wyczynowego uprawiania sportu.

Pomagacie Natalii Czerwonce, która podczas sierpniowego treningu, jadąc rowerem, wpadła pod traktor i w efekcie doznała kilku złamań kręgosłupa, a później dowiedziała się, że na leczenie nie dostanie pieniędzy z ubezpieczenia, bo polisa, jaką jej zagwarantowaliście, działa jedynie na zawodach i obozach organizowanych przez związek?

- Myślę, że do pomocy powinny się poczuć wszystkie instytucje, również Polski Związek Kolarski. Bo nie bez znaczenia jest fakt, że ona trenowała do mistrzostw Polski w kolarstwie. My, jako PZŁS, pomagamy jak tylko możemy. Kupujemy jej sprzęt do rehabilitacji, staramy się zapewnić jak najlepszą opiekę lekarską, konsultujemy ją z wybitnymi profesorami. Nie umywamy rąk, robimy wszystko co w naszej mocy, żeby Natalii pomóc. A jeżeli chodzi o ubezpieczenie, to niestety, tak funkcjonuje nasz sport, nie jedna Natalia jest objęta tak niedoskonałym ubezpieczeniem.

Naprawdę nie stać was na lepsze polisy dla medalistów igrzysk?

- Większość ze środków, które mamy, przeznaczamy na szkolenie. Może mimo wszystko trzeba bardziej myśleć o takich nieprzyjemnych sytuacjach, o tym, że one mogą się zdarzyć. Na pewno szkoda, że nie jesteśmy tak bogatym związkiem jak siatkarski, który ma wielu sponsorów i może system ubezpieczeń sobie naprawić.

Po Soczi sponsorów wam nie przybyło?

- Jest trochę lepiej, ale igrzyska były w lutym, zaraz się łyżwiarstwo skończyło, a i firmy miały już budżety poukładane, więc trudno było liczyć, że nagle poważna firma wszystko pozmienia. Jesteśmy zadowoleni, że mamy Lotto, że ono się nami opiekuje. Ale chciałoby się, żeby wszyscy zawodnicy mieli takie wsparcie jak Zbyszek Bródka. Bardzo życzymy naszym panczenistom indywidualnych sponsorów. Wiemy, że oni dają komfort psychiczny. Przecież sportowca musi być stać choćby na to, żeby w wolnym czasie zabrać rodzinę do kina.

Ubezpieczeń praktycznie nie ma, sponsorzy drzwiami i oknami do związku nie walą, a co z obiecanym zadaszaniem torów? Politycy robią to, o czym mówili tuż po olimpijskich sukcesach?

- Trwają już drobne prace na Stegnach, od wiosny te prace mają ruszyć pełną parą.

Tylko w Warszawie będzie zadaszony tor?

- Na razie Ministerstwo Sportu podjęło decyzję dotyczącą tylko stolicy. Będziemy walczyć o to, żeby w innych ośrodkach te tory też były, bo jedna Warszawa nie rozwiąże naszych problemów.

Kiedy Stegny mają się doczekać dachu?

- Podobno w 2017 roku.

Czyli ich zadaszenie potrwa dłużej niż budowa Stadionu Narodowego.

- Co zrobić? Oby tylko ten dach powstał.

Jest dla kogo go robić? Po Soczi dzieci chcą być jak Bródka?

- Trenerzy z ośrodków łyżwiarskich mówią, że nigdy nie było takiego napływu dzieci. Problemem jest brak sprzętu. Kluby nie są bogate, nie mają tylu par łyżew, żeby wszystkim chętnym je wypożyczyć. Zainteresowanie jest takie, że dzieciaki jeżdżą na zmiany, jest po kilka treningów dziennie. Wiem, że i po sto osób chce ćwiczyć u jednego trenera. Zbyszek zrobił niesamowitą robotę. A razem z nim drużyny.

A propos Stadionu Narodowego - nie próbowaliście spowodować, by na Zimowym Narodowym, który już ruszył, wypożyczać można było również panczeny?

- Na lodowiskach, które tam powstały, nie ma szans, żeby pojeździć na panczenach, bo te lodowiska są za małe. Marzyło mi się, żeby tam na zimę wybudować tor z prawdziwego zdarzenia. To by było coś wspaniałego, bo i piękne zawody można by było wtedy na Narodowym zorganizować, i znakomitą ślizgawkę dla wszystkich prowadzić. Niestety, nikt się tym pomysłem nie zainteresował. Pewnie za dużo by to kosztowało. Nie jesteśmy Holandią. Zaraz po igrzyskach w Soczi w Amsterdamie, na stadionie Ajaksu, zrobiono wielkie lodowisko i na zawody przyszła ogromna liczba ludzi. Jak Holendrzy żyją łyżwiarstwem, wszyscy, którzy jeszcze nie mieli okazji, będą mogli zobaczyć w lutym.

Wyobraża sobie pani wyścig o mistrzostwo świata Bródki z Koenem Verweijem na jego lodzie?

- Już nie mogę się go doczekać. Te trzy tysięczne sekundy, o które Bródka był szybszy w Soczi, będą głównym tematem. Zbyszek będzie musiał udowodnić, że jest lepszy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.