Soczi 2014. Nowa Rosja na snowboardzie

Rosja się nie zmienia? Spójrzcie na tabelę medali z Soczi. Kilkadziesiąt lat radzieckiego sportu to musiała być jakaś bujda.

Wiaczesław Fietisow, dwukrotny złoty medalista olimpijski w hokeju, swego czasu minister sportu Rosji, poczucie humoru ma ciężkie. - Jeśli hokeiści znów skończą olimpijski turniej bez złota, to pewnie skończą w łagrze - mówił przed igrzyskami. Dziś już wiadomo, że skończą nie tylko bez złota, ale bez jakiegokolwiek medalu, znów odpadli w ćwierćfinale i trwa szukanie winnych.

Zjedz mnie

Pierwszy kandydat jest oczywisty, trener Zinetuła Biljaletdinow. - Co dalej z panem? Przecież Wiaczesław Bykow, trener z poprzednich igrzysk w Vancouver, został po prostu "zjedzony" po tamtej porażce - dociekał jeden z miejscowych dziennikarzy. - No to mnie zjedz. Zjedz, będzie po mnie - odpowiedział trener. Za klęskę odpowie pewnie on, może któryś z działaczy. A gwiazdy rosyjskiej kadry za chwilę rozjadą się z powrotem po klubach NHL i KHL, tak samo szybko jak się zjechały tuż przed turniejem. Kibice są dziś na nich wściekli, ale z czasem zapomną. Przed następnymi igrzyskami znów będą wierzyć w złoto, choć nie było go od 22 lat, czyli od turnieju w Albertville, w którym grała jeszcze drużyna Wspólnoty Niepodległych Państw.

Dzięki siedmiu złotym medalom Związku Radzieckiego i temu jednemu Wspólnoty Niepodległych Państw Rosja jest razem z Kanadą rekordzistą w liczbie zwycięstw w turnieju olimpijskim. Ale samodzielnie nie wygrała go jeszcze ani razu, a od kiedy w 1998 r. dopuszczono do gry hokeistów z NHL, zdobyła tylko dwa medale. Już trzecie igrzyska z rzędu kończy poza podium, z tą samą dezorientacją: dlaczego tylu dobrych zawodników nie tworzy dobrej drużyny.

Czerwony balet nie wraca

Hokeiści to finansowi arystokraci rosyjskiego sportu. KHL, czyli europejska konkurencja dla NHL, jest silna rosyjskimi pieniędzmi. Wspomniany Fietisow jako minister sportu zaczął program budowy 300 lodowisk w całym kraju, by zadbać o szkolenie młodzieży. Teoretycznie niczego do sukcesu nie brakuje. Ale czerwony balet na lodzie, zgranie, finezja, którymi radziecka reprezentacja zachwycała w czasach koszarowania zawodników i ćwiczenia razem do upadłego, jakoś nie chce wrócić w nowych czasach. - Takiego hokeja nie potrzebujemy - napisał po ćwierćfinałowej porażce z Finlandią "Sport Express". Tyle że innego hokeja chyba nie będzie. A Rosja nie przegrała przecież z maluczkimi. Finlandia jest dziś wyżej w rankingu IIHF, ma wielką przeszłość i teraźniejszość, tysiące klubów, kilkadziesiąt tysięcy hokeistów.

Na Laurze bez złota

Pieniądze Rosji szczęścia na tych igrzyskach nie dają. Biathlon to kolejny dowód. Miliarder Michaił Prochorow zadbał, by zawodnikom nie brakowało niczego. Wydał miliony, by latali na zawody prywatnymi odrzutowcami, mieli świetnego trenera z Niemiec, Wolfganga Pichlera. Bilety na biathlon sprzedawały się znakomicie, medalowe ambicje rosły. Rosjanie zbudowali na igrzyska jeden z najpiękniejszych i najnowocześniejszych ośrodków biathlonowych na świecie. Wielu mówi, że po prostu najlepszy, można tu będzie organizować jeszcze przez lata zawody świetnie wypadające na ekranie, słupów z reflektorami jest przy trasie niewiele mniej niż drzew. Ale na ekranach rosyjska radość pojawia się podczas olimpijskich zawodów sporadycznie. Srebro Olgi Wiluchiny i brąz Jewgienija Garaniczewa to jednak trochę mało. Podobnie jak dwa srebra zdobyte na drugim stadionie na trasach Laury, w biegach narciarskich. Tu apetyty były mniejsze - dlatego biegi mają na Laurze mniej okazałe miejsce, choć pierwszy plan był inny. Ale i na biegi Wagit Alekpierow i jego Łukoil nie żałowali pieniędzy.

Wielka piątka z przeszłości

Hokej, biathlon, biegi narciarskie, panczeny (tu też nie ma złota, jest srebro i brąz) to była za czasów Związku Radzieckiego, razem z łyżwiarstwem figurowym, wielka piątka tutejszych sportów zimowych. Zapewniła ZSRR łącznie 180 ze 194 olimpijskich medali. W Soczi ślady dawnej potęgi widać tylko w jeździe figurowej: złoto w drużynówce, złoto solistek, złoto i srebro w parach sportowych, brąz w tanecznych. W pozostałych wspomnianych dyscyplinach z medalami tak krucho, że sama Raisa Smietanina w najlepszej formie wywindowałaby Rosję wyżej w tabeli medalowej niż dzisiejszy biathon, biegi, panczeny i hokej razem wzięte.

Przyszywani Rosjanie

Trudno nazwać Soczi sportową porażką Rosjan. Porażka, nawet klęska, była w Vancouver, gdzie zdobyli ledwie trzy złote medale. Teraz mają siedem złotych, łącznie 23. Mało jak na gospodarza z takimi tradycjami, ale na czwarte miejsce w klasyfikacji medalowej wystarcza. Ale na liście medali poza wspomnianym łyżwiarstwem figurowym zupełnie nie widać siły dawnego rosyjskiego sportu, nawet nie cofając się do radzieckich czasów. Dziś Rosja jest silna snowboardem (trzy medale w każdym kolorze), short-trackiem (trzy medale w każdym kolorze), skeletonem (złoto i brąz), bobslejami (złoto), a dwa z sześciu złotych medali zdobyli dla niej przyszywani Rosjanie: Koreańczyk Victor An, potrójny mistrz olimpijski z Turynu w short-tracku, z obywatelstwem rosyjskim od trzech lat, podobnie jak Amerykanin Vic Wild, mistrz snowboardowego slalomu równoległego. Znajdźcie drugi kraj na liście zimowych potęg, który się tak przepoczwarzył. Dziś Smietanina nadjechałaby na jednej desce.

Więcej o:
Copyright © Agora SA